Blogs from Saint James , Barbados, Central America Caribbean

Advertisement


Geo: 13.1591, -59.6369... read more
Harbor
Harbor
1-jpg


Geo: 13.1922, -59.6365Took the bus to Holetown to eat and shop... read more


Geo: 13.1591, -59.6369... read more


W sobotę wyruszylismy z domu o 7 rano, żeby dostać się ma barbadoski targ śniadaniowy. Trochę nie mogłam uwierzyć, ze faktycznie trwa on do 6 rano do 10 rano, ale może to ma sens, bo pozwala uniknąć upału. Ci, którzy wiedzą, jak wielką jestem fanką targu sniadaniowgo w Wwie, zrozumieją, że musiałam zaliczyć podobną atrakcję i tutaj. Marzyłam sekretnie, że będzie tam mini plac zabaw dla małejEm i był! Market odbywa sie na plantacji Brighton co tydzień o świcie. I jest absolutnie rozrywką dla białasów. Dzieciaki myją samochody, panie robią jajka na boczku, gruby pan smaży omlety, są domowe ciastka i duperele, mamy rozmawiają, że muszą swoim dzieciom "extend social network". Trochę taki angielski flea market. No i miał być też farmers' market z warzywami, ale okazało ... read more
Targ śniadaniowy
Jajka. Jedna z niewielu rzeczu nie z importu.
Ultimate location.


Luksus wytwarza złe wibracje. Do takiego doszłam wniosku. A przynajmniej, wytwarza je, jeżeli sie w nim znalazłeś, a wcale do niego nie przynależysz. Jak my do Sandy Lane. Gdy pojechaliśmy na Accra Beach na południu wyspy i poszliśmy do baru na plaży zbitego z desek, gdzie z głośików leciał Marley, to ludzie od razu byli jacyś bardziej normalni - tacy różowo-czerwoni na pyskach, wakacyjni, troszkę obtłuszczeni, w kostiumach kąpielowych sprzed dwóch sezonów. I było swojsko. I małaEm się świetnie bawiła. Rozklejała nalepki, pani przyniosła jej z baru papierową parasoleczkę do drinków (pytaliśmy: Sandy Lane jest zbyt fancy na takie głupie parasoleczki). Dziś jesteśmy w Oistins na Fish Markecie piątkowym, a wcześniej w tamtej okolicy na plaży. Wspaniałości. Frytki ze słodkich ziemniaków z autbusu na plaży, bialutki piasek, lokalni się kąpią, a nie zalegają w kapeluszach z ... read more
Oistins
Cricket & wedding at the beach


Dzis w ramach szukania atrakcji dla małejEm byliśmy w wildlife reserve, która od ogrodu naszego B. różni się w sumie głównie tym, że trzeba kupić bilet wstępu i oprócz małp można oglądać pawie i jelonki. Żółwie, małpy, pawie i jelonki. Dziwne zbiegowisko. A! I bileter, co wygląda kropka w kropkę jak Snoop Dog vel Lion. Te żółwie, w przeciwieństwie do małpek, tal bardzo przestraszyły małąEm, że nabiła sobie guza. Zaprzyjaźnilismy się z panią, która ogarnia bar na plaży. To znaczy, tak naprawdę zaprzyjaznila sie małaEm, a my tylko kupujmey od niej Rum Punch. Dziś pani przyniosła nam do spróbowania barbadoskie złote jabłka (spondias dulcis) - coś pomiędzy mango, gruszką no i może jabłkiem. Macza się je obrane w słonej wodzie i wtedy zjada. Mam taką teorię jednak, że jak jakiś owoc nie przywędrował do Europy, to ... read more
Rum punch z angosturą i gałką muszkatołową
Green Monkeys
Bajan Golden Apple


