Advertisement
Published: July 22nd 2011
Edit Blog Post
PICT0006
a map from plane which says where we are and what distance we need to fly Samolot z Warszawy mial opoznienie jedyne 20 minut. Nie jest to wiele, jednak patrzac z naszej perspektywy gdzie w Paryzu mielismy tylko 60 min na tranzyt - mialo to ogromne znaczenie. Lotnisko w Paryzu jest olbrzymie. Mielismy z Jadzia mapke lotniska i wiedzielismy w ktora strone mamy sie kierowac. Niestety czasu bylo coraz mniej a niczego nie dalo sie przyspieszyc. Jest godzina 10.40, samolot startuje 10.30 a my dopiero przeszlismy przez sprawdzenie podrecznego bagazu. Zaczelismy biec, a nasz Gate E42 byl na samym koncu sali. Bieglem caly czas w tamta strone a Jadzia nie mogla biec poniewaz przy przechodzeniu przez punkt kontrolny musiala sciagnac pasek od spodni, przez co spadaly jej spodnie 😊) na szczescie AirFrance czekal na wszystkie osoby ktore byly odprawione.
Nie lecielismy jeszcze nigdy tak duzym samolotem. Nowoscia dla nas bylo rowniez to iz kazdy mial swoj ekranik podrozny przed soba i mozna bylo sluchac muzyki, radia, ogladac filmy, seriale czy grac w rozne gry oraz przede wszystkim wiedziec gdzie obecnie sie znajdujemy, jaka jest tempetura na zewnatrz, jaki dystans jest przed nami i na jakies wysokosci sie znajdujemy. Poniewaz w Warszawie spalismy tylko 3 godz. w ciagu nocy, wiekszosc lotu przespalismy, co bylo dobrym sposobem na
PICT0005
Jadi was enjoing sleeping on the board. zachowanie energii na podwojny pierwszy dzien😊
Siedzac w samolocie nie moglismy uwierzyc ze to wszystko dzieje sie naprawde i ze za 9 godz. jesli wszystko na granicy pojdzie dobrze, bedziemy na drugiej polowie kuli ziemskiej...
Podroz minela nam zaskakujaco szybko. Stanelismy w kolejce przed kontrola graniczna. Jeden z pracownikow sprawdzal poprawne wypelnienie formularzy wymaganych do wjazdu do USA. Gdy wzial nasze paszporty to usmiechnal sie i po polsku zyczyl nam udanego pobytu w Stanach. Nastepnie przeslismy do urzednika granicznego, od ktorego zalezy czy wpuszcza podroznych na teren Stanow czy nie. Zaczal nas z Jadzia wypytywac po angielsku co robimy w Polsce, gdzie pracujemy, gdzie mieszkamy, do kogo przyjechalismy i jak dlugo mamy zamiar zostac. Poprosil o bilety powrotne i paszporty. Nastepnie posprawdzal cos w komputerze, oddal dokumenty i zaczal nas pytac o zycie w Krakowie juz po polsku, milo mnie to zaskoczylo. I takim sposobem przeslismy najwazniejsza kontrole 😊) Usmiechnieci i podekscytowani spotkaniem juz za chwile calej rodziny Bylicow skierowalismy sie po odbior bagazu oraz do kolejnego punktu kontrolnego - sprawdzali co wwozimy do kraju oraz co zadeklarowalismy ze wwozimy do Stanow. Panu kontrolerowi nie spodobala sie chyba nasza deklaracja pisemna iz nie mamy zadnego jedzenia ze soba i
PICT0001
Kelly was driving us to Darien, Daniel and Cindy took our suitcases. skierowal nas na dodatkowa kontrole wszystkich bagazy. Troche zestresowani skierowalismy sie do osobnej kolejki gdzie wszystkie bagaze byly przeswietlane. Pani kontroler stojaca przed maszyna skanujaca powiedziala do kolegi siedzacego za ekranem ze jestesmy z Polski - pewnie z tego powodu chcieli blizej przyjrzec sie naszym bagazom...
W koncu, po wszystkich punktach kontrolnych stoimy przed wyjsciem na zewnatrz terminali, patrzymy na siebie z Jadzia i bardzo podekscytowani wychodzimy razem z bagazami... drzwi sie otwieraja automatycznie... patrzymy na ludzi czekajacych na zewnatrz... szukamy wzrokiem znajomych twarzy... nikogo nie widziemy... ponownie troche zestresowani przechodzimy przez bramki graniczne i zaczynamy sie rozgladac po hali przylotow. Przeslismy w strone drugiego wyjscia, Jadzia patrzy i mowi do mnie: 'tam sa, czekaja na nas przy drugim wyjsciu'. Kierujemy sie w tamta strone, jestesmy pare metrow od grupki Bylicow, ale nikt nas nie widzi. Daniel stoi z aparatem w reku skierowanym w drzwi drugiego wyjscia i w pewnym momencie Cindy krzyczy poniewaz nas zauwazyla, duzy harmider po drodze i wszyscy zaskoczeni iz zaszlismy czekajacych od tylu 😊 Zeby nas przywitac na lotnisku przyjechal W. Marian, razem z Danielem, Cindy oraz Kelly, byla rowniez July oraz W. Krzysiek, ktorego ostatni raz widzialem jak bylem duzo mniejsze 😊 to
bylo takie mile przezycie i wszyscy sie cieszyli i nie mogli uwierzyc ze dostalismy sie do hali przylotow innym wejsciem (wszystko dlatego ze musielismy miec sprawdzone bagaze, co spowodowalo ze wyszlismy innym wyjsciem).
Razem przeszlismy na parking. Bylo tak bardzo goraco, okolo 100 st. Faradaya czyli okolo 35 st.C. Poniewaz jest bardzo duza wilgotnosc powietrza tutaj w Chicago odczuwalna tempreratura jest duzo wyzsza. W. Krzysiek oraz Julie niestety musieli wracac od razu do pracy. Pojechalismy dwoma samochodami do domu Daniela i Cindy.
Jestesmy w Darien. Mala miejscowosc na przedmiesciach Chicago. Spokojnie tutaj i wszystko jako zyje swoim rytmem, maly domek zbudowany z cegiel wita nas. Na zewnatrz jest bardzo goraco, ale dzieki klimatyzacji w calym domu jest przyjemnie chlodno. Cindy pokazala nam caly dom. Choc nie wyglada z zewnatrz na duzy, jest bardzo wiele miejsca w srodku. Kazdy z nas dostal swoj pokoj. Ja pokoj Bryana a Jadzia pokoj Kelly. Wzielismy prysznic i zjedlismy lunch. Cindy nie chciala abysmy doswiadczyli 'jet lag' wiec z tego powodu zorganizowali wszystko tak abysmy nie poszli spac w ciagu dnia. Najpierw pojechalismy z wujkiem Marianem do jego domu niedaleko - okolo 5 min drogi samochodem w sasiedniej miejscowosci. Jest to bardzo przytulny
PICT0010
Down Town Chicago domek jednopoziomowy. Przywitala nas tam Crimy (nie wiem dokladnie jak sie pisze to imie) - czyli Pani ktora pomaga wujkowi w codziennych czynnosciach. Jest bardzo zywa, usmiechnieta, pelna energii i bardzo rozmowna😊 Wujek pokazal nam caly swoj dom: szczegolnie wazne dla niego katy, gdzie znajduja sie fotografie calej rodziny a przede wszystkim Cioci Marysi. Wujek bardzo sie wzrusza wpominajac swoja zone jako aniola, ktorym dla niego byla i nadal jest. Crimy w miedzyczasie przygotowala dla nas maly deser i razem z wujkiem smacznie skonsumowalismy ciasto truskawkowe.
Po wizycie u wujka Daniel i Cindy zaproponowali nam przejazdzke do 'down town Chicago' co oznacza mniej wiecej centrum Chicago. Dotarlismy do samego centrum Chicago i zobaczylismy na razie z samochodu wszystkie wielkie budynki... trzeba przyznac ze robia ogromne wrazenie. Nastepnie poszlismy razem na mila kolacje do wloskiej restauracji gdzie m.in. serwowali wiele roznych rodzajow pizzy. I tak sprobowalismy pizzy chicagoskiej na bardzo grubym ciescie, pizzy rzymskiej na srednio grubym ciescie z papryczkami chilli, oraz pizze na cienkim ciescie z kielbaskami wloskimi. Wszystko bardzo smaczne 😊)) Dolaczyl do nas Bryan razem ze swoja dziewczyna i razem moglismy spedzial troche czasu. Nastepnie wrocilismy do Darien, a poniewaz w Chicago dwa razy tygodniu sa pokazy
PICT0012
Very nice dinner and three different kinds of pizza! sztucznych ogni ogladnelismy po drodze jeden z nich. Wracajac do Darien mijalismy down town Chicago noca... zapierajace dech w piersi widoki wysokich drapaczy chmur oswietlonych jak miliony malych swiatelek regularnie ulozonych niczym wielki gwiazdozbior. Chicago!
Dotarlismy do domu. Tam czekaly na nas wysokie - z podwojnym materacem lozka, bardzo wygodne - dzieki ktorym przespalismy prawie 11 godzin po dlugim prawie 40 godzinnym dniu.
Advertisement
Tot: 0.067s; Tpl: 0.013s; cc: 10; qc: 52; dbt: 0.0417s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb
Agnieszka
non-member comment
Dzieki Karolku za Wasz blog;-) czytalam dwa razy, bardzo mi sie podobal pierwszy wpis. czekam na wiecej!