Advertisement
Published: November 4th 2015
Edit Blog Post
Z Queenstown przylecieliśmy w sobotę do Brisbane, w którym nie zatrzymywaliśmy się na dłużej, by od razu ruszyć w dalszą trasę. Pierwszym przystankiem był Hervey Bay – małe miasteczko będące bazą wypadową na Wielką Wyspę Piaszczystą. Jednak, jak się później okazało, z powodu ograniczeń czasowych i finansowych, nie udało nam się wybrać na wymarzoną przez Agatę Fraser Island… Zostaje nam dopisać ją na listę życzeń i odwiedzić w przyszłości ;-) Tym samym niedzielę w Hervey Bay spędziliśmy na plaży i w pobliskich knajpkach popijając zimne piwo.
Dobrze zebrane siły przydały nam się we wtorek, kiedy to czekała nas ponad ośmiogodzinna jazda do Mackay. Ten dzień zleciał nam na prowadzeniu samochodu (Seba i Bhrett) lub podziwianiu krajobrazu i wypatrywaniu kangurów (Zuza i Agi). Tych drugich niestety najwięcej leżało na poboczu będąc ofiarami własnej beztroski lub nadmiernej prędkości kierowców…
Bruce Highway (M1) prowadząca wzdłuż wschodniego wybrzeża najczęściej wiodła przez bezkresne półpustynie i busz, czasami też wjeżdżając w miasta i miasteczka, gdzie można było się zatrzymać w przydrożnych barach i kawiarniach. Mając na uwadze dużą liczbę wypadków drogowych spowodowanych monotonią drogi i zmęczeniem kierowców, władze krajowe umieściły przy trasie interesujące znaki drogowe. Co kilka kilometrów mogliśmy przeczytać (wybór naszych ulubionych):
·
Break the drive and stay alive ·
Tired drivers die ·
Rest or R.I.P · Lub tzw. Trivia questions – np.
“Jaki motyw roślinny jest symbolem regionu Qeensland?” :-)
W Mackay udaliśmy się na lokalne wyścigi konne, które akompaniowały corocznym najważniejszym wyścigom w Australii –
Melbourne Cup. Dla nas był to pierwszy raz na takiej imprezie i na pewno długo zostanie nam w pamięci.
Pomimo środka tygodnia, publiczność dopisała i można było podziwiać kreacje z tradycyjnymi u kobiet nakryciami głowy – kolorowymi kapeluszami lub tzw.
fascinators z piór, kwiatów i wstążek. U lokalnych bukmacherów mogliśmy obstawić wyścigi lokalne rozgrywane co około godzinę lub konia biegnącego w Melbourne. Szczęście początkujących pozwoliło nam wyjść właściwie na zero. Przez cały dzień (od 10:00 do 17:30) na miejscu sprzedawany i spożywany w sporych ilościach był alkohol – również nieodłączny element wydarzenia. Wracając na koniec dnia do centrum podstawionym przez organizatorów autobusem czuliśmy się jakbyśmy wracali z dobrego polskiego wesela ;-).
Następnym razem może odwiedzimy któryś z torów w Polsce lub znowu w czwórkę np. słynne Ascot w Londynie.
Mackay opuściliśmy już w środę rano zmierzając w kierunku Arlie Beach…
Advertisement
Tot: 0.108s; Tpl: 0.01s; cc: 12; qc: 52; dbt: 0.067s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb