Advertisement
Published: July 19th 2009
Edit Blog Post
It's so hot that I'm not able to type...
On Friday, the plane had 2 hour delay, then another 30 minutes. And when all the people were on the plane it still took another hour till the plane actually took off.
At the Miami airport was just a mess. One big mess. One hour waiting for the bags and then catching a cab and eventually meeting my CouchSurfing hosts. Tohnya and Jeremy, very nice people who came back from Europe from their honeymoon like a week ago.
When I told them the airport story they just said 'Welcome To Miami!'. Mess seems to be something totally normal here...
Only 1% of people living in Miami are Americans. The rest, as I was told, has ran away some time ago. More than 80% of people are Cubans and hispanics. They are a bit rude, arogant and self-righteous. Most of them don't even speak English expecting from others to speak Spanish. And that's one of the things that cause the mess here. They don't care about anything, think only about themselves and do everything in their own ways...
But well... After all I came here just to get some rest
on a beach. And the beaches here are wonderful. Turquoise water, the sun and cool breeze that makes 40 C degrees be more bearable. Except that palm trees, palm trees and... (not dangerous) lizards 😊))
So yesterday being on the Miami Beach I realized it was a perfect choice to get a REAL rest.
Far away from EVERYTHING. Far away from stress, problems, worries, far from home, Poland and the Polish language. But what is more, far from prosaism and everyday life... So far that for a moment I even felt as if I was "someone else".
***
Jest tak goraco, ze nie mam sily pisac...
W piatek na lotnisku okazalo sie, ze samolot ma 2 godziny opoznienia, potem kolejne 30 minut. A kiedy wszyscy byli juz na pokladzie samolotu i tak musielismy czekac kolejna godzine do odlotu.
Na lotnisku w Miami natomiast BALAGAN. Jeden wielki balagan. Godzina oczekiwania na bagaze, potem szybko taksowka i w koncu spotkanie z moimi couchsurfingowymi hostami. Tohnya i Jeremy, bardzo mili ludzie, ktorzy tydzien temu wrocili z Europy ze swojego miesiaca miodowego.
Kiedy opowiedzialam im o sytuacji na lotnisku, skomentowali jedynie: "Witaj w Miami". Jak sie okazuje balagan jest tu norma...
W Miami tylko 1% mieszkancow stanowia Amerykanie. Reszta, jak sie dowiedzialam, juz dawno uciekla. Ponad 80% to Kubanczycy a pozostaly procent to ludzie podobnej masci. Sa nieco niemili, aroganccy i zadufani w sobie. Wiekszosc z nich nie mowi nawet po angielsku wymagajac od innych, zeby ci mowili po hiszpansku. To jeden z czynnikow powodujacych ow balagan. Niczym sie nie przejmuja, mysla tylko o sobie i wszystko robia po swojemu.
Balagan balaganem, Kubanczycy Kubanczykami, zamiarem moim jednak byl wypoczynek na plazy. A plaze sa tu cudowne. Turkusowa woda, slonce i delikatny wiart sprawiajacy, ze 40 stopni upalu wcale nie sa takie straszne. Poza tym palmy, palmy i... (niegrozne) jaszczurki 😊))
Wczoraj wiec lezac na plazy doszlam do wniosku, ze Miami Beach byl idealnym pomyslem na PRAWDZIWNY odpoczynek.
Z dala od WSZYSTKIEGO. Z dala od stresu, problemow, zmartwien, z dala od domu, od Polski, polskiego jezyka a co wiecej z dala od przyziemnosci i codziennosci. Tak daleko, ze az przez moment czulam sie "kims innym".
Advertisement
Tot: 0.133s; Tpl: 0.012s; cc: 11; qc: 58; dbt: 0.0866s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb
Julka
non-member comment
;)
Czesc Malwinka! Z tego co czytam, to musisz sie swietnie bawic, super! ;) tylko pozazdroscic! :) Mam nadzieje, ze robisz zdjecia i jak wrocisz to spotkamy sie, zebys mi je pokazala i zdala relacje z tych wszystkich podrozy, bo na pewno bedzie o czym opowiadac :) Buziaki.