Ostatnie dni, odwolany lot i pakowanie walizek, bye


Advertisement
United States' flag
North America » United States » Illinois » Darien
August 9th 2011
Published: August 10th 2011
Edit Blog Post

Trudno stwierdzic kiedy minely te cale trzy tygodnie. Jeszcze niedawno dopiero co wysiadalismy z samolotu a tutaj juz jutro wracamy. Tak wiele przez ten czas zobaczylismy, wszystko dzieki Danielowi, Cindy, Kelly, Julie, Bryanowi i wujkowi Marianowi i Krzyskowi, ktorzy przygotowali nam tak wiele atrakcji. Bez nich nigdy nie udalo by sie nam w tym czasie odwiedzic tego wszystkiego. Za co im ogromnie dziekujemy.

Poniedzialek i wtorek spedzilismy troche przygotowujac sie do powrotu, troche u wujka Mariana i czesciowo w Chicago. Po powrocie z Las Vegas codziennie udawalo nam sie wpadac do wujka na pogaduszki. Wujek ciagle po kazdej wizycie powtarza nam ze drzwi jego domu sa otwarte dla nas 24 godziny na dobe wiec mozemy wpadac do niego w kazdej wolnej chwili 😊 Wczoraj przesiedzielismy u wujka jakies 4godziny. Wujek wiele wspomina ale rowniez pyta o nasza rodzine i stara sie nam doradzic jesli sie go o cos pytamy. Nie ma glupich pytan i odpowiedz na podstawie tylu przezyc jest gleboka. A najtrudniejsze sa proste pytania.
Popoludniu pojechalismy do Chicago po raz ostatni. Odwiedzilismy ksiegarnie jezykowa gdzie kupilem sobie pare ksiazek do hiszpanskiego - znowu duzo taniej niz u nas... a potem skierowalismy sie na Wrigley Field - stadion Chicago Cubs - jednej z druzyn baseballowych z Chicago. Niestety tego dnia pogoda nam nie dopisywala i ciagle padal deszcze oraz bylo burzowo. Kelly powiedziala nam ze jesli nie bedize burzy a tylko deszcz to powinny rozegrac mecz. Poniewaz bylismy troche wczesniej przed meczem w downtown wiec poszlismy do typowego klubu sportowego w okolicach stadionu na kolacje. Pub byl zatloczony przed meczem, a w srodku ludzie w koszulkach ulubionych graczy, w kolorach swoich druzyn czy czapeczkach. Udalo nam sie dostac jakis stolik dla 4 osob- Kelly, Jadi ja i Michael - dzieki niemu dostalismy bilety, bo na gry druzyn gospodarzy bardzo ciezko jest dostac dobre bilety. Zamowilismy bardzo amerykanskie jedzenie - burgera dobrze wypieczonego z frytkami... tak Kelly zawsze patrzy na nas jak zamawiamy wszystko 'well done' jak na jakis dzikusow :P oni tutaj to wola jak z miesa jeszcze sie krew saczy 😊 no coz, gust nie podlega dyskusji :P
Wreszcie dostalismy sie na stadion, dalej padal deszcz, ale tak slabo. Najwazniejsze ze nie bylo burzy bo by mogli odwolac gre. Weszlismy na trybuny, nasze miejsca byly pod dachem wiec nie moklismy tak jak niektorzy. Rozpoczecie gry sie opoznialo ze wzgledu warunki pogodowe. Kelly wyciagla paczke z orzeszkami ziemnymi i zaczela ja chrupac... tak cale orzeszki ziemne, razem ze skorupka... pytam sie, Kelly czemu jesz skorupke orzeszkow, a Kelly bo lubie i poza tym zawiera duzo blonnika 😊 no tak dziewczyny patrza z roznych punktow widzenia na jedzenie - mi by nigdy nie przyszlo do glowy zeby jest skorupy orzechow zeby pozyskac blonnik :P
czekamy i czekamy az w koncu odzywa sie speaker i oglasza iz mecz pomiedzy Chicago Cubs i chyba National cos tam zostal anulowany w dniu dzisiejszym ze wzgledu na niesprzyjajace warunki pogodowe. Bilety sa wazne na ten mecz i zostaje on przesuniety na czwartek... czwartek czyli wtedy gdy juz bedziemy ladowac powoli w Polsce... i tak przez pogode nie udalo nam sie zobaczyc meczu baseballowego na zywo - ale bylismy na stadionie to juz cos i do tego nie zmoklismy :P wyszlismy powoli z obiektu i cale tlumy ludzi rozchodzily sie wokol niego zatapiajac sie powoli w licznych pubach na wszystkich otaczajacych stadion uliczkach. My zrobilismy to samo - skoro nie mozna zobaczyc meczu to chociaz napijemy sie piwa w sportowym klubie 😊

Wtorek - pakowania nadszedl czas... pytanie czy uda nam sie spakowac do tych bagazy ktore przywiezlismy. Jadzia z Kelly i Cindy pojechaly jeszcze na ostatnie zakupy. Ja stwierdzilem ze juz nic nie chce kupowac i ze niech jada same. Przypuszczalem ze moze to troche potrwac. Dziewczyny wiec pojechaly a ja zostalem i ostatnie chwile w USA spedzilem w ogrodku w sloncu czytajac gazety. Posiedzialem tam 2 godziny a dziewczyn dalej nie ma. Napilem sie czegos, zjadlem brzoskwinie, jakies ciacho i wrocilem do domu bo robilo sie coraz bardziej goraco. Wlaczam sobie kompa i sprawdzam poczte. Widze maila z tytulem :UWAGA Zmiana w trasie podrozy, lot odwolany albo zmieniony! Wczodze na wiadomosc, czytam, patrze i nie moge uwierzyc... Alitalia odwolala nam lot z Rzymu do Warszawy... mozemy leciec z Chicago do Rzymu ale tam dalj sie nie da... biore telefon dzwonie na infolinie, polska sekretarka automatyczna odzywa sie ze konsultanci sluza pomoca w godiznach pracy 8-18 - kurde, zapomnialem ze w Polsce jest prawie noc. Wiec pisze maila....i czekam na odpowiedz. Juz 4 godziny i jeszce dziewczyn nie ma. Sprawdzam wszystkie papiery potwierdzajace rezerwacje. Sprawdzam rozklad lotnisk. Wszystkie zrodla mowia ze nie ma juz takiego lotu bezposrednio z Rzymu do Warszawy... W koncu wracaja dziewczyny, mowie im ze nie mam dobrej wiadomosci ze nam odwolali lot. Razem z Kelly siadamy przy stole na dwoch kompach i szukamy tel do Alitalii. Dzwonimy... odbiera Pan ktory bardzo nam chce pomoc, ale twierdzi ze bukowalismy bilety przez AirFrance wiec raczej sie nie bedzie dalo, ale sie stara. 20 minut sprawdza i tracimy polaczenie. Potem nastepne 3 telefony koncza sie odwieszona sluchawka, problemy na linii albo niechec pracownikow... stwierdzilismy ze srpobujemy w takim razie z AirFrance pogadac. 50 minut na telefonie z Pania z airFrance. Najpierw potwierdza ze Alitalia odwolala lot. Potem mowi ze to oni musza nam cos zaproponowac bo oni obsluguja ten lot. Po jakims czasie mowi nam ze prosi o cierpliwosc poniewaz jest na drugim telefonie z alitalia i ze ciezko z nimi sie dogadac. Nastepnie ifnormuje nas ze obecnie nie ma zadnych bezposredenich polaczen pomiedzy Rzymem a Warszawa... proponuje nam Chicago-Rzym, potem Rzym-Paryz a na koniec Paryz-Warszawa... lot dluzszy o jakies 12 godzin... ostatecznie powiedziala ze nie da sie dogadac z Alitalia wiec przejmuja nas i zapewniaja nam lot calkiem inny, z Chicago do Paryza z AirFrance oraz z Paryza do Warszawy tez z AirFrance - wylatujemy o dwie godziny pozniej z Chicago niz bylo zaplanowane a jestemy o 10 minut wczesniej w Warszawie niz to bylo pierwotnie z Alitalia... ufff stres powoli schodzil. Dzieki Kelly, Daniel i Cindy za pomoc. Jestesmy z powrotem w samolocie!!
Wieczorem Cindy jako kolacje pozegnalna przygotowala amerykanskie steki, dwa rodzaje ale nie pamietam juz nazw dokladnie. Oczywiscie dla nas dobrze wygrillowane bez krwi :P potem deser a na koniec wizyta u wujka Mariana... Dzis spiewal nam wujek jakie kolysanki pamietal z Polski, a my z Jadzia tez troche spiewalismy 😊 Bardzo mily czas - nieublagalnie tyka, zawsze do przodu...
Jutro wylot! Wracamy do Polski a w glowie mamy pelno mysli, wrazen, odczuc i nowosci. Trzeba bedzie to na swoje teraz 'przetrawic' - zajmie to znowu troche czasu. Wnioski pewnie tez jakies przyjda 😊 Czas do lozka, podobno jet lag na wschod jest duzo gorszy!



Additional photos below
Photos: 15, Displayed: 15


Advertisement



Tot: 0.054s; Tpl: 0.012s; cc: 7; qc: 24; dbt: 0.0235s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1mb