Advertisement
Published: December 5th 2015
Edit Blog Post
Smutni i zmęczeni dotarliśmy do naszego Caotinha Guesthouse. Po drodze rozważaliśmy rożne opcje: zostać w Wind na weekend - bez sensu, tracimy dwa dni na siedzenie w mieście, gdzie nic nie ma, a zapłacone noclegi w parku przepadają, jechać nie oglądając się na wizę, bez dokumentów? Może jednak trochę stres, bo będziemy nielegalni i kto wie, co nam zrobią, jak nas złapią. A jak ci na lotnisku zobaczą, ze zignorowaliśmy ich nakaz niedopuszczania miasta i stawienia się w ministerstwie w pierwszym możliwym terminie, też nie wiadomo, jak zareagują. Postanowiliśmy pojechać jednak do parku narodowego Etosha oglądać słonie i lwy w sobotę rano - zgodnie z planem, i wrócić w poniedziałek.
W Caotinha na szczęście przywitała nas cudownie miła pani Sandra - z Angoli, z mężem Francuzem. I ona - anioł kobieta - zaproponowała, ze pójdzie za nas w poniedziałek do biura, złoży dokumenty, a my przyjedziemy dopiero we wtorek, tracąc tylko jedną noc w parku, żeby zdążyć przed 15 do ministerstwa. Pozwoliła nam wydrukować u siebie liścik z prośba do Ministerstwa, gdzie przyznajemy się do swojej głupoty, zrobić ksero dokumentów, życzyła miłej podróży. Mój kac moralny pozostał, ale ciut sie uspokoiłam, ze nas nie aresztują. Co prawda wszyscy
(pan w rent-a-carze i jego kumple) nas zapewniali, ze jak człowiek już jest w kraju, to nikt go o paszport nie pyta, a najważniejszy dokument, to prawo jazdy, ale co oni wiedzą o byciu cudzoziemcem...
Ruszyliśmy więc naszym hiluxem, który wymaga, żeby krzywo trzymać kierownicę - wtedy jedzie prosto i z kierownicą po prawej, na północ. Lata niemieckich i południowoafrykańskich rządów stłamsiły tych biedaków, ale wydaje mi się, ze temu właśnie zawdzięczają wspaniałe drogi. Prawie 500km do parku i ani jednej dziury. Jedzie się elegancko 120km/h, ruchu nie ma wielkiego i tylko te guźce balansujące na cienkiej linii między jezdnią a wąskim poboczem przyprawiają człowieka o palpitacje serca.
Mijamy 3 główne miasta: Okahandja, Otjiwarongo, Outjo. Jedziemy do Okaukuejo. Każde kolejne jest mniejsze, a między nimi tylko sawanna - czasami płaska, czasami górzysta, czasami wyrośnie drzewo. Jest 36 stopni. W Windhoek zrobiliśmy zapasy: tuńczyk w puszce, niemiecki chleb, który okaże sie tak samo czerstwy przez wszystkie 3 dni, jak będziemy go jedli, miękkie awokado, dużo wody, orzeszki, krakersy i wino.
Po drodze zatrzymujemy sie więc pod akacją, wokół cicho i gorąco. Jemy lunch, którego menu pozostanie w zasadzie niezmienione przez cztery następne dni. Po
dwóch stronach drogi trawa, trochę drzew. Sucho, sucho, sucho.
Dotarliśmy około 16 do obozu Okakuejo, który jest tez centrum administracyjnym parku. Są bulgalowy w buszu, pole namiotowe, stacja benzynowa, poczta i sklep. Etosha jest jednym z najwspanialszych parków narodowych na świecie. Jej unikalność polega na tym, ze nieskończenie suchą solną równinę, która kiedyś dawno temu była jeziorem (pózniej na skutek ruchów tektonicznych zasilające jezioro rzeki zmieniły bieg, a ono samo wyschło), otacza sawanna, a na granicy miedzy nimi róż,leszczowe są cześciowo naturalne, a cześciowo stworzone przez człowieka oczka wodne, przy których gromadzą się zwierzęta. I tam można je oglądać w wielkich ilościach. Poza tym, po parku można jeździć samemu, podczas gdy większość takich miejsc w Afryce wymaga jednak, aby mieć kierowcę-przewodnika. Tam jeździ się na przełaj, a kierowcy przez CB radio przekazują sobie, gdzie jaką zwierzynę widzieli. Tu wystarczy mapa i własny samochód. Zwierząt jest tyle, ze springboki czy zebry stają się widokiem całkiem zwyczajnym, a od szczęścia i cierpliwości tylko zależy, co jeszcze się zobaczy.
