Dzien minus 17


Advertisement
Vietnam's flag
Asia » Vietnam » Southeast » Ho Chi Minh City
December 15th 2007
Published: December 18th 2007
Edit Blog Post


Wietnam. Sajgon. Delta Mekongu. Lot z PP do Sajgonu zajmuje doslownie trzy chwile: start, ladowanie i w miedzy czasie trzeba sie spieszyc, zeby wypelnic aplikacje wizowa. Do tego jeszcze byly takie turbulencje, ze zastanawialam sie, czy w ogole ta aplikacje wypelniac.

Amerykanie jezdzacy do Wietnamu ekscytuja sie, ze to kraj, z ktorym toczyli wojnei kraj komunistycznej biurokracji. Ojcowie socjalizmu musza przewracac sie w grobach,widzac , co dzis sie dzieje w Wietnamie. Ludzie omamieni pieniedzmi, pedza w poszukiwaniu ekonomicznego sukcesu - rozbuchany kapitalizm. A do tego system jednopartyjny. Nie wiem, jak w tymsocjalizmie wyglda opieka spoleczna i sluzba zdrowia. Domyslam sie, ze przynajmniej ta ostatnia moze byc za darmo, ale emerytur to pewnie nie maja. Poza tym, to bardzo mlode spoleczenstwo, gdzie jeszcze kilka lat temu promowano model wielodzietnej rodziny, a teraz staraja sie wytlumaczy ludziom, ze 80 milionow Wietnamczykow wystarczy i lepiej, zeby mieli tylko dwojke. Mialam wrazenie, ze podobnie jak w Chinach, bardzo o te dzieci dbaja - inaczej niz tutaj. Z reszta, trudno pod jakimkolwiek wzgledem porownywac Kambodze i Wietnam. To dwa zupelnie rozne swiaty. Phnom Penh to wioseczka, gdzie zycie zamiera po zmroku, gdzie nie ma glownej ulicy, gdzie jest jedno centrum handlowe (wyznacznik rozwoju!), ktore od zwyklego bazaru rozni sie tylo tym, ze budynek jest ze szkla, a nie z betonu. Dla mnie na tym w duzej czesci polega urok tego miasta, ze jest tak daleko od tego, jak naszym zdaniem powinno wygladac miasto. Sajgon jest meczacy. Taksowki, ruch, klaksony, neony, Marry Christmas, drapacze chmur. No i Wietnamie (przynajmniej i podobno tylko poludniowym), kazdy ma na imie Nguyen. I kobieta, i mezczyzna. I mlody, i stary. I bogaty, i biedny. Ulica: Nguyen costam. Recepcjonista: Nguyen. Nawet cholerny Ho Chi Minh tez w rzeczywistosci mial na imie Nguyen!

Wyjazd przebiegl pod znakiem degustowania swiezych - nomen omen - sajgonek. Znalam je juz z PP, a na plazy w Sihanoukville sprzedaja je Wietnamki, ale gdzie indziej sprobowac „the real thing“ niz w Sajgonie? Swieze sajgonki polegaja na tym, ze w ciasto ryzowe pakuje sie makaron ryzowy, salate, tajska bazylie i krewetki, ale smazy w goracym tluszczu, tylko je swieze. Z sosem z orzeszkow ziemnych. Kazde z reszta jedzenie w Sajgonie bylo przepyszne; szkoda, ze w Warszawie kojarzy sie tylko ze duszonymi golebiami w sosie slodko-kwasnym z placu Konstytucji, bo to ogromnie bogata kuchnia. Szczegolnie na poludniu, w delcie Mekongu - niezmiernie zyznym terenie - jedza prawie wszystko, kazda prowincja slynie ze swoich owocow, a na dodatek zapijaja jedzenie winem z weza.

Ciekawe tez bylo znalesc sie w miejscu, gdzie szyldy na ulicy przynajmniej sprawiaja wrazenie czytelnych. Nic bardziej mylnego, bo wietnamski jest nie do rozszyfrowania, ale przynajmniej czliowiek czuje sie jak na Wegrzech - pismo wyglada swojsko, a okazuje sie byc z kosmosu, a nie jak analfabeta w Chinach, czy Kambodzy.

W sobote zwiedzalysmy glownie zabytki z czasow wojny, w tym muzeum wojny, gdzie zebrane sa fotografie, stare samoloty, przy ktorych wszyscy robia sobie usmiechniete zdjecia, plakaty propagandowe i cale mnostwo okolo-wojennych artefaktow. I wszystko to byloby tylko kolejnym muzeum wojny, gdyby nie zdjecia ofiar „Agent Orange“. Mowi sie o tym, wiadomo, ze Amerykanie uzywali broni chemicznej, ale mam wrazenie, ze nie mowi sie o tym wystarczajaco duzo i skandalem jest, ze nikt nie poniosl za to odpowiedzialnosci. Fotografie w muzeum sa orzerazajace, nie bylam w stanie wszystkich ich obejrzec - poparzone dzieci, dziedzi tych dzieci, dzieci amerykanskich zolnierzy, ktorzy mieli stycznosc z Agent Orange, deformacje ciala, kaleki rodzace sie bez konczyn. I to wszystko tak niedawno.


Advertisement



Tot: 0.417s; Tpl: 0.009s; cc: 13; qc: 62; dbt: 0.1215s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb