Smutni i zmęczeni dotarliśmy do naszego Caotinha Guesthouse. Po drodze rozważaliśmy rożne opcje: zostać w Wind na weekend - bez sensu, tracimy dwa dni na siedzenie w mieście, gdzie nic nie ma, a zapłacone noclegi w parku przepadają, jechać nie oglądając się na wizę, bez dokumentów? Może jednak trochę stres, bo będziemy nielegalni i kto wie, co nam zrobią, jak nas złapią. A jak ci na lotnisku zobaczą, ze zignorowaliśmy ich nakaz niedopuszczania miasta i stawienia się w ministerstwie w pierwszym możliwym terminie, też nie wiadomo, jak zareagują. Postanowiliśmy pojechać jednak do parku narodowego Etosha oglądać słonie i lwy w sobotę rano - zgodnie z planem, i wrócić w poniedziałek. W Caotinha na szczęście przywitała nas cudownie miła pani Sandra - z Angoli, z mężem Francuzem. I ona - anioł kobieta - zaproponowała, ze pójdzie za
... read more