Dzień 11 i 12. Nusa Penida.


Advertisement
Indonesia's flag
Asia » Indonesia » Bali » Nusa Penida
September 28th 2017
Published: September 28th 2017
Edit Blog Post

Niektóre źródła podają, że Agung spowodował wczoraj w okolicy Bali 800 wstrząsów w przeciągu 24 h (!). Przebywjąc na oddalonej o kilkadziesiąt km od Bali wyspie nie odczuwamy nic, lecz ciągle myślimy o tym co będzię jeśli nastąpi erupcja w przeciągu najlbliższych 2 dni. Jeśli się tak stanie, zamknięte zostanie lotnisko Denpasar i będziemy musieli zostać przetransportowani na jedno z 10 lotnisk zastępczych. Jednak nasze obawy są niczym wobec obaw ludzi, którzy na co dzień zamieszkują obszary wokół wulkanu. Zostawili oni tam swój dobytek, zwierzęta i zostali przesiedleni do wojskowych namiotów 20-30 km dalej. Wszyscy tu wciąż powtarzają, że ''mają nadzieję'', że ''się modlą'' jednak widać, że sytuacja z dnia na dzień robi się coraz poważniejsza. Gospodarz hotelu twierdzi, że im więcej wsrząsów tym lepiej bo góra wytraca na nie moc. Jednak zdrowy rozsądek podpowiada co innego a i on na sejsmologa raczej nie wygląda. Wylot mamy zaplanowany na sobotę 30.09 godzinę 13.00 czasu polskiego i jeśli do tego czasu nic się nie stanie to mamy nadzieję szczęśliwie powrócić do domu.

O wyspie, obok której mieszkamy, Nusa Penida, pisze się w internecie, że jest wschodzącą gwiazdą regionu. Cóż to oznacza? Ano to, że musi być piękna, jeszcze dzika i jest to ostatnia okazja aby zobaczyc ją w takim stanie bo za 5 lat stanie tam hotel obok hotelu i będzie wyglądała jak sąsiednia Nusa Lembogan. Czyli zrobi się z niej szachownica hoteli i dziki wysypisk śmieci.



Gdy myślałem wczoraj o wypadzie na nią byłem pewien, że wrzucę tylko zdjęcia pięknych plaż i nawet nie będzie co opisywać. Zdjęcia opowiedzą same za siebie. Nic bardziej mylnego. Nusa Penida jest dzika i stawia twarde warunki. Wspólnie stwierdziliśmy dziś, że mieliśmy już tutaj męczące dni, lecz tak jak dziś jeszcze się nie styraliśmy i nie wróciliśmy jeszcze tak brudni do hotelu. W zasadzie mieliśmy gotowy komandoski makijaż a naturalnym kolorem błyskały nam tylko powieki. Podejrzewam też, że Basia ze swoich włosów a ja z coraz dłuższej brody, bedziemy wytrzepywać penidański piach jeszcze długo po przylocie do Polski.



Po porannej pobudce, sposobem ''na leniucha'' wsiedliśmy do podstawionej pod hotel ''taksówki'', czyli czegoś na kształt większego wózka golfowego i po dojeździe do przystani i wynegocjowaniu dobrej ceny za podwózke łodzią (ok 15 zł) znaleźliśmy się na Nusa Penida. O wyspie pisze się, że ma fatalnej jakości drogi. Nie są to opinie przesadzone. Tamtejsze ''autostrady'' to kamienno-pyłowe ścieżki o szerokości samochód+skuter. Na wyspie zbyt często nie pada, i mija się dość dużo samochodów z mieszkańcami Kraju Środka więc możecie sobie wyobrazić jak wyglądaliśmy już po pierwszych kilometrach... Dodatkowo dostaliśmy skuter z dość radykalnie wycienionymi klockami hamulcowymi w tylnym kole. Wypracowaiśmy więc z Basią specjalne techniki podjazdu pod górę i zjazdu z górki. Podczas podjazdu padała komenda ''Przód!'' i oboje przesuwaliśmy się maksymlanie w stronę kierownicy aby motor nie stawał nam dęba na stromych, szutrowych podjazdach. Przy zjazdach natomiast po komendzie ''Tył!'' oboje przesuwaliśmy się w kierunku tylnego koła aby jak najbardziej je dociążyć podczas używania przednich hamulców. Działało i staliśmy się w tej technice niemal perfekcyjni. Budząc oczywiście zrozumiałe zainteresoanie wśród obserwujących nas tubylców. Drogi są tak dziurawe i skuter jest na nich tak eksploatowany, że obawialiśmy się, że po odstawieniu motocykla wyda on z siebie tylko przeciągły jęk, odpadną mu oba koła a korpus i rama z hukiem opadną na ziemie w postaci kupki brązowego pyłu.

Wyspa to w zasadzie dwa miejsca jakie trzeba obejrzeć. Najsłynniejsza plaża, Kelinking Beach, jest prawdziwym cudem natury. Nie jestesmy fanami plaż, leżenia na nich i robienia sobie pięknych zdjęć. Kelinking Beach to jednak w mojej opinii plaża komandosów. Dlaczego? Po pierwsze trzeba do niej jechać we wspomnianych wyżej warunkach około 40 minut. To już nadaje nam stopień oficera. Po dojeździe okazuje się, że sama plaża, jest częścią ujmującego, przepięknego klifu... o wysokości ok 300-400 metrów i wiedzie do niej ścieżka wyryta przez dzielnych indonezyjskich chłopów, w pionowej ścianie, która tylko lekko, podkreślam, lekko trawersuje a czasami jest czymś na kształt pionowej skalnej drabiny. Jedyną formą zabezpieczenia są cieńsze i grubsze bambusowe tyczki.

Pierwszą naszą myślą było ''zrobić selfiaki z góry i dać se spokój''. Jednak plaża z dołu zachęcała tak mocno, a my ubraliśmy w miarę porządne buty. Szkoda byłoby nie wykorzystać okazji. Widok z góry jest oszołamiający do tego stopnia, że spotkaliśmy przynajmniej 4 dziewczyny, które będąc w połowie drogi w dół porwały klapki i schodziły boso (!). Wyobrażacie sobie? Ostre skały, żwir... Czego nie robi się dla selfie na fejsbuka...

Tak więc obuci chyba najlepiej w promieniu 10 km zeszliśmy w ok 40 minut na dół. Plaża jest równie niesamowita co niebezpieczna. Woda uderza w nią z taką siłą a fale mają taką wyskość, że wystarczy odejść o 1 metr za daleko aby stać się na wieki miejsową Switezianką. Mamusiu, byliśmy ostrożni. Jak zawsze.

Jak zawsze w takich przypadkach wchodzi się połowę krócej niż schodzi. Bo nie trzeba patrzeć w dół 😊. Droga w górę to tylko 20 minut po pionowej ścianie i można odebrać kolejną belkę na pagonie komandosa.

Kolejnym i ostatnim odwiedzonym przez nas miejscem była Angel's Beach i Broken Beach. Obie leżą obok siebie i są równie pięknymi klifami z szafirową tonią poniżej. W przypadku tej pierwszej mieliśmy dość dużo szczęścia, ponieważ trafliśmy akurat na odpływ i wściekle walące w klif fale (na serio inaczej tego nazwać nie można) uderzały akurat poniżej naturalnej półki skalnej, która ma kształt... basenu z krystaliczną wodą. Niesamowitym doznaniem było zejście tam i zmycie z siebie choć części pyłu z penidiańskich dróg. Gdy wychodziliśmy fale zaczęły się powoli wlewać do środka. Tu także parę metrów zbyt blisko brzegu i człowiek nie zdąży odmówić nawet połowy zdrowaśmario ponieważ zostaje wprasowany przez rozjuszoną kipiel w skalisty brzeg. Brrrr.



Po sfotografowaniu Angel's Beach i Broken Beach dosiedliśmy nasze spocone i zakurzone rumaki i ruszyliśmy w 30 minutową drogę powrotną do przystani promowej.



Jutro waracamy na najbardziej południową część Bali, aby być jak najdalej od Agung. Spędzimy tam jedną noc w Uluwatu i jak dobrze pójdzie
Na razie tylko zbierają środkiNa razie tylko zbierają środkiNa razie tylko zbierają środki

Stawiając "bramę" na środku drogi.:-)
to zamieszczę jeszcze jeden wpis.



Oby Jej Wysokość Agung nie zechciała czegoś z siebie wyrzucić.

Pozdrawiamy wyspiarsko!



Basia i Wojtek


Additional photos below
Photos: 8, Displayed: 8


Advertisement

Schodzi sieSchodzi sie
Schodzi sie

Na własne ryzyko.


Tot: 0.168s; Tpl: 0.02s; cc: 11; qc: 58; dbt: 0.0968s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb