Dzień 10. Widoki na Taipei.


Advertisement
Taiwan's flag
Asia » Taiwan » Taipei » Beitou
November 19th 2014
Published: November 19th 2014
Edit Blog Post

Słabi z nas kuracjusze. Wydaliśmy niemałe pieniądze na privat room z hot springsami i w zasadzie po 30 minutach, mimo tego, że mamy za sobą cały dzień łażenia po mieście i okolicznych wzgórzach, chcieliśmy wyjść i pokrecić się po ulicach Beitou. Tu jest trochę tak jak w naszym Karpaczu, który pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Wąskie, wspinajace się i kręte uliczki, przy których mnóstwo tutejszych ośrodków Funduszu Wczasów Pracowniczych. Jeno zwą się one Hot Springs.

Przed wizytą tutaj postanowiliśmy zrobić ''szybki'', poranny wypad na dwa punkty widokowe, których jeszcze nie zaliczyliśmy. Ciagłość czasowo-przestrzenna dojazdu do stacji Taipei Zoo zostałby o mały włos przerwana przez karygodne zachowanie Basi, która pozostając jeszcze w porannej malignie, zerwała się z siedzenia metra w połowie trasy i postanowiła wysiąść w momencie gdy do zakmnięcia drzwi wagonu pozostało parę sekund. Czuwałem jednak nad wszystkim i mój karcący głos wyrwał ja z majaków i nakazał zawrócić w porę. A była już poza wagonikiem. Jeszcze chwila i zostalibyśmy niebezpiecznie rozdzieleni 😊. Ja bez telefonu. Ona bez paszportów i pieniedzy. W późniejszej rozmowie ze mną uzasadniała swoje zachowanie tym, że usłyszała głos Chang-Khai-Checka nawołujacy ją z peronu. Sam nie wiem co o tym myśleć, aczkolwiek rozumiem bo do mego serca też Chang przemawiał nie raz... 😊. Pierwszym punktów widokowych miał być Maokong Gondola, czyli wersja emerycka. Wjazd gondolą, trasą liczącą 4 km, na jeden z okolicznych szczytów. Temat zupełnie nie doceniony, przez anglojezycznych turystów ocenijacych atrakcję w tripadvisorze. W zwiazku z tym podchodziłem do niego ostrożnie dodajac do tego elementamy wrodzonego pesymizmu. Myliłem się. Ci rozkapryszeni anglosasi! Przejazd gondolą łączącą, porośniętą tropikalną roślinnością, grań okalajacych Taipei wzgórz to czas, w którym łatwo zapełnić nawet 8 GB karte w aparacie. Nasza jest na szczęście 16 GB i pozostało w niej, szczęśliwie, nieco miejsca na pozostałą część dnia.

Po powrocie gondolą w dół przejechaliśmy metrem na najbardziej znany szlak pieszy Taipei, Elephant Mountain. Schody, którymi zaczyna się ścieżka, sa niezmiernie trudne do odnalezenia wśród gąszczu uliczek. Chyba, że ma się na usługach, niemal niezawodny, gps. 😊 Trasa dostarcza niezapomnianych wrażeń. Jest to rzeczywiście miejsce, które daje możliwość obejrzenia najpiękniejszych panoram miasta. Do tego wysokość zdobyta jest na własnych nogach. Dodatkowa satysfakcja. Spacer odbywa się w towarzystie sapiacych emerytów (tak, znowu oni), którzy ponownie umilają sobie czas słuchając na głos odbiorników radiowych. Końcowy odcinek przebyliśmy wsłuchani w piękny głos Phila Collinsa, który sączył się z głośniczka starszej pani, niczym spiew lokalnych ptaków, łagodnie i zaskakująco doskonale pasujac do otoczenia.

Jak już schodziliśmy podeszwy, czas przyszedł na popołudniowy privat hot springs room. Gdy już przybyliśmy do hotelu, pani recepcjonistka szeroko się uśmiechajac, od progu rzuciła: ''Private room for two hours?''. Widząc nasze zmieszane miny dodała:''Hot springs?''. No tak to dużo wyjaśnia. Przecież nie wygladamy na takich co by ten pokój... a więc jak już wspomniałem na początku, w pokoju i wannie z wodą się znaleźliśmy się ( w zasadzie to wykafelkowany mini basen) ale nie na długo. Pokój wynajmuje się na 2 godziny, płacąc tyle ile kosztuje w wielu azjatyckich miastach 24 h. Dodatkowo jest dużo nudniej bo nie można poobserwować miejscowych wymieniając poglady na temat ich dość odmiennych obyczajów. Nie to nie dla nas. Jutro wracamy na emerycki public bath. Gdy ubierałem się po kapieli popełniłem bład, którego konsekwencje położyły się cieniem na mojej reszcie wieczoru. Zapomniawszy o tym, że jadam tu nieco więcej niż zazwyczaj napiąłem powłoki brzuszne podczas zakładania butów. Coś strzeliło i w zasadzie szczęściem w nieszczęściu było to, że guzik udało się znaleźć. Gdyby się nie udało to miałbym nie lada problem, bo jak w Taipei znaleźć pasmanterię? Na szczęście Basia przewidziała taką ewentualność i zabrała krawiecki zestaw ratunkowy, za pomocą którego umieściła mój guzik w spodniach asekuracyjnie powiekszajac mi obwód w pasie. To po przyjściu do hotelu. W międzyczasie zmuszony zostałem do poprawienia czujnosci receptorów obwodu pasa oraz ud. Innymi słowy musiałem non stop podciagać gatki. Mało komfortowe, tym bardziej, że pożegnani przez pokojówke o posturze oraz wokalu przypominającym jedną z sióstr Kopciuszka ze Shreka (no wiecie, ta z ewidentnymi problemami hormonalnymi) pognaliśmy na kolację gdzieś w rejonie naszego hotelu. Znaleźliśmy świetną restaurację, nie ustępujacą słynnemu Din Tai Fung z Taipei 101.

Jutro udajemy się na jeden ze szlaków pieszych w Yangminshan i nasiadówki z emerytami z Taipei. 😊

serwus

Basia i Wojtek


Additional photos below
Photos: 7, Displayed: 7


Advertisement



Tot: 0.129s; Tpl: 0.012s; cc: 11; qc: 57; dbt: 0.0674s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb