Advertisement
Published: November 9th 2015
Edit Blog Post
Airlie Beach był dla nas portem, w którym zaczęliśmy naszą przygodę z rafą koralową. W czwartek po południu wraz z dwunastoma innymi uczestnikami (z Francji i Niemiec) wpakowaliśmy się na przytulną łódkę, która miała nam pokazać bogactwo tej części Pacyfiku oraz umożliwić skosztowanie sportów wodnych. Przewodnikami byli szyper – Cass oraz gospodarz łódki – Dan, którzy dbali o nasz komfort oraz dostarczali ciekawostek o okolicznych wyspach i faunie rafy.
Pierwszym wydarzeniem było odwiedzenie Whitsunday Island z uznawaną za jedną z najpiękniejszych na świecie – plażą Whitehaven. Cudownie biały piasek tworzący laguny i szafirowa woda dają niesamowity efekt… Nas w połączeniu z palącym słońcem aż raził w oczy, jednocześnie zachowując przyjemny dla stóp chłód, a ziarenka były bardzo drobne. Jego właściwości determinuje skład – aż 98% krzemu. Dzięki temu, w latach 80. był użyty do zbudowania teleskopu Hubble’a. Tyle, jeśli chodzi o ciekawostki – resztą opowiedzą zdjęcia.
Po południu mieliśmy możliwość skorzystania z oferty sportowej naszego rejsu: snurkowania, przezroczystego kajaku lub standup paddleboarding (nie znalazłam tutaj polskiej nazwy dla sportu). Dzięki dwóm pierwszym mogliśmy obejrzeć Wielką Rafę Koralową z bliska. Dla nas była to pierwsza przygoda ze snurkowaniem, łącznie podczas wycieczki mieliśmy okazję zejść do wody w trzech różnych miejscach
– wrażenia niesamowite! Tym razem żałujemy, że nie mamy sprzętu do zdjęć/nagrywania pod wodą, bo ciężko jest słowami opisać bogactwo kolorów i kształtów koralowców oraz napotykanych ryb. Z większych okazów Zuza miała okazję śledzić chwilę żółwia morskiego. Niestety nie udało nam się zaobserwować małych rekinów czy też krowy morskiej… ;-), za to mnóstwo drobnych, kolorowych papugoryb czy rybek garbikowatych.
Standup paddleboard – ze względu na nasze marne umiejętności pływackie nie zdecydowaliśmy się na spróbowanie tego sportu. W całej grupie natomiast mistrzem była Agaciunia, której od samego początku szło całkiem nieźle!
Pozostały czas na łodzi to dosłownie
chillout – podziwianie mijanych wysp i zmieniających się krajobrazów, opalanie, czytanie, drinki… :-)
Jeśli na samym początku obydwoje do końca nie wiedzieliśmy czego się spodziewać podczas rejsu, po powrocie jesteśmy zgodnie zachwyceni i bardzo się cieszymy, że mieliśmy okazję popłynąć. Wróciliśmy w sobotę opaleni i trochę zmęczeni słońcem i wiatrem…
Advertisement
Tot: 0.078s; Tpl: 0.01s; cc: 7; qc: 47; dbt: 0.0432s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb