Advertisement
Published: August 22nd 2007
Edit Blog Post
Mui Ne Jeepem
Samotna wedrowka po Czerwonym Wawozie byla naprawde czysta przyjemnoscia! Autobus z Mui Ne do Nha Trangu jechal 7h. Na nasze nieszczescie przyjechal pierwszy raz punktualnie, wiec nie zdazylismy zjesc sniadania. Krajobraz po drodze zmienial sie w co raz bardziej surowy. Drzew juz nie bylo tak duzo, za to wiecej i wiecej piasku. W pewnym momencie naszym oczom ukazaly sie muldy piaskowe dokladnie takie jakie spotyka sie na pustyni. Wlasciwie szerokosc geograficzna na jakiej sie znajdujemy ( 11 stopni na polnoc od rownika, czyli dokladnie polowa drogi od zwrotnika raka do rownika ) w Afryce jest poludniowym krancem Sahary! Kraje jakie w Afryce leza na tej szerokosci geograficznej to: Etiopia, Somalia czy Nigeria... W Mui Ne przywital nas juz doskonale znany zapach sosu rybnego wiet. " nuoc mam ". Zostawilismy bagaze w hotelu, poszlismy szybko na obiad do bambusowego domku, a nastepnie na plaze. Duze