Advertisement
Published: March 6th 2012
Edit Blog Post
Ciasto drozdzowe
w wersji miejscowej restauracji hinduskiej :). Very tasty :) Ale sie nie opalamy.
Rano bez wiekszych problemow wyruszylismy z Kuala Lumpur autobusem klasy, tym razem, na prawde, deluxe. Tutejsze wycieczkowce sa szerokosci naszych ale przystosowane do pokonywania dlugich dystansow. 3 siedzenia w rzedzie, rokladane do pozycji prawie poziomej, o klimie nie wspominam bo to rzecz normalna tutaj (tak jak to ze wychladzaja nia wnetrze do dosc niskich temperatur 😊) - tym razem za rada Asi i korzystajac wlasnego doswidczenia wyposazylismy sie w koc tak wiec podroz byla komfortowa. No moze poza ostatnimi kilometrami. Tam droga zaczela wygladac jak wlosy na glowie mojej zony. Tzn dosc mocno krecila. Zona natomiast zaczela przybierac kolejno kolory owocow tropikalnych, ktore wczoraj spozywalismy. Na poczatku czerwona (owoc to Smoczy Owoc): ''Dlaczego on tak niedelikatnie prowadzi...''. Potem zielona (papaja) : ''Bede zygac...''. I na sam koniec zolta (wnetrze papaja) - tu juz nic nie mowila tylko zalegla na opuszczonym fotelu z reka na oczach. 😊 Na szczescie autobus zaraz szczesliwie dobil do stacji koncowej w Tanah Rata, czyli samym sercu Cameron Highlands.
Jestesmy na okolo 1800 m npm a temepratura nie spada ponizej 18 stopni celsjusza. Jest przy tym rzesko. Swietne miejsce. Pogoda w czasie podrozy byla idealna. Niestety na
Uzbrojony robaczek
wielkosci ludzkiej dloni. miejscu troche zaczelo padac. Podczas obiadu nawet grad. Postanowilismy wybrac sie wiec na krotki trekking aby zobaczyc jedna z miejscowych atrakcji, czyli Robinson's Falls (w jezyku naszych gorali to by pewnie byly Wodogrzmoty Robinsona 😊).
Szlak widoczny na mapie byl dosc slabo oznaczony w rzeczywistosci. Prowadzil dodatkowo przez okolice, ktorej trudno nadac inne miano niz zadupie 😊. Jakies bidadomki i tym podobne. Troche sie go naszukalismy ale w koncu trafilismy na wlasciwy trop. Przy wejsciu na szlak krecilo sie paru miejscowych. Smialismy sie z Basia, ze pewnie pobieraja myto za przejscie przez mostek. Jak sie okazalo za kilkadziesiat minut niewiele sie pomylilismy.
Pierwszych paredziesiat metrow szedl za nami jeden z nich. Okazal sie nawet bardzo pomocny bo zawolal mnie gdy wypadla mi z kieszeni mapa, podczas krecenia filmu (ktory notabene zalaczamy). Po okolo pol godzinie marszu w dol rzeki stwierdzilem, ze wedlug mapy nie osiagnelismy jeszcze nawet 1/4 drogi jaka mielismy zamiar przejsc. Po szybkiej konsultacji z Glownodowodzaca 😊 postanowilismy zawrocic ta sama droga, tak aby nie zastal nas w dzungli zmrok. Jakiez bylo nasze zdziwienie gdy po przejsciu 100 metrow na srodku drogi sposrod mgly wylonila sie, naprzeciw nas, sylwetka czlowieka...
Dosc zaskakujace, ze jeden z miejscowych mezczyzn zechcial popoludniu zrobic sobie przechadzke naszym tropem nieprawdaz? Podczas wymijania go wymienislismy uprzejme "hey hey'' oraz wytlumaczyslimy , ze zawrocilismy z powodu niedlugo majacego zapasc zmroku.
Moja wrodzona podejrzliwosc zostala zaaktywowana podwojnie gdy zorientowalismy sie, ze ow zaczal znow podazac naszym sladem a po paruset metrach przyspieszyl i zaczal sie do nas zblizac. W tym momencie pragne uspokoic tych, ktorzy maja serca w gorszej kondycji (mamo, wez gleboki oddech i policz do 10). Pisze te slowa a wiec nic sie nam nie stalo. 😊 Zaczelo sie robic jednak nerwowo. Basia stwierdzila, ze idzie za nami aby sie upewnic czy bezpiecznie przejdziemy sciezke 😊. ''Basiu prosze 😊. Nie badz naiwna 😊''. A wiec dogonil nas i probowal zagadywac. Wymienilismy uprzejmosci na temat geografii naszych rodzimych panstw. Na szczescie dzieki regularnej lekturze NG wiedzialem, gdzie lezy Bangladesz oraz ze powodzie sa jego stalym problemem. Tak dyskutujac zaczelismy dochodzic do konca sciezki (thanks God!) i tu zaczely sie ''schody''. Nasz towarzysz zapytal o pieniadze. Siegnalem po poryfel i dalem mu rownowartosc naszych 5 zl. Zaczal cos mowic o naszym panstwie . Teraz podejrzewam, ze chcial dowiedziec sie ile sie u nas zarabia aby wytargowac odpowiednia stawke ''za opieke''. Basia stwierdila ze jest pewnie kolekcjonerem zagranicznych walut. Postanowilem podarzyc tym tropem i wreczylem mu 10 zl polskich 😊. Oslupial. Wytlumaczylismy mu ze to bardzo kosztowny banknot i korzystajac z zaskoczenia szybkim krokiem oddaliismy sie w strone ulicy. Jeszcze 300 metrow i odetchnelismy z ulga...
Jutro nigdzie nie idziemy sami. Wykupujemy wycieczke w hotelu i jedziemy podziwiac pola herbaciane w grupie przyjazniej nastawionych ludzi 😊.
Advertisement
Tot: 0.156s; Tpl: 0.011s; cc: 7; qc: 51; dbt: 0.095s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb
anezram
non-member comment
No naprawde, zeby tak samemu po lesie, wilki jakies. Zaopatrzcie sie w jakis pepper spray lub maczete. Nigdy nic nie wiadomo. A tak na serio - to nie szarzujcie tak boso przez swiat , bo chcemy zobaczyc wiecej fotek po powrocie :)