Dzień 1. Tokyo. Po omacku.


Advertisement
Japan's flag
Asia » Japan » Tokyo » Asakusa
September 6th 2019
Published: September 6th 2019
Edit Blog Post

Lot z Warszawy do Tokio mija w mgnieniu oka.

Ani się spostrzeżesz dostajesz kolację o 15.00 czasu polskiego. Już musisz zacząć walczyć z jetlagiem. Żołądkowo. Po kolacji film. Obejrzałem dokument National Geographic "Free Solo" i muszę przyznac, że nie był to najlepszy wybór jeśli ma się w perspektywie konieczność zaśnięcia na parę godzin zaraz po zakończeniu seansu. Spocone ręce, przyspieszone bicie serca i gonitwa myśli to objawy jakie sobie zaserwowalem i musiałem długo przywoływać w myślach uspokajające obrazy łąk, pastwisk i plaż aby uspokoić wyobraźnię. Dokument jednak świetny i godny polecenia. Nawet dla ludzi kompletnie nie mających pojęcia o wspinaczce. Jak ja. Basia rozsądniej wybrała biografie Quenn i ukołysana głosem Freddiego śpi jak niemowlę. Trzeba było brać przykład z żony.

Po filmie trzeba się przespać. Choć 2 godziny. Nasze doświadczenie mówi, że aby zasnąć podczas długiego lotu najważniejsza jest izolacja zmysłów. Przede wszystkim wzroku. My wybralismy taktykę na: 1. Żółwia (śpię z BUFF zaciągniętą od szyi po czubek głowy) oraz 2. Gucia (Basia ma bardzo efektywne osłony na oczy, po założeniu których przypomina pamiętna postać z "Pszczółki Mai" tudzież generała Jaruzelskiego). Tak więc oczy to podstawa. Jeśli w promieniu paru rzędów siedzeń jest ktoś kto wpadł na doskonały pomysł wzięcia na tak długi lot pociechy w wieku under 7 dobrze jest też mieć zatyczki do uszu. Blogi szum silników naszego lotu zagłuszał z zadziwiająca regularnością taki właśnie niemowlaczek a ja swoje zatyczki mialem w bagażu, który jest teoretycznie w zasięgu mojej ręki, nad głową. Jednak aby się do niego dostać musiałbym obudzić siedzącego po lewej Gucia z Japonii. Szczęście na wyciągnięcie ręki. Nic to. Przespałem się ze 2 h więc wiedziałem, że strasznie nie będzie.

Tak więc po sekwencji film/sen obudziliśmy się błogo przeciągając i już z radością zauważyliśmyy, że załoga rezolutnie krząta się aby podać nam śniadanie o 12 w nocy. Przepraszam 6 nad ranem. Więc byliśmy prawie na miejscu.


Lądowanie przebiegło gładko ale już w tunelu łączącym samolot z terminalem fala powietrza jakby chciała nas wepchnąć z powrotem do samolotu. Jak Ci ludzie mogą tu nosić jeszcze swetry? Chyba po to, żeby się, zgodnie z ich angielska nazwą, pocić. Jest koło 30 stopni w cieniu.

No to ziu. Odebraliśmy bagaż, załatwiliśmy, jak stare wygi, JRpassy, zarezerwowalismy bilety na Narita Express, który nas zawiezie do centrum i kupiliśmy kartę SIM. Na to wszystko zeszło nam jakieś bagatelne 1,5 h. Wszystko przez bagaż Basi, który przykleił się chyba do wózka i wjechał na taśmę, tryumfalnie sunąc, pośród innych walizek, pół godziny po moim. Dziwne. Nie sprawdzałem ale Basia na pewno miała już stróżkę potu na kręgosłupie i tam niżej. W końcu w bagażu mamy cały ekwipunek do wejścia na Fuji a to za dwa dni. Nie ma więc czasu na siadanie na klacie tutejszej załodze lotniska i wypatrywanie zagubionego plecaka.

Gdy jechaliśmy do miasta Basia totalnie odpadła. Widocznie głos Freddiego jeszcze ją kołysał do snu. Nie robiłem sobie nadziei na zaplanowana na dziś zwiedzanie Team Lab Epsona.

W hotelu byliśmy o 13. Dałbym słowo, że wleciała z nami chmara much. Pan w recepcji uprzedził grzecznie jednak, że meldunek od 15. O bezlitosny! Odkleilismy plecaki, zostawiliśmy je w hotelu i chcąc nie chcąc pojechalismy 40 minut na sztuczna wyspę na obrzeżach Tokio aby zobaczyć tą niesamowitą galerię Epsona.

Wystawa, galeria czy w zasadzie nie wiadomo jak ją nazwać jest rzeczywiście nieziemska, interaktywna i polecam ją każdemu kto będzie w Tokio. Basia jadąc tam stwierdziła, że jest w tych salach na pewno dużo ciemnych kącików. Ona wybierze sobie jeden i położy się w nim spać. Nic z tego. To wszystko jest tak piękne i
Tempura+soba. Tempura+soba. Tempura+soba.

Jesteśmy w swoim żywiole. ?
wciągające, że wybudza nawet z dżetlagowej maligny.

Biedaczka nie dala jednak rady w drodze powrotnej i zasnela parę razy uwieszona na trzymadelkach w zatloczonym metrze, na stojąco. Powiem więcej. Była tak zamroczona, że po wyjściu z jednego z peronów staranowala bramkę wejściowa metra. Nie wiem jak jej to uszło na sucho.

Na kolację wspaniała tempura i soba i idziemy spać bo jutro pociąg pod Fuji-san. Aklimatyzacja, odpoczynek i przygotowanie na atak szczytowy ?.

Trzymajcie za nas kciuki bo nam się porobią w stawach luki!

Basia i Wojtek

Advertisement



Tot: 0.163s; Tpl: 0.011s; cc: 11; qc: 52; dbt: 0.0842s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb