Californiamama_3


Advertisement
United States' flag
North America » United States » California » Fort Bragg
August 2nd 2016
Published: August 8th 2016
Edit Blog Post

Jak tu jest pięknie!
Musze nadrobić kilka dni bloga i w sumie mogłabym tylko zachwycać sie dzikim oceanem, podniebnymi sekwojami i przestrzenią. Chyba nigdy jeszcze tak bardzo nie podobało mi sie w Ameryce i absolutnie zachwycona jestem pomysłem tych wakacji i trasy na północ Kaliforni, gdzie nie ma palm ani filmowych gwiazd. A ze dzieci chwilowo ozdrowiały, o czym za chwile, to mogę sie rozkoszować.

Mijamy po drodze dziesiątki camperów we wszystkich wielkościach, tzn od XL do XXXXL, pickupów z komicznie podniesionym zawieszeniem, harleyów z przyczepkami. Amerykanie przemieszczają sie razem z całym swoim dobytkiem. Wielkość pojazdów wydaje sie byc dostosowana do wielkości kraju. Samochód, podobnie jak koszulka, czapka, torba, czy dom ("Bernie!" albo "make America great again!") tez może stac sie nosicielm przeslania. Ze właściciel lubi broń "i l like coffee and guns", albo jest weteranem "you can thank me later for your freedom" (co za bzdura!), albo że dumna mama kierowca ma dziecko, co studiuje na UC Davies. My mamy tylko rejestrację z Utah, a to i tak temat do rozmowy. Na zaczepki mówimy, że jesteśmy z Warsaw, Utah. I tak nikt nie wie, gdzie to!

Z Point Arena, miejscowości troche na koncu świata, z absolutnie malownicza morską latarnia, pojechaliśmy dalej na północ we mgle i zimnie. Mama udzieliła nam internetowej porady medycznej i wyszło na to, ze dzieci maja najpewniej MHFD, czyli po polsku chyba bostonke: chwile wysokiej gorączki, a potem ból i wysypkę w ustach. U każdego z dzieci trwało to jakies dwa dni; teraz juz jedzą - jak to oni - non stop.

Trzecia i czwarta noc spędziliśmy nad oceanem w FortBragg, w hotelu z widokiem na samiuteńki ocean, ktory jednak skutecznie zasłaniała mgła, utrzymująca sie tylko kilkadziesiąt metrów w głąb lądu. Gdy pojechaliśmy na wycieczkę Skunk Train, pociągiem, ktory kiedyś zwoził nad morze sekwojowe bale, świeciło słońce; nad woda znów ponuro. Dzieci w koncu zjadły przyzwoity obiad - meksykańskie krewetki pozwoliły przezwyciężyć hfmd. Dziura w ścianie nieomalze na parkingu koło drogerii cvs, a tacosy rybne wyborne. Potem musiały być lody; porcja mini moich ulubionych Rocky Road (czekoladowe z orzechami i marshmallows) to spokojnie były dwie kulki. I zauważyłam, że im szerszy kupujący, tym większa porcje zamawiał. A wszyscy obowiązkowo popijajali lody wodą. Dla zdrowia.

W końcu dotarliśmy do a solidnie magicznego miejsca - na szkiełkową plaże Glass Beach. Przez lata było w tym miejscu wysypisko i wyrzucono mnóstwo różnorakich śmieci do oceanu, który po latach zaczął je wypłukiwac. Zjadł, A później wypluł mnóstwo szkła, które osadzilo sie na trzech małych plazach tworząc raj dla miłośników szkielek, czyli chyba dla wszystkich.. Szkielet nie trzeba szukać, można między nimi przebierać, szukać kształtów, kolorów, odcieni.


Additional photos below
Photos: 13, Displayed: 13


Advertisement



Tot: 0.124s; Tpl: 0.011s; cc: 10; qc: 31; dbt: 0.0937s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1mb