W środę wieczorem byliśmy na kolacji w SandyLane. MałaEm została z barbadoską niańką, która kasuje 3 razy tyle, co warszawska, a jej rola sprowadzala się również do oglądania Tv przez 3 godziny, ale my za to mogliśmy popławic sie w gastronomicznym hajlajfie. Dodatkowo był powód do świętowania, bo nasz B. właśnie dostał wyniki raportu secret shopperów w hotelu - najlepsze w jego dziejach i z najwyźszą oceną dla niego samego. Taki raport to 500 stron opisu wszystkiego, co 'goście' zrobili i czego spróbowali w czasie kilku dni pobytu. Dwie dla mnie najbardziej widoczne oznaki przepychu, to ogromna liczba obsługujących nas osób (inna przyprowadzała do stolu, inna podawała pieczywo, inna nalewala wodę, inna przynosi dania, inna jeszze nalewala wino) i filcowe nakładki na stopki od kieliszków z wodą - żeby nie moczył się szklany stół. Bardzo fikuśne. ... read more


Od kiedy mamy samochód, staramy sie codziennie rano cos zwiedzić, co powinno w efekcie pozwolić na obejrzenie całej wyspy, która jest całkiem malutka. Dzieki temu widzimy, jak wyglada życie poza enklawą luksusu. Na wschodzie chłopaki piją piwko z rumem na przemian, grają w domino, pewnie podpalają jakieś jointy i tyle. Na rogu pan sprzedaje kokosy z taczki i trzcinę cukrową do rzucia. W tle leci reggae. Fale uderzają o brzeg. W środku wyspy uprawia sie jeszcze trzcine cukrowa - historyczne bogactwo - na rum i na cukier. Zwiedzaliśmy taką cukrową hacjendę - b. przyjemnie i bogato. Zresztą sama Sandy Lane też była kiedyś plantacją, a uprawa trzciny spowodowała konieczność sprowadzenia niewolników, którzy po uwolnieniu nie mieli specjalnych szansa na inną karierę i w zamian za głodowe stawki wracali do pracy na polu. W środku wyspy mieszkają ... read more
małe rączki sięgają po frytki breadfruitowe
Parrot fish z marketu
Lokalne bananki


Dziś na plaży była Rihanna. Barbadoskie dobro narodowe. Muszę powiedzieć, że bez tych wampowskich ciuchów i makijażu rodem z ghetto pornosa, to nawet ładna dziewczyna. Jak pytałam lokalnych na wschodnim wybrzeżu, gdzie nie ma drogich hoteli, tylko duża fala, surf i rum, co o niej myślą, to uśmiechnęli się tylko pod nosem. Mówią, że była zwykłą piosenkarką pop, aż przyjechal któregoś pięknego dnia wszechmocny JayZ i ja "odkrył". Dzięki tej Rihannie, zobaczyłam też - to chyba było ciekawsze - najprawdziwszego paparazzo, który chował się pod ręcznikiem, spod którego wystawiała tylko metrowej długości tuba obiektywu.Najśmieszniejsze, że zabieg ten był całkim bez sensu, bo możn było spokojnie bliżej podejść. Ale może takie zdjęcia z ukrycia lepiej się sprzedają? Inna rzecz, że ręcznik paparazzo był niebieski i za bardzo go na piasku nie krył. Kamuflaża nie mógł założyć, bo ... read more


Jeszcze do niedawna na wakacjach najbardziej lubiłam czytać i pisać, a teraz najbardziej lubię przez kilkanaście sekund nic nie robić. Stąd przerwa w blogach. Sama jednak widzę, o ile więcej dowiadywałam się o danym miejscu, gdy chciałam je opisać; podczas gdy teraz po raz 20 przeglądam Lonely Planet i nic nie zostaje mi w głowie, więc szkoda mi tej całej wiedzy, której nie zdobywam nie pisząc bloga i informacji, które zapomnę, gdy ich nie spiszę. Dlatego będzie kilka słów o Barbadosie widzianym z perspektywy przeluksusowego hotelu Sandy Lane, gdzie pracuje M.,który nas gości oraz z perspektywy żółtego autobusu, który mknie rozpędzony beatem dancehallu i rumem Gay Mountain wioząc Barbadoszczan z jednej osady do drugiej, bo miasto jako tako z prawdziwego zdarzenia jest na wyspie tylko jedno - stolica: Bridgetown. Nasz przyjaciel B.,z którego powodu tu sie ... read more
nasza plaża
photo(2)
piaskowa alejka




Tot: 0.117s; Tpl: 0.006s; cc: 6; qc: 68; dbt: 0.056s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb