Advertisement
Published: September 7th 2019
Edit Blog Post
Już niemalże przywykliśmy do tego, że wizyta w Japonii to spotkanie z tajfunem. Tylko żeby w akurat w tą noc, kiedy mamy wejść na szczyt Fuji, co jest najważniejszą częścią naszej tegorocznej wyprawy. Nie nie damy się, bo mamy plan. Ale od początku...
To przytrafiło się nam już drugi raz. Powaleni do wygodnego łóżka w tokijskim hotelu, po przespanych 2h/24h, zostaliśmy uratowani przez room service. Pani pokojówka wyrwała nas ze snu torując sobie drogę między naszymi plecakami. Totalnie zakłopotana faktem, że jesteśmy w pokoju, tak szybko, cicho i niespodziewanie zniknęła jak się pojawiła. Gdy spojrzeliśmy na zegarek okazało się, że gdyby nie ona musielibyśmy zapłacić za dodatkową dobę w hotelu. Była 10 czasu miejscowego, czyli środek nocy dla Europejczyka. Zdążyliśmy na styk wykonać szybką toaletę, omówić plan trasy do Kawaguchiko i wymeldować się, przed graniczna godzina 11.
Japońska rzeczywistość to rozkosz podróżowania. Dzięki aplikacji Tokyo Metro (ha!), szybko dotarliśmy do największego dworca w Tokyo, Shinjuku. Tu, pozostawiona na peronie Basia postanowiła popilnować plecaków a ja pobiegłem zarezerwować bilety na Limited Express. Krótkie wyjaśnienie. Japoński JRpass upoważnia do jazdy większością pociągów, jednak te, które są z nazwy Limited Express zawsze wymagają pełnej rezerwacji miejsc. Wiem, że Japonia to nie Chiny
i wszyscy są chętni do pomocy, jednak obawiałem się, że pół godziny do pociągu moze mi nie wystarczyć a Basia po powrocie moze być już "Basią na twardo". Nic bardziej mylnego. Dzięki pomocy wszystkich na około załatwiłem sprawę w 10 minut, zdążyłem napoić Basie i jeszcze zostało nam sporo czasu na obserwowanie Japończyków czekających na wejście do wagonu w równej kolejce. I like it!
Podróż do Kawaguchiko była bardzo przyjemna. Postanowiliśmy wysupłać z sakiewki dodatkowe 16 złotych aby przejechać 1h drogi między Otsuki Kawaguchiko niczym Kim Dzong Un. Zabytkowy wagon, opiekująca się nami na stałe pani konduktor i duże okna. Kto by nie skorzystał. ?
Po wyjściu z pociągu spotkaliśmy na peronie młoda Amerykankę, która w krótkich spodenkach, butach do biegania o podkoszulku zamierzała dziś zdobyć Fuji. Była godzina 14. Ciemno się robi ok 18.30 a wejście to jakieś 6 h i trzeba jeszcze dojechać 1 h do tzw 5 stacji skąd się wyrusza. "Hmmm ci Amerykanie..." Se pomyśleliśmy i zadowoleni ze swego szczegółowego panowania wyjazdów raźno potruchtalismy do hostelu. Pani, która nas powitała skojarzyła fakty dotyczące naszego zameldowania i po zapytaniu o podgode pokazała mapę na której... Jak byk z ustawionymi prosto na nas rogami ruszał prosto
na Honsiu tajfun... Co więcej. Tajfun ma zgrabnie przelecieć przez wyspę akurat w godzinach, w których planowaliśmy wstać w schronisku i zacząć wchodzić na szczyt Fuji. Jedno jest pewne. Romantycznego wschodu na górze pojutrze rano na pewno nie zobaczymy. Co do reszty to się okaże. Może jednak Ci Amerykanie nie są tacy nierozsądni...
A więc plan jest taki. Wiać i padać ma jutro od 15. Pierwszy autobus na 5 stacje mamy o 6.30. Musimy nim dojechać. Zjeść szybkie śniadanie i wyruszyć w drogę tak aby być w schronisku na 3000 m npm w okolicach bezpiecznej 14.00. W razie draki Yoshida Trail, czyli trasa, która idziemy ma masę schronisk po drodze więc schowamy się w jakimś szybciej. Tajfun przywita się po japońsku. Będzie się kłaniał i wymieniał wizytówki z Honsiu do 6 nad ranem. Więc wtedy się zbieramy. Wchodzimy na selfie na szczyt i wracamy do Kawaguchiko. Oby wypaliło bo jak się okaże, że te buty, kijki i masę innych rzeczy wieźliśmy na darmo....
Kawaguchiko i pobliskie jezioro jest piękne. Obok hostelu jest wspaniały tempura bar i wszyscy są tak mili, że już wiemy dlaczego tak lubimy tu wracać.
A więc kciuki skrzyżowane aby wszystko poszło zgodnie z
planem.
Miejmy nadzieję, że do usłyszenia pojutrze. Do widzeeeeniaaaaa....?
Basia i Wojtek
Advertisement
Tot: 0.159s; Tpl: 0.011s; cc: 11; qc: 58; dbt: 0.0928s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb