Advertisement
Published: December 1st 2015
Edit Blog Post
We Włoszech nie dałam rady napisać bloga - kładliśmy dzieci spać na modłę południową - późno, a potem pomimo najlepszych chęci do siedzenia przy winie, sami odpadalimy po jednym kieliszku, dogryzając zimną pizzę ze sklepiku za rogiem.
Teraz jesteśmy bez dzieci, ale w sumie jest podobnie. Możliwość wyspania sie przez kilka dni jest tak bardzo kusząca, ze przeważa nad wszelaka inną aktywnością. A poza tym, przez pierwsze trzy dni byłam zbyt zestresowana, zeby cokolwiek napisać.
Podróż minęła mi jak w sennym widzie. Coś próbowałam oglądać w drodze d Dubaju, ale zasnęłam. Tam zjedliśmy kolacje i poszłam spać na szezlongu, w rzędzie innych tułaczy, spod oka patrząc tylko na lotniskowy tłum - lokalnych szejków ze swoimi kobietami, co poruszali sie czarno- biali niczym stado zebr, rodzine gdzieś z Kaszmiru albo innego Afganistanu, panie z naszego samolotu ('jestem z Łaska, ale mam pensjonat w Zakopanem, a panie skąd są?', dziewczynkę i chłopczyka, co ze 100 razy przejechali ruchomym chodnikiem. I wyobrażałam sobie, jakie to by było straszne, gdybym musiała do tej 4 rano ze swoimi dziećmi na lotnisku koczować.
Nie wiem, ile trwa lot Dubaj - Kapsztad. Spałam. Na szczęście Emirates maja takie zmyślne naklejki z wiadomością do pani stewardesy, czy chce sie cały lot spać, czy moze jednak spać z przerwa na jedzenie, wiec zostałam obudzona na mój paskudny orientalny vegetarian meal.
W Capetown kulturka, odebraliśmy bagaże, wyszliśmy z arrivals, weszliśmy z powrotem do departures, wypiliśmy kawę, obejrzeliśmy kalendarze African Wildlife na 2016. Wsiedliśmy do samolotu, pan steward dał nam wybór: chicken, beef, fish. Wszystko szło bardzo gładko.
W Windhoek z samolotu tup tup w upale na nogach do terminala, jak w Modlinie, tam szybko posuwała sie kolejka do kontroli paszportowej. "Next please". Podchodzę. Pani przegląda mój paszport, "You're from Poland, you need a visa". "Me? Noooo!" "Yes, you need a visa". "May I get a visa upon arrival?" "Wait!"
Pani prowadzi mnie do małego kantorka. Za chwile łowią tez Q. Od słowa do słowa okazało sie, ze Polacy potrzebują wizy do Namibii. My nie mieliśmy przeciwnych nfirmacji. Po prostu nie mieliśmy żadnych informacji, bo głupio i naiwnie założyliśmy, ze Obywatele Unii Europejskiej w ogóle nic już nie musza, wszyscy ich przyjmują z otwartymi ramionami i nawet przez ułamek sekundy nie przeszło nam przez myśl, żeby sprawdzić, czy wiza będzie potrzebna. Ukraińcy i Kazachowie mogą wjeżdżać bez wiz, a my wizę mieć musimy. I nie ma takiego zwyczaju, żeby wizę dawać na lotnisku. Jak sie u siebie nie postarałes, to wracaj skąd przyleciałes.
Pani za biurkiem przedstawiła nam powyższy stan rzeczy, zdziwiona, ze w ogóle wypuścili nas z RPA i zaproponowała, żebyśmy tam wrócili. Poszły wiec w ruch łzy i błagania: wymarzone wakacje, wszystko zapłacone, żałujemy naszej winy i bardzo prosimy nie deporujcie nas! Pani poszła po swojego supervisora, a on to samo mówi, nie ma wizy na granicy, a bez wizy nie można wjechać. Zasadniczo, jak nie masz wizy, to nawet jeśli chcesz zostać w N tylko pare dni, a pózniej grzecznie wrócić do domu, to i tak wpadasz do koszyka z uchodźcami z Etytrei i imigrantami z Konga, i trzeba cię wszechstronnie zweryfikować. Państwo spytali o nasze plany, my mówimy, ze Etosha najpierw. A oni "No Etosha", bo nawet jak Was wpuścimy, to musicie w poniedziałek stawić sie w ministerstwie spraw wewnętrznych i prosić o wizę. Albo możemy Was deportować. Coś wolicie? Stwierdziliśmy,może wolimy zostać. Tylko nie mozemy sie poza Windhoek ruszać. Dziś jest piątek i dzień wolny, bo wybory, my na lotnisku zatrzymamy Wasze paszporty i zobaczymy, kiedy te wizy otrzymacie, cieszcie się, ze Was wpuszczamy.
Z moralniakiem wielkim, bo przewodnik, gdzie wszystko stoi napisane mamy od miesięcy, ze spuszczonymi głowami i bez paszportów, za to z formularzami i kserowkami wniosków wizowych, poszliśmy po zarezerwowany samochód. Poskarżyliśmy się panu w wypożyczalni, jaka nas niesprawiedliwość spotkała i w efekcie wszyscy jego kumple chcieli nam pomoc. Okazało sie, ze każdy ma jakiegoś pociotka w ministerstwie, ale pociotek będzie dostępny w poniedziałek, bo dziś dzień wolny. Trwało to i trwało, i w końcu efektu żadnego nie przyniosło.
Wsiedliśmy do Hiluxa. Wszystkim zmęczeni i załamani. Cieszyły nas tylko warthogi (guźce) przy drodze i zachód słońca. I trzeba było szybko opanować jeżdżenie po złej stronie. Zastanawialiśmy się, jak połączyć wyjazd do Etoshy następnego dnia z zakazem opuszczania Windhoek i koniecznością stawienia się w poniedziałek w ministerstwie, które niczego nie obiecuje i niczego nie gwarantuje.
Włączyliśmy w pokoju telewizor i zaśpiewała nam Shakira:
http://https://m.youtube.com/watch?v=pRpeEdMmmQ0
Advertisement
Tot: 0.115s; Tpl: 0.011s; cc: 13; qc: 27; dbt: 0.0817s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb
Blazino
non-member comment
Yo
Hej.buziaki z Marakeszu.trzymam kciuki za wizę.