Prima Roma...bowiem, jak powszechnie wiadomo, wszystkie drogi...


Advertisement
Published: March 7th 2011
Edit Blog Post

Roma Fiumicino - lotnisko, na którym wylądowaliśmy.
Pierwszy spotkany taksówkarz składa, jak to Włoch, propozycję nie do odrzucenia. Dowiedziawszy się, że do odlotu do Buenos mamy 7 godzin, złożyl ofertę przejażdżki po najważniejszych miejscach Rzymu, z przerwą na kolację i powrotem na lotnisko. On będzie na nas czekał w pobliżu każdego odwiedzanego miejsca i dopilnuje, żebyśmy na czas wrócili na aeroporto. Ot co. Wszystko za jedyne 200 euro. Wcześniej przeprowadził kalkulację podróży naszej trójki pociągiem - "najtańszym" możliwym transportem - 20 euro za osobę w jedną stronę daje 120 euro - "I nic nie zobaczycie, bo nie zdążycie. U mnie w samochodzie możecie zostawić bagaż podręczny, nie stracicie czasu na poszukiwanie przechowalni na lotnisku" - mnożył korzyści Sergio, zdążył się przedstawić w tym czasie. "Nie będziecie nic nosić, dźwigać, żadnych stresów".

Przekonał mnie i każdemu polecam. Początkowo myślałem, że lada chwila coś wymyśli, że musi wracać, bo zapomniał wyłączyć żelazko, kuchenkę gazową lub, że mamma czeka z obiadem albo papa umiera i na łożu śmierci pragnie mu przekazać ostatnią wolę lub wszystko razem...nic z tych rzeczy...świetny przewodnik, znający Rzym jak własną kieszeń - 50 lat pracował jako taksówkarz i głównie na lotnisku. "Wie pan, że ja nigdy nie leciałem samolotem, tyle lat woziłem ludzi z i na Fiumicino i nigdy nie leciałem, nie było okazji. I już nigdy nie polecę" skonstatował z melancholią. "Ot życie".

Zobaczyliśmy Watykan, byliśmy w Bazylice św. Piotra, przy Fontana di Trevi, Forum Romanum, Colosseum, Hiszpańskich Schodach, w muzeum Rzymu starożytnego etc. Kolację (naprawdę pyszną) zjedliśmy na Via Venetto, niegdyś, w latach 60-ych tętniącej życiem, słynnej z wielu filmów, a dziś już lekko zakurzonej, zapomnianej. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Sergio jest najbliższym przyjacielem Zośki Loren, no i oczywiście był osobistym kierowcą papieża JPII. Hmmm... Italia i jej mieszkańcy, jeszcze ze dwie godziny i okazałoby się, że to on jest Jamesem Bondem albo Gustlikiem, zależnie od nastroju.

Wróciliśmy na lotnisko, zdążyliśmy z odprawą i do samolotu do Buenos...ufff przed nami 14 gooooodzin looooootu. Gospodi pamiłuj.

Gdzieś w papierach mam numer telefonu do Sergio, jak znajdę to dołączę do wpisu, może ktoś skorzysta. Tylko trzeba się śpieszyć, Sergio ma 77 lat i pewnie niedługo przejdzie na emeryturę. Szkoda.




Additional photos below
Photos: 8, Displayed: 8


Advertisement



Tot: 0.104s; Tpl: 0.01s; cc: 9; qc: 49; dbt: 0.0363s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb