Advertisement
Published: August 29th 2010
Edit Blog Post
Spedzilismy weekend pod znakiem Chopina. I choc ciekawie, to nie do konca udanie, choc to pewnie po czesci nasza wina, bo kto chodzi do muzeum w weekend? Wszyscy! No wlasnie, i dlatego byly straszne tlumy.
W sobote Muzeum Chopina na Okolniku (to tu mieszkala Zlota Kaczka!), ktore okazalo sie byc multimedialnym muzeum kserokopii i gdzie przyczepic moge sie do kazdej najmniejszej rzeczy - od zetkniecia ze strona internetowa poczawszy. Po pierwsze, trzeba rezerwowac bilety przez internet, bo ludzi cala masa. Cudzoziemiec, umiarkowany szopinofil, ale chcacy zobaczyc muzeum, nie ma szans, bo jak sie juz tam doczlapie o 13.00, to dowiaduje sie, ze nastepne wolne wejscie jest o 17.00, odchodzi wiec z kwitkiem. Alternatywnie, moze odsiedziec w milej kawiarni. My mielismy bilety zarezerwowane kilka tygodni wczesniej, ale musielismy je sobie sami wydrukowac. I mimo ze mialy kod kreskowy, co wskazywaloby na ich natychmiastowa przepuszczalnosc przez jakas magnetyczna bramke, to wymagaly udania sie do kasy i wymiany (za kaucja!) na magnetyczna karte. Na szczescie, jest szansa, ze ten cudzoziemiec , jezeli zna jezyk angielski w stopniu sredniozaawansowanym, moze sie do muzeum juz zniechecic na etapie wirtualnego rezerwowania biletu, bo strona internetowa mowi, ze "Innovative approach to the subject of Chopin’s life and
output wins recognition of both music lovers, historians and artists." Wczesniej wspomina o tym, ze w muzeum uwodzi rowniez zapach. I jeszcze... Co tam, w sumie kazde zdanie jest soczyste, polecam lekture na:
M. - zdegustowana sprawa, napisala do pani kustosz muzeum, ktora przyznala, ze angielski nie jest najmocniejsza ich strona, obiecujac jednoczesnie poprawe do 10 sierpnia, ale moze miala na mysli przyszly rok, bo 29.08.2010 o 22.19 jest nadal fatalnie.
Z kas - ulokowanych w naprawde ladnym nowoczesnym budynku - nalezy przejsc do Palacu Ostrogskich, gdzie miesci sie samo muzeum, ale pan w kasie o tym nie informuje, ani w ogole nic nie mowi, nie daje tez zadnej ulotki czy broszury, ktora opowiadalaby historie instytucji i prowadzila po muzeum. A za 22 PLN od glowy, to molgby.
Wchodzimy wiec do palacu i nie wiemy, co dalej ze soba zrobic. Aktywujemy karte muzealna, te za 5 PLN, ale nie wiemy po co. W hallu czeka kilka osob - mamy czekac z nimi? Bedzie jakis przewodnik? Mozna wchodzic tylko o pelnej godzinie? Troche pogubieni, poszlismy tam, gdzie bylo najwiecej osob - do mini salki/tuby, ktora nie wiem, o czym byla, staram sie sobie przypomniec..., nie! nie pamietam, ale staly tam dwa biale wiatraki na nozkach, bo albo w odnowionym palacu zapomniano o klimatyzacji, albo sie zepsula.
Za sala/tuba, byla kolejna sala tuba z kosmicznymi siedzeniami w liczbie 2, gdzie komputery mialy chyba opowiadac historie Chopina, ale bylo mnostwo ludzi i ciezko sie bylo do czegokolwiek dopchac. Bo w muzeum nic nie moze byc po prostu napisane na scianie, zeby przecietny sredniointeligentny zwiedzajacy mogl sobie w swoim tempie przeczytac i zrozumiec, jak po kolei toczylo sie zycie Chopina, jak wplywala na nie historia, stworzyc sobie w glowie opowiesc o kompozytorze. Podobnie, jak nie ma kierunku zwiedzania. Takiej oldskulowej strzalki na scianie, stanowiacej muzealny kompas. Wszystkie informacje znajduja sie na ekranach, ktore trzeba aktywowac za pomoca tej kary za 5 PLN. Ale czasami karta nie dziala, a moze chodzi o to, zeby nie aktywowac w kolko tego samego, a moze nie wiem o co - dlaczego nie mozna zwyczajnie nacisnac palcem? A jak sie juz uda nacisnac i cos zaczyna grac, to podbiega dzieciak, przyklada swoja karte i lektor zaczyna od nowa. A dzieciak odbiega. Nawet na alpejskich stokach dochodza do wniosku na wysokosci ponad 1500 m n.p.m., ze juz nie trzeba pokazywac karnetu, bo jakby sie
komus ewentualnie udalo na czarno tak wysoko wspiac, to zasluguje, zeby jezdzic za darmo. A tu nie.
Nie chcac czytac ekranow, mozna skoncentrowac sie na eksponatach. Ale tych nie ma wiele. Na swojej stronie internetowej muzeum chwali sie, ze ma tysiace manuskryptow, ale moze sa zbyt cenne, zeby je pokazywac? Sa tylko ich kopie, ale czesc miejsc jest pusta, wiec podejrzewam, ze XEROX zaniemogl. Najciekawszym eksponatem jest chyba zegarek IWC, ktory Chopin dostal w dziecinstwie na pamiatke koncertu od niejakiej Angeliki Catalani - nie wiem, czy wystawiony jest oryginal, ale w tym wypadku na pewno nie kserokopia.
I tak dalej, i tak dalej. W sali na gorze pokazane jest, ze podrozowal, wiec na gorze gabloty napisane jest, ze Praha, a zdjecia w gablocie z Wiednia. Tu o jakis kochankach, ale nie wiadomo, ktora skad sie wziela i ile ich w sumie bylo. Tu jakas George Sand, ale jak ja poznal? I kiedy? Moze te informacje gdzies sa, ale zeby je znalezc trzebaby dlubac sie w ekranach. No i tylko po polsku. Albo inaczej: czlowiek oglada w gablocie wizerunek kobiety, patrzy na podpis ponizej, a tam napisane, ze to Norwid. Cos nie gra. Trzeba sie cofnac do zdjecia i
zobaczyc, jaki ma numerek. Aha, 10. To patrzymy na podpis nr 10. I tam napisane, ze to Delacroix. Ciagle cos nie pasuje. Aaaa... nizej jest napisane, ze to Delfina Potocka, pedzla czyjegostam. I tak ciagle. M. w nocy przed wizyta w muzeum przeczytala pol biografii Chopina i to pomoglo jej zorientowac sie, co i jak. Polecam ten sposob zwiedzania.
Nie zniechecilismy sie jednak i dzis bylismy w Zelazowej Woli. Nie ma parkingu z prawdziwego zdarzenia. Ale jest parking na blocie za 8 PLN. Wita nas piekny drewniany pawilon administracyjny. Nie wiedziec czemu, wpierw jet kontuar z audioguidami, a dopiero potem kasa, choc do odbioru audioguida potrzeba biletu, a pierwsza sala do zwiedzania jest za kasami, co powoduje duzo bieganie w te i z powrotem, ale jakos sobie poradzilismy. Bilet stanowi tylko paragon z kasy fiskalnej, ktory trzeba mocno sciskac w zebach, bo stanowi o legalnosci pobytu na terenie muzeum. I znow zadnej mapki, objasnienia, ani pomocy. Co sie zwiedza? Jak? Ale na szczescie tu jest sala, gdzie film mowi o historii miejsca i pozwala skomponowac w glowie fakty. I kazdy szczegol jest cudownie estetyczny - wlacznie z mazowiecka wierzba uwieziona w patio pawilonu - naprawde jest elegancko.
Sam
“dwor w Zelazowej Woli” jest pieknie odremontowany i w srodku nowoczesnie pusty, co pomaga tloczyc sie dziesiatkom ludzi na raz. Na szczescie pustke wypelnia audioguide ciekawa opowiescia. Cudowny jest park - wspaniala zielen, zadbany i przestronny. Audioguide nie dziala do konca sprawnie, ale jak ma lepszy moment, to aktywuje sie od czujnikow w ogrodzie i gra muzyke. Dowiedzialam sie, ze “dwor” kiedys wcale nie byl dworem, gdy rodzil sie kompozytor, tylko oficyna palacu, po ktorym dzis juz nie ma sladu. A charakter mini-dworku nadano mu pod koniec XIX wieku, gdy zaczeto tworzyc muzeum i chciano wierzyc, ze kompozytor urodzil sie w lepszych warunkach, niz przy palacowej kuchni. Ciekawa jest tez sprawa daty urodzin Chopina, ktora ksiegi koscielne wyznaczaja na 22 luty 1810 roku, a sam Chopin uwazal, ze urodzil sie 1 marca 1810 roku.
Na miejscu sa tez restauracje, co w sumie daje przyjemna poldniowa wycieczke. I polecam sklepy muzealne, na Tamce i w Zelazowej - naprawde fajne polskie gadzety, ktore rozwiazuja problem, co polskiego - oprocz kabanosow - kupic znajomym z zagranicy.
Na karcie za 5 PLN znajduje sie angielskie haslo “Experiencing Chopin”, co przetlumaczono na polski jako “Doswiadczanie Chopina” i faktycznie troche go za bardzo doswiadczyli
na Okolniku. Na oslode zostaje kupiona w muzeum plyta (od 2:00):
Advertisement
Tot: 0.089s; Tpl: 0.013s; cc: 12; qc: 24; dbt: 0.0356s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb
Andrzej
non-member comment
!
Olu cudnie! Boże czemu takich recenzji nie czytamy w Stołecznej?