Barbadays_5


Advertisement
Published: November 9th 2013
Edit Blog Post

W środę wieczorem byliśmy na kolacji w SandyLane. MałaEm została z barbadoską niańką, która kasuje 3 razy tyle, co warszawska, a jej rola sprowadzala się również do oglądania Tv przez 3 godziny, ale my za to mogliśmy popławic sie w gastronomicznym hajlajfie. Dodatkowo był powód do świętowania, bo nasz B. właśnie dostał wyniki raportu secret shopperów w hotelu - najlepsze w jego dziejach i z najwyźszą oceną dla niego samego. Taki raport to 500 stron opisu wszystkiego, co 'goście' zrobili i czego spróbowali w czasie kilku dni pobytu.

Dwie dla mnie najbardziej widoczne oznaki przepychu, to ogromna liczba obsługujących nas osób (inna przyprowadzała do stolu, inna podawała pieczywo, inna nalewala wodę, inna przynosi dania, inna jeszze nalewala wino) i filcowe nakładki na stopki od kieliszków z wodą - żeby nie moczył się szklany stół. Bardzo fikuśne.
Menu? I sushi, i stek, i i curry, i pizza, i risotto. Chyba tak musi być, aby sie ludziom przez cały pobyt nie znudziło. No i to słynne wino za 30.000 USD.
Moja porcja risotto była tak wielka, ze po tym, jak sie najadlam zabraliśmy jeszcze na wynos i najedlismy się na lunch we dwójkę. Na tarte tatin szef zużywa 4 jabłka i we 3 nie byliśmy w stanie jej zjeść. Ale może gdy danie kosztuje 45-50 usd, to musi być takie wielkie?

Tu jest link do menu, które mówi samo za siebie:

http://www.sandylane.com/Bajan-Blue-Dinner-Menu-web-ready-format---August-2013.pdf

Advertisement



Tot: 0.44s; Tpl: 0.009s; cc: 13; qc: 73; dbt: 0.1568s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb