Advertisement
Ostatni odcinek naszych francuskich przygód opisuję już z Polski, a dokładnie z Lubaczowa, gdzie chciałam spędzić pozostałą cząstkę urlopu.
Wyjeżdżając z Lambesc zahaczyliśmy jeszcze o centrum miasteczka i odbywający się tam cotygodniowy targ, na którym można było zaopatrzyć się we wszystko: świeże owoce i warzywa, produkty regionalne (wędliny, oliwa, ryby), pamiątki z regionu, ale też i biżuterię czy ciuchy. Wyglądało to tak, jakby do miasta zjechali się mieszkańcy całego 'powiatu' - niewiarygodny tłum, a wszyscy jakby się znali... :-)
Następnie udaliśmy się do nadmorskiego Fos-sur-Mer - jeden dzień chcieliśmy spędzić spokojnie, leżąc plackiem na plaży i słuchając szumu fal rozbijających się o brzeg. Wyszły jednak na wierch nasze anty-plażowe natury i po jakichś 2-3 godzinach zgodnie stwierdziliśmy, że juz wystarczy i nie wytrzymamy więcej ani minuty.
Warto jeszcze wspomnieć, że miasteczko jest siedzibą jednej z hut Arcelor Mittal i gdyby ktoś postanowił zrobić nam zdjęcie z drona z kierunku morza, w tle mielibyśmy kominy koncernu... No, ale sama plaża była fajna!
Ostatniego dnia mieliśmy w planach przejazd przez Prowansję i Langwedocję oraz odwiedzenie kilku zabytków świadczących o bogatej historii dawnej Galii. Pierwsze na naszej trasie było Nimes ze świetnie zachowanym amfiteatrem przypominającym z zewnątrz rzymskie Koloseum (obecnie na
arenie odbywają się corridy i koncerty) oraz świątynia La Maison Caree z piękną kolumnadą.
Kolejnym punktem na naszej sobotniej trasie był Pont du Gard - fragment rzymskiego akweduktu przechodzący nad rzeką Gard. Świetnie zachowana budowla jest jedną z największych pozostałych z tamtych czasów. Na nas zrobiła ogromne wrażenie swoją wielkością oraz historią, którą można poznać w pobliskim muzeum.
Ostatni odwiedziliśmy Awinion - dawną siedzibę papieży (i antypapieży). Słynny zamek-rezydencja kardynałów (Palais des Papes) oraz 'urwany' most (Pont Saint-Benezet) są obowiązkowymi do zobaczenia w mieście.
Nocleg mieliśmy zaplanowany w Valence, gdzie rano obudził nas megafon komentatora odbywającej się właśnie imprezy w stylu naszego Runmageddonu. Stamtąd udaliśmy się do Lyonu na samolot.
***
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią chciałabym tu umieścić jeszcze jeden krótki tekst - o jedzeniu, hotelach i generalnie survivalu francuskim. Stay tuned!
Advertisement
Tot: 0.182s; Tpl: 0.011s; cc: 11; qc: 47; dbt: 0.1244s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb