Opera


Advertisement
Australia's flag
Oceania » Australia » New South Wales » Sydney » Opera House
September 20th 2010
Published: September 24th 2010
Edit Blog Post

Wbrew dotychczasowej konwencji postanowiłam opisać trzy dni spędzone w Sydney w dwóch wpisach tematycznych: Opera (dziś) i cała reszta (jutro). Gdybym zachowała formułę dziennika, teksty byłyby mało spójne, bo większość atrakcji oglądamy po kilka razy; gdybym z kolei opowiedziała o Sydney w jednym wpisie, byłby kłopot z załadowaniem zdjęć. Budynek Opery zdecydowanie zrobił na nas największe wrażenie ze wszystkiego, co dotychczas widzieliśmy, więc postanowiłam zacząć od niego.

Pomysł zbudowania narodowej opery w Sydney pojawił się już na początku XX wieku, jednak w realizacji planów przeszkodziły dwie wojny światowe. Dopiero w latach 50. ogłoszono międzynarodowy konkurs architektoniczny, który wygrał - nadsyłając pracę po terminie i łamiąc kilka innych punktów regulaminu - duński architekt, Jørn Utzon. Gdy tylko ogłoszono wyniki konkursu i Utzon został naczelnym architektem Opery, cała armia inżynierów zaczęła zastanawiać się, jak zbudować budynek według jego projektu; choć nie wiadomo było, czy w ogóle uda się skonstruować dach, prace budowlane ruszyły natychmiast. Był rok 1957 i koszty projektu oceniono na kilka milionów dolarów, a czas realizacji - na kilka lat. W 1966 r., gdy koszty wielokrotnie przekroczyły pierwotne szacunki i rząd australijski zaczął wywierać naciski na Utzona, żeby zmienił koncepcję na tańszą i szybko dokończył prace, architekt zrezygnował i zabierając ze sobą plany, wyjechał do Danii; nigdy już nie wrócił do Sydney. Gmach ukończono dopiero w 1973 r., koszty wyniosły ponad sto milionów dolarów, a wnętrza zaprojektowali architekci australijski. Ważne jest to, że słynne białe „żagle” (nazywane po angielsku shells, ale słowo „muszle” jakoś mi nie pasuje) wykonano według koncepcji Utzona, który długo się głowił, w jaki dokładnie sposób je zbudować. Wreszcie wpadł na genialny w swej prostocie pomysł, żeby wyciąć je z kuli (rozwiązanie widać na zdjęciach), co pozwoliło na dość tanie wyprodukowanie łuków dachowych - wszystkie miały jedną krzywiznę. Historia ma szczęśliwe zakończenie: w 1999 r. ponad 82-letni wówczas Utzon został poproszony o współpracę przy przebudowie zachodniej zewnętrznej części gmachu, a następnie zaprojektował salę bankietową, nazwaną pokojem Utzona.

Gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy Operę z drugiej strony przystani, nie zrobiła na nas ogromnego wrażenia, ale im dłużej jej się przyglądaliśmy, tym bardziej fascynował nas jej kształt i oczywiście „żagle”, które zmieniały barwę w zależności od pory dnia, nasłonecznienia i zachmurzenia. Wzięliśmy też udział w znakomitej wycieczce z przewodnikiem; byliśmy między innymi za kulisami, skąd windami wwożone są na scenę dekoracje, w samej sali koncertowej (Alan - nasz przewodnik - pozwolił nam zrobić zdjęcia mimo zakazu po uprzednim sprawdzeniu, czy w okolicy sceny nie kręci się żaden inny pracownik) oraz na tarasie, w części zwykle zamkniętej dla gości z zewnątrz. Budynek robi naprawdę niesamowite wrażenie i nic dziwnego, że stał się ikoną Sydney. Zastanawialiśmy się, czy nie wybrać się na koncert, ale żadnego nie było w programie, a nie chcieliśmy iść na pierwszą lepszą sztukę; może następnym razem.



Additional photos below
Photos: 17, Displayed: 17


Advertisement



Tot: 0.082s; Tpl: 0.012s; cc: 15; qc: 43; dbt: 0.0461s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb