CanaryMaternity_3


Advertisement
Spain's flag
Europe » Spain » Canary Islands » Tenerife
April 19th 2015
Published: April 19th 2015
Edit Blog Post

Moja Trzylatka chyba zwąchała, ze wieść o jej niesubordynacji poszła w eter, i dziś była najsłodsza na świecie. Nie rozumiem tylko dlaczego po dniu, kiedy była słodka jestem równie zmęczona, jak po dniu, kiedy była diablicą?

Trzylatka żyje od kilku tygodni wizja przyjazdu do nas jej małych kolegów, którzy funkcjonują pod wspólna nazwa "chłopaki". Jak ostatnio kupiłyśmy jakaś sukienkę i powiedziałam, ze bedzie ją nosić na Teneryfie, to stwierdziła, ze "chłopaki zachwycą". A teraz, jak przyjazd chłopaków jest juz blisko, planuje kto gdzie bedzie siedział, spał i chodził. Mam nadzieje, ze nasi goście bedą chcieli choć częściowo dopasować sie do trzylatkowej wizji, bo inaczej może być krucho. Ze mną i z nimi. No i pozostaje mi mieć nadzieje, ze nie zawsze z takim błyskiem w oku małaEm bedzie wypowiadać słowo "chłopaki".

Zaczęłysmy dzień jak zwykle kawą, croissantem i soczkiem w kawiarni z kawą, gdzie jesteśmy juz starymi bywalcami. Docieramy tam zazwyczaj około 11 i zawsze jest pełno ludzi, którzy nie wiadomo jakim cudem znajdują czas na relaks w połowie dnia. Udało nam sie w końcu ustalić jakiś rytm poranka, którego nieodzownymi elementami są właśnie kawiarnia z jednym bądź dwoma odcinkami Ben&Holly, apteka, warzywniak i mini płac zabaw - dziad zupełny, ale nawet najgorszy płac zabaw jest lepszy niż żaden. Co ciekawe, i w sumie oczywiste, na placach zabaw nie ma tu piaskownic.

Kawiarnia znajduje sie na pietrze podupadłego malla, gdzie sąsiaduje z zamkniętym angielskim marketem, podejrzana klinika dentystyczna, warzywniakiem i dwiema restauracjami out of business oraz barem flamenco o wdzięcznej nazwie Tasca Miraverde. "Tasca" to taki to sobie lokal z drinkami, a Miraverde to nasza dzielnica. Przechodziłam koło tej taski wiele razy i nazwałam ja w myślach "lokalna speluna", przekonana, ze nigdy tam moja stopa nie postanie. Ale kupując cos w Sylwestra w warzywniaku, usłyszałam zza ściany flamenco. A kilka dni pózniej, jak małaEm zasnęła, poszłam tam na barraquito i okazało sie, ze flamenco to jedyny rodzaj muzyki, jaki tam grają, bo to jest taska andaluza! Ucza flamenco, grają flamenco i tańczą flamenco. Całością zarządza pan, co tańczy i śpiewa, wąski w biodrach, tanecznym ruchem przesuwa sie miedzy stolikami serwujących wino i tapas. Od 20 zaczynaja zbierać sie goście, w większości bardzo lokalni, wymalowane panie, co chcą poznać panów, nabrylantowani panowie, co nie wzgardą nowa znajomością, trochę młodsi i trochę starsi, ale nikt sie nie sadzi i każdy jest 'welcome'. Niekiedy tańczą dziewczyny o udach niczym dmuchane gruszki, innym razem dwóch Rosjan o niedźwiedziej posturze da sobie po gębie. Nie wiem, o której impreza sie kończy, bo nigdy nie było mi dane być tam po północy, ale juz następnego dnia rano ktoś zmywa mokrą jeszcze podłogę i zbiera rozbite szkło. Dzięki lokalizacji na środku parkingu nikt nie narzeka na hałas i raczej nie ma szans, zeby ściągnęli tu angielscy chłopcy, co po drugiej stronie autostrady oglądają zmagania Swansea z Exeter City.

Advertisement



Tot: 0.42s; Tpl: 0.009s; cc: 18; qc: 71; dbt: 0.1138s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb