Advertisement
Published: September 14th 2011
Edit Blog Post
"Jak chcecie to plyncie sobie statkiem, bedziecie siedziec na ziemi w wodzie a ludzie beda po was lazic,ale mozecie plynac piekna Pinasa -wygodnie, w nielicznym towarzystwie" itd. Mowili nam bardzo nachalni przewodnicy w Mopti. W rezultacie Pinasa to mala lodeczka z towarem, pomiedzy ktorym sie lokujesz, ku uciesze naganiaczy,za co kasuja od20 do 35tys frankow od osoby (1E=650f) Statek to trzy pietrowy promik z tarasem, gdzie spokojnie mozna rozlozyc sobie np.namiot a bilet kosztuje 5tys frankow na glowe.Na pokladzie sa prysznice,bary z normalnymi cenami i muzyka. I pinasa i statkiem plynie sie do Timbuktu ok czterdziestu godzin. Pinasy plywaja codzien, statek np teraz pod koniec pory deszczowej raz w tygodniu z Mopti w Czwartek, w porze suchej nie plywa.
Na promie swietnie,- dobra okazja by poznac miejscowych. W zasadzie tylko my bylismy bialasami, jak to oni nas nazywaja Tubabami.Prom plynie spokojnie, mozna sie poprzygladac przybrzeznym wioskom ale fajnie zabrac ze soba lornetke bo Niger dosc szeroki.
Timbutu wbrew wszelkim ostrzezeniom fajne ,spokojne ladne miasteczko w ktorym architektura przypomina o historii. Ciekawi ludzie je zamieszkuja, glownie Songhajowie
ale jeszcze sporo spotkalismy Tuaregow(blekitnych panow pustyni) i Peule- ludnosc ktora zamieszkuje caly pas Sahelu czyli od oceanu Atlanyckiego po Sudan,wszyscy posluguja
sie swoimi jezykami,i co by bylo jak by nie bylo francuskiego. Wiedzielismy ze Gao to stara stolica polityczna Songhaju a Timbuktu stolica inelektualna ale i tak bylismy w szoku slyszac jak dziesiecio letnie dzieci gadaja w czterech jezykach.
Timbuktu naprawde przyjemne miejsce i chyba niepotrzebnie owiane ostatnio zla slawa porwan,co sie odbija (ku naszej uciesze) pustymi hotelami. Zagrozenia nie dalo sie wyczuc, a jak pytalismy o bezpieczenstwo to slyszelismy ze alkaida ma teraz co innego do roboty, z Kadafim.
Troche wrazen dostarczyla na droga gruntowa z Timbuktu do Douentzy miasteczka znajdujacego sie na trasie z Gao do Bamako. Jakies 200km jechalismy caly dzien. Pora deszczowa - burza przed nami ktora zalala nam droge topiac nierzadko Toyote do, polowy. Wiadomo ze takie auto ma naped na cztery kola ale to jeszcze mialo 18osob w srodku i cztery na dachu wraz ze sterta bagazy . Siedziec na dachu pedzacego jeepa ktory po tych dziurach porusza sie mniej wiecej jak swiezo ujezdzany byk, do tego burza duzo bardziej widowiskowa niz w Polsce bo nie przestajaca swiecic piorunami i droga ktora zamienia sie w rzeke, gasnace swiatla po zmroku...Dwie naprawy po drodze,przydal sie nasz sznurek do wieszania prania i udalo sie dotrzec
do celu. W Douanzie nocujemy na tarasie u Dogonow prowadzacych przydrozny bar. Niestety nie mamy czasu na zwiedzenie ich pieknego kraju a poza tym widzac wczorajsza droge postanawiamy nie zjezdzac juz z glownej trasy. Ruszamy w strone Bamako co sie okazuje nie takie latwe bo mimo tego ze to glowna krajowa to srednio jedno auto na pol godziny .Tak po pieciu godzinach zlapalismy pickupa do samego Bamako 850km to rekort jak narazie. Znow Bamako .
Advertisement
Tot: 0.184s; Tpl: 0.012s; cc: 12; qc: 59; dbt: 0.1339s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb
Wilkosz :)
non-member comment
Hej, to ja ! Wasza wierna fanka :)
Aga widzę, że zbierasz materiały do pracy doktorskiej :) przyjemne z pożytecznym :) Zdjęcia super wyraźne...ukłony, oklaski i uznanie...nie mogę się napatrzeć :) Ja chyba też muszę do Afryki bo moja kariera fotograficzna utknęła w martwym punkcie - Karol nadal wychodzi rozmazany i nawet program "sport" nie pomaga :) ps. Piotrek też jest waszym fanem