Takie oczko wodne - waterhole - do którego o każdej porze dnia i nocy przychodzą zwierzęta, znajduje się zaraz za płotem obozu. Siedzisz sobie na ławeczce za kamiennym
murkiem, jak dobrze pójdzie, to popijasz piwko, a przed tobą rozgrywa sie przedstawienie.
Zaczekowalismy sie w naszej chatce w buszu z tradycyjnym obowiązkowym namibijskimi grillem braai i polecieliśmy sprawdzić, co aktualnie dzieje się nad woda. Było trochę antylop, jakiś szakal, ale jako ze mieliśmy jeszcze chwile przed zachodem słońca, postanowiliśmy jeszcze wyruszyć w teren. Z obozu można wyjeżdżać tylko za dnia. O zachodzie słońca bramy są zamykane i nie wiem, co dzieje się z nieszczęśnikami, którzy nie zdążą. My dojechaliśmy do miejsca, które nazywa się Wolfsnes i znajduje się na samiutkiej granicy buszu i soli. Stoi tam jedna zabłąkana akacja i jak tylko wyłączy się silnik samochodu, natychmiast robi się nieskończenie cicho. I pusto. Wracając zobaczyliśmy szakalice z małymi, bardzo z siebie dumni, ze udało nam się takie cudo zoczyć i nie wiedząc, jakie jeszcze niespodzianki szykuje dla nas park.
Gdy po kolacji (jadłam duszona dynie i ryż, a Q za to stek z antylopy oryx, który wraz ze stekiem z kudu i salami z zebry stanie sie jego przysmakiem), wracamy nad waterhole, zaczynaja dziać się cuda. Sadzawka jest oświetlona, ale busz wokół już nie, wiec zwierzęta pojawiają się nad woda niczym aktorzy na
scenie. Tylko żyrafy widać z daleka, ja przemierzają sawannę kołysząc szyjami.
Przychodzą słonie stadami, antylopy wszelakie i samotne nosorożce. Niby waterhole jest duża i wszyscy powinni się zmieścić, a nie ma lwa, żeby wytwarzał nerwową atmosferę, ale i tak okazuje się, ze jedne zwierzęta maja większe, a drugie mniejsze prawo, żeby się w spokoju napić. Wszystkie odgrywają tajemniczy taniec - jedna grupa odsuwa się, pojawia się solista, potem robią krok w bok, przebiega szakal, na drugim planie pojawia się hiena, przybliżają się do wody. Żyrafy długo zwlekają zanim zdecydują sie nachylić głowę nad woda. Gdy piją, są zupełnie bezbronne, pokracznie stojąc na rozjechanych nogach. Słonie pojawiają się całym stadem. Jest tez mały, wystarczajaco mały, żeby schować się pod dużym. Takie stado to podobno babcia, córki i wnuki, gdzie szefem jest najstarsza słonica. Nosorożce przychodzą pojedynczo. Stadami przychodzą zebry, oryxy, springboki, gnu.
Pobudka o 5.10, bo jedziemy na safari o świcie, wiec przed 23.00 niechętnie oddalamy się od waterhole, gdzie przestawienie trwa w najlepsze.
a to lokalny hit:
https://m.youtube.com/watch?v=zFvwmuP9fw4
Advertisement
Tot: 0.461s; Tpl: 0.02s; cc: 20; qc: 69; dbt: 0.0992s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb