wies, w ktorej nie ma motyli


Advertisement
Thailand's flag
Asia » Thailand » North-West Thailand » Chiang Mai
July 11th 2007
Published: July 11th 2007
Edit Blog Post

Miasto Chiang Mai (pop.170.000) to drugie po Bangkoku miasto Tajlandii, ktore znajduje sie w prowincji o tej samej nazwie i jednoczesnie jednej z najwiekszych w tym kraju (est.pop.1.600.000). co prawda wiekszosc mieszkancow miasta to rodowici Tajowie, jednak ogromna jego czesc stanowi ludnosc naplywowa i obcokrajowcy, zwlaszcza biali Amerykanie, Australijczycy i Brytyjczycy, ktorzy osiedlajac sie tu otwierali przydomowe tawerny i puby.


Chiang Mai (doslownie 'nowe miasto') w niczym nie przypomina komunalnego chaosu ulic Bangkoku. Nie ma tu rzeki sciekow, niewyobrazalnego smrodu czy bezpanskich psow szwedajacych sie po ulicach (11.000 pogryzien rocznie),a samo miasto jest bardziej europejskie niz kazde inne, ktore do tej pory odwiedzilismy.

Nasza podroz nocnym pociagiem do Chiang Mai (po calodziennym postoju w Ayutayah-patrz zdjecia bezglowych figur Buddhy) trwala 12h i pozostawila kazdego z zasluzonym kacem i wyrazem twarzy zula z PKP😉 Na szczesci zatrzymalismy sie w klimatyzowanym hotelu, co pozwolilo latwiej okielznac syndrom dnia drugiego i naladowac akumulatorki😉)


Nazajutrz wynajeta ciezarowka zabrala nas do miejsca , z ktorego wyruszalismy w dzungle-czyli elephant station- cos na ksztalt dworca PKS tylko tu zamiast autobusow byly slonie. Przeprawa na tych uszatych potworach byla niesamowicie emocjonujaca,zwlaszcza gdy teraz, w porze mosnunowej, te trabiaste giganty slizgaly sie przy stromych podjazdach, co kazdorazowo stawialo mi polise ubezpieczeniowa przed oczami😉 Slonie to byl dopiero poczatek. Do hill tribe, znajdujacej sie na wysokosci 1200m.n.p.m. dostarlismy po dwoch dniach przeprawy przez dzungle. Nie musze dodawac, ze dla mnie, gorocokrwistej osoby ktora niemilosiernie poci sie w srodku zimy, kazdy stromy podjazd oznaczal ryzyko wypocenia sie na smierc. Ale oplacilo sie. Dwie noce spedzone w gorach, w slomianych chatach, bez elektrycznosci i z happy roomem zamiast lazienki, kapiele w rwacym potoku, ryzowa whisky i calonocne rozmowy przy swiecach z niesamowitymi tubylcami zaplacily po stokroc za trudy wspinaczki. Juz wiem jak bardzo bede tesknil za tym miejscem. Mam nadzieje, ze los rzuci mnie tu kiedys raz jeszcze, bo to miejsce nie tylko inspiruje ale rowniez pozwala zrozumiec,ze dotychczasowy wyscig szczorow jest, jak sama nazwa wskazuje, dla szczorow wlasnie😉




Additional photos below
Photos: 4, Displayed: 4


Advertisement



Tot: 0.039s; Tpl: 0.01s; cc: 11; qc: 27; dbt: 0.0213s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1mb