Rano odkrylismy kolejne zalety naszej lokalizacji. Od 7.00 polana zalana jest sloncem, szybko schnie trawa. Male pieski wygrzewaja sie w cieple. Dwie wesole krowy buszuja po obejsciu. Odgania je rozmawiajacy bezustannie przez komorke ojciec rodziny w bialym dresiku w kancik i klapkach, ktory podjechal na poranna kontrole pań, ktore od rana w kaloszach i mini uwijaja sie przy naszym sniadaniu. Przygotowuja nam kubki ziolowej herbaty, najpyszniejsze na swiecie pampuchy i lokalny ser - kajmak. I przebojowe powidla sliwkowe - porownywalne do tych, ktore robi mama Asi. Po sniadaniu probujemy zazyc ruchu, w tym celu fotografujemy mape ze szklami, bo nie sa one zuplenie znaczone i wychodzimy troche w gory, ale po trzech godzinach wracamy wiedzac, ze i tak nigdzie nie dojdziemy, bo zadni z nas wspinacze, nie mamy sprzetu i chyba nie chce nam sie bardzo
... read more