Dzień 12. Tajwan, nasze refleksje.


Advertisement
Malaysia's flag
Asia » Malaysia » Wilayah Persekutuan » Kuala Lumpur
November 21st 2014
Published: November 22nd 2014
Edit Blog Post

Dziś zaczynamy się wycofywać. Jako, że podczas lotu zazwyczaj nie dzieje się nic wartego uwagi, a jeśli się zdarzy to mówią o tym we wszystkich dziennikach, pomyślałem, że warto napisać o rzeczach, które dla mnie wydały się dziwne, nowe lub po prostu można zobaczyć tylko w Azji, z położeniem nacisku na Tajwan. Będzie w formie poradnika i podsumowania więc nieco dłużej ale może ciekawiej.

Maseczki. Po 2 tygodniach tutaj wciąż nie mogę dojść dlaczego miejscowi je noszą. Czasem są zwykłymi maseczkami chirurgicznymi, czasem pięknie zdobionymi, jedwabnymi ozdobami, lub różowymi, zaopatrzonymi w logo ''hello kitty'' kiczowatymi kawałkami materiału. Tajwańczycy sami chyba nie do końca rozumieją sens noszenia ich na twarzy. Może kiedyś były elementem ochrony osobistej przed smogiem miasta i chorobami, lecz dziś po latach ewolucji spełniają chyba już tylko rolę elementu stroju, tak jak okulary noszone przez ludzi nie majacych wady wzroku, czy golfy w środku lata, gdy temperatury oscylują wokół tych, nie mogacych powodować marznięcia karku. Oczami wyobraźni widzę tajwańską rodzinę na święta, gdy córka rozpakowujac prezent spod choinki mówi: '' Och dziękuję! Ta maseczka od Prady musiała Was kosztować majatek!''. Maseczka jako element stroju i już.

Komunikacja. W dużych miastach jest świetnie opisana (prawie zawsze po angielsku
W Ding Tai Fung jest taki zakutany pan,W Ding Tai Fung jest taki zakutany pan,W Ding Tai Fung jest taki zakutany pan,

Którego jedynym zajęciem jest wyrównywanie patyczkow pod lupą.
😊 ) i zazwyczaj bardzo wygodna. Większość mieszkańców, w zasadzie powalajaca większość, woli jednak własny środek lokomocji, jakim, wbrew pozorom nie jest tu rower, lecz skuter. Skutery są wszędzie. Parkują gdzie popadnie. W miejscach do tego wyznaczonych i nie, w biurach (serio!), jeden na drugim i jeden pod drugim. Na ulicach sa specjalne pasy dla skuterów, na światłach specjalne miejsca, umożliwiajace skuternogom zatrzymanie się przed samochodami. Wydaje się w pierwszej chwili, że to szalenie niebezpieczne. Tym bardziej, że podejście do kwesti przestrzegania przepisów, nie jest może typowo azjatyckie ale... luźne. Mimo tego będąc tu 2 tygodnie nie byliśmy świadkami żadnego wypadku na drodze. Widocznie są lepszymi kierowcami od europejczyków. Skuter to na Tajwanie rzecz niezbędna i prawdopodobnie ktoś kto go nie posiada uważany jest za dziwaka, nie ma obu rąk (jedną bez problemu można kierować, podczas gdy drugą pisze się smsy), lub stać go na szofera z limuzyną.



Czystość. Dziś rano gdy wychodziliśmy z hotelu i zobaczyłem panią myjacą mopem publiczny chodnik, pomyślałem, że jak o tym nie napiszę to obraz Tajwanu pozbawiony będzie nietypowego, jak na Azję, tła. Dba się tu o nią na niespotykaną skalę. Przy czym, nie spotkałem się z taką ilością ograniczeń jak, w podobnie czystym Singapurze. Może dzięki mniej wilgotnemu i chłodniejszemu klimatowi, może właśnie dzięki większej dbałości o higienę, nie spotyka się tu prawie, bardzo charakterystycznego dla Malezji, czy Tajlandii, ''zapachu'' na ulicach. Toalety są wszędzie, są darmowe (tylko raz widzieliśmy sikajacego publicznie gentlemana ale widać już był starszy i przewidywał, że nie dotrze) i czyste. Zawsze jest w nich mydło, gdy wchodzi się do wielu miejsc użyteczności publicznej, czy restauracji, można zdezynfekować ręce płynem z podajnika automatycznego. Panie z naszego sanepidu oniemiałyby z zachwytu. Tajwan jest nieazjatycko czysty.

Jedzenie. O nim trzeba napisać bo cała Azja słynie z dobrej kuchni, lecz każdy z krajów, w tym Tajwan, ma coś specyficznego do zaoferowania. W swej historii wyspa była wciąż pod czyjąś okupacją lub znaczącymi wpływami. Te najstarsze, czyli europejskie nie odcisnęły się głębokim piętnem na tym co oferuje tajwańska kuchnia. Inaczej jest z wpływami japonskimi i chińskimi. Potraw z tych krajów najczęściej można tu skosztować. Znakomite Xiao long bao, czyli pierożki na parze (zwane tu też po prostu dumplings), wszelkiej maści zupy na wywarze, omlety z dodatkami. Można wyliczać bez końca. Trzeba przyjechać i spróbować. Osoby stosujace dietę bezglutenową będą tu miały niemały problem😊. Dieta odchudzajaca, czy lekkostrawna też nie zachowa ciagłości. Większość potraw na wózkach ulicznych to smażone w głębokim tłuszczu owoce morza i mięso. Mimo tego, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ja mimo ograniczeń dietetycznych podołałem, choć parokrotnie złamałem reżim. Mam nadzieję, że mój przewód pokarmowy będzie wyrozmiały. Acha, nie spotkały nas na Tajwanie żadne kłopoty związane z dolnym odcinkiem przewodu pokarmowego. To też świadczy o dobrej higienie. Mimo tego, że jedliśmy w bardzo różńych i czasami mocno podejrzanych miejscach.

Ludzie. O ludziach pisałem już wiele i z pewnoscią możnaby jeszcze wiele napisać. Gdy spędzaliśmy urlop w Malezji, czy, przede wszystkim Tajlandii, rzeczywistość zmuszała mnie do tego aby być czujnym. Z niewiadomych przyczyn tamta część świata traktuje turystów jak niewyczerpane źródło wartkiego strumienia gotówki i nagminnym zwyczajem wręcz są incydenty takiego określania waunków transakcji, aby powstały niedopowiedzenia, które możnaby w następstwie wykorzystać aby np. na koniec przejazdu tuk-tukiem w Bangkoku zażyczyć sobie ceny 2x wyższej od ogólnie przyjętej i wstępnie ustalonej. Na Tajwanie do takich incydentów nie dochodzi. Na naszym blogu wielokrotnie przytaczałem sytuacje wręcz odwrotne, gdy miejscowi nie chcieli napiwków lub za darmo oferowali nam podwiezienie taksówką. Prawie nie spotyka się tu backpackerow i w ogóle innych ras niż Azjaci. Czy to dobrze? Chyba tak
Kelnerka w restauracji w TaipeiKelnerka w restauracji w TaipeiKelnerka w restauracji w Taipei

dla usprawnienia pracy chodzi ze słuchawką w uchu jak agent Secret Service.
bo napływ większej ilości turystów mógłby zepsuć tą wspaniałą oazę życzliwości :-).Umiejętność posługiwania się językiem angielskim jest w wielu przypadkach, a właściwie prawie zawsze, niestety nie wystarczająca do tego aby móc porozumieć się co do konkretnej kwestii. Nie jest to problemem dla mieszkańców Tajwanu, którzy mimo tego, nie wstydząc się nieznajomości języka po prostu podchodzą na ulicy, gdy widzą, że masz problem i po chińsku próbują ci pomóc. Lub wołają kogoś, kto według nich potrafi mówić po angielsku, po czym okazuje się, że znajomość języka ogranicza się do ''hello' how are you''. Życzliwość i uczynność to cechy bez wątpienia wyróżniajace ten naród. Tajwańczycy są też w europejskim znaczeniu wyluzowani, możnaby nawet powiedzieć, że niekulturalni. Nie jest dla nich problemem głośne bekanie po jedzeniu, siorbanie, dłubanie w zębach czy pod paznokciami podczas jazdy w metrze. To jednak norma w większości krajów Azji i tu jest umiarkowanie rażąca. Co kraj to obyczaj i mieszkańcom Tajwanu można to wybaczyć. Odznaczają się dużą dbałością o siebie i w stolicy i na prowincji. Obywatele Tajwanu to kwestia zdecydowanie działająca na plus tego państwa.



Herbata. Kultura jej picia jest bardzo rozwinięta. Z pewnością jest to efekt, przede wszystkim, wpływów japońskich. Poza licznymi miejscami, gdzie wypić można herbatę zwykłą, miejscowy Oolong tea (bardzo smaczna), pearl milk tea (ulubion!a Basi ''ze skrzekiem'' 😊 ), czy wszelkiej maści mieszanki zielonej z mlekiem, Oolong z mlekiem, angielskiej z mlekiem, z 0-100% (roztwór nasycony?) cukru jest jeszcze harbata w wersji supermarketowej z lodówki. Miejsce naszych ''soków'', Kubusiów, Sprite'ów itp. w każdym supermarkecie i na każdej stacji zajmuje ogromna lodówka z kilkudziesicioma rodzajami herbat w butelkach. Zazwyczaj jest to parenaście gatunków niesłodzonej herbaty. Można się do tego przyzwyczaić i polubić. Miejscowi dentysci pewnością mają dzięki temu dużo mniej pracy ode mnie.



Ceny. Tajwan to nie do końca klasa cenowa Azji południowo-wschodniej. Gdyby zadać sobie jednak nieco trudu i wyzbyć niepotrzebnych uprzedzeń, budżet tajwańskiego backpackera spokojnie może zamknąć się w 100 zł/dobę. To pod warunkiem, że nie mamy nic przeciwko jedzeniu prosto z wózka na ulicy, spaniu w hotelach, których czasy świetności przeminęły wraz z wydaniem przez zespół Roxette singla ''Joyride'', lub nawet nieco wcześniej czy jeżdżeniu po mieście środkami komunikacji miejskiej (choć to akurat na Tajwanie nie jest żadnego rodzaju wyrzeczeniem). Hotel w jakim nocowaliśmy w Taipej był najlepszym, w jakim przyszło nam spać w Azji, kosztował ok 200 zł/dobę ze śniadaniem za 2 osoby. Według mnie to nie jest wygórowana cena, lecz musiałem sobie zadać nieco trudu aby go znaleźć. Za obiad na ulicy za 2 osoby można wydać ok 15 zł i najeść się tak, że guzik strzela. Jeśli chcemy nim strzelić po obiedzie w fajnej restauracji to trzebaby wydać 40-80 zł. Dojeżdżące wszędzie metro Taipei to koszt ok 45 zł za 3 dniową kartę, która dodatkowo uprawnia do korzystania z autobusów. Ciepłe źródła Beitou w towarzystwie supersympatycznej grupy emerytów to 4 zł/3 godz. Świerze powietrze, zgiełk miasta, ciekawi ludzie, tropikalna i spotykana u nas tylko w doniczkach na parapetach roślinność, piękne widoki - to wszystko jest za darmo. Jeśli się chce to można wydać tu niewiele pieniędzy i bardzo fajnie spędzić wakacje.



Chodniki. Dziwna sprawa ale i są i ich nie ma. Poza pełnieniem podstawowej funkcji oparcia dla stopy pieszego co jakiś czas okazuje się, że się kończą bo na ich środku wybudował ktoś kuchnię dla ulicznej restauracji. Potem znowu się pojawia by zniknąć ponieważ 100 osób postanowiło zaparkować na nim swoje skutery. Na chodnikach niejednokrotnie toczy się życie towarzyskie, je się obiady a także jeździ się po nich skuterami, gdy trzeba sobie skrócić drogę. Niejako naturalnymi odroślami chodników, równie uniwersalnymi jak one są... w zasadzie nie wiem jak je nazwać. To pomieszczenia zamykane bramami garażowymi, mieszczące się bezpośrednio przy ulicy, w których jednocześnie jest salon i cała rodzina je obiad i ogląda tv, zaparkowane są skutery, jest biuro i przyjmowani są interesanci, dodatkowo ci bardziej bogobojni umieszczają tam kapliczki i modlą się w wolnej chwili. Takie rzeczy tylko w Azji panie.



Night markety. Udogodnienie nie zarezerwowane dla Tajwanu, lecz szczególnie w tym kraju często spotykane. Oprócz tego, że można tu dobrze i różnorodnie zjeść, ludzie przychodzą po to żeby się pobawić, spotkać ze znajomymi, postrzelać z czegokolwiek (wiatrówki, darty, piłeczki) do balonów lub po prostu kupić nowy zestaw tasaków. Niby nic szczególnego. W Polsce też są targowiska. No tak, ale czy działają od zmroku do 2-3 w nocy?



Czas. Życie na Tajwanie toczy się w nieco innym tępie. Sklepy pozamykane o 8-9 rano to norma. Wszystko nabiera rozpędu około 11. Jednak jeśli chce się pójść na zakupy do jakiegokolwiek sklepu, można to spokojnie zrobić o 22 i otwarte będzie 90% witryn, nie tylko Tesco 24 h. Większość knajp (np. niezłe bary Sushi Express) łoi przez całą dobę więc bez problemu można w przyjemnych okolicznościach leczyć jet-laga.



Famili Mart i 7-Eleven. Są dosłownie na każdym kroku i pod tym względem ustępuje im nawet nasza Biedronka. Można tam kupić podstawowe rzeczy, zjeść i skorzystać z darmowego Wi-Fi.



Elektronika i ubrania. Jeśli ktoś jedzie tutaj jak po drewno do tartaku i ma nadzieję, że kupi deski taniej niz u stolarza to się zawiedzie. Elektroniki jest tu mnóstwo, bo ponoć 90 % rynku niektórych produktów zaopatrywane jest przez Tajwan. Jednak ceny i ubrań i sprzętu elektronicznego nie odstają od europejskich. Może po prostu taniej nie można?

Jak ja to podsumuje? Jedźcie na Tajwan póki jest tak fajnie bo mam wrazenie, że ten stan długo nie potrwa. Choć Tajwan nie jest tropikiem w dosłownym tego słowa znaczeniu więc może ominie go fala pijanych Rosjan i pozostanie na dłużej nietknieta oaza życzliwości i uczciwości. Oby. Czego życzę Wam i sobie bo zamierzamy tu wrócić.



Serwus

Basia i Wojtek

Advertisement



Tot: 0.13s; Tpl: 0.012s; cc: 14; qc: 54; dbt: 0.0702s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb