georgian_journey_3


Advertisement
Georgia's flag
Asia » Georgia » Tbilisi District
October 25th 2010
Published: November 11th 2010
Edit Blog Post

Dziś zaczęliśmy od zwiedzania Sighnagi. Przewodnik mówił, że miasto ma włoski klimat, w co nie chcieliśmy wierzyć, ale gdy tam dotarliśmy, okazało się, że to faktycznie takie lokalne Barbaresco, dodatkowo otoczone czymś na kształt mini muru chińskiego. W pogodny dzień muszą być stąd wspaniałe widoki, ale akurat teraz osiadł na wszystkim tuman (ros.mgła) i nie widać nic. Zupełnie nic. Niczewo.

Siadamy w hotelu Pirosmani - super elegancja, ale nie ma żywej duszy. Kelner nie mówi ani po rosyjsku, ani po angielsku. Woła kolegę z recepcji, żeby przetłumaczył nasze zamówienie. Prosimy o białe słodkie wino, a dostajemy czerwone wytrawne.

Jedziemy dalej do klasztroru świętej Nino, która przekabaciła Gruzinów na chrześcijaństwo w IV w (drugi kraj, który przyjął chrześcijaństwo jako oficjalną religię; po Armenii), gdzie napełniamy butelki wodą ze świętego źródła. Jest też opcja wykąpania się w nim.

Przy drodze kupujemy lokalny ser, chleb, owoce i czurczello (orzechy na nitce), bo absolutnie nie ma nigdzie żadnej restauracji, gdzie możnaby coś zjeść, ani w ogóle żadnej innej. Zastanawiamy się, z czego ci ludzie żyją? Nie ma fabryk, nie ma biur, mało widać szkół, bardzo mało jakichkolwiek budynków użyteczności publicznej. Straszą raczej szkielety radzieckich konstrukcji. A gdy skręcamy z głównej drogi, dokoła nas są tylko stepowe góry, owce i ujadające pilnujące ich burki. Czasami na koniu przejeżdza pasterz.



W końcu docieramy do Davit Gareja - kompleksu skalnych klasztorów. W czasach świetności, w 15 monastyrach mieszkało 6000 mnichów. Dziś jest ich tylko kilku, ale to i tak sukces, bo jakiś czas temu klasztory stanowiły cele treningowe radzieckich czołgów. Przed wiekami zostały wykute w skale pierwsze groty, które udekorowano freskami, a następnie proces postępował, aż mnisi niczym skalne termity, zawładnęli kamieniem. Żeby zwiedzić te groty i pozostałe w nich freski, trzeba iść godzinę przed siebie pd górę. Po drodze mijamy patrolujących teren żołnierzy, bo dolina po drugiej stronie góry, to już Azerbejdżan.






































Do Tbilisi wjeżdzamy ulicą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Serca nam się radują na myśl, że kontynuujemy zapoczątkowane przez niego wielkie dzieło budowania przyjaźni polsko-gruzińskiej! Hotelik w bocznej uliczce, wychodząc na główny deptak trzeba uważać, żeby nie potknąć się na nierównych chodnikach. Ciężko patrzeć pod nogi, bo bardziej interesujące jest podziwianie rozpadu, w
jakim znajduje się miasto. W końcu trafiamy do restauracji nad rzeką - eleganckiej, więc koniecznie musi grać orkiestra. W drewnianej quasi-loży siedzi prostytutka ubrana jedynie w body i rajstopy, uwodząca starszego pana. Prosi o rosyjskie piosenki, zaczynają tańczyć na środku sali i wyciągana przez swojego partnera z lokalu, za nic nie chce wyjść.



Tymczasem my zachwycamy się kolejnymi smakołykami: sakiewki z sera (gomi in sulguni leaves), talerz zieleniny, suszone śliwki nadziewane pastą z orzechów i bakłażany nadziewane tym samym.



Z okien hotelu i wyjeżdając rano z miasta widzimy, w jak strasznym jest ono stanie. Wrócimy tu pod koniec tygodnia, żeby to lepiej zbadać, ale nie ma pewności, że wszystkie widziane dziś domy dotrwają do tego czasu. Część ma popękane mury, ale i tak mieszkają tam ludzie. Niektóre pomieszczenia są wsparte na sosnowych pniakach. Część domów ma zamurowane okna. Inne - rozpadające się balkony. Odpicowana jest ulica Rustaveli, przy której jest Marriott, parlament, sklep Cartier, opera oraz restauracja sushi. Ale już przecznicę dalej można stracić zęby na nierównym chodniku albo wpaść do dziury. Żeby to miasto uporządkować, trzebaby zrobić tyle, że nie wiedziałabym nawet od czego zacząć. Czy wymienić nawierzchnię ulic? Czy wprowadzić oświetlenie? Czy
wyremontować domy, co pewnie jednak oznaczałoby ich postawienie ich od nowa? Czy sprzątnąć śmieci? Czy namalować pasy na jezdniach? Czy wyburzyć szkielety straszących kombinatów z epoki ZSRR?

***
Był Tamada w Telavi
Co miał dość Saperavi.
Ale kiedy mu dali
Pełen dzban Tsinandali,

Rzekł: tego mój żołądek nie strawi!


Additional photos below
Photos: 15, Displayed: 15


Advertisement



11th November 2010

Zupełnie jakbym tam był! Aktiwejszyn ze spiewem młodego mnie zabiła. Bez wina i czaczy trudno wytrzymać do końca.

Tot: 0.107s; Tpl: 0.011s; cc: 11; qc: 24; dbt: 0.0579s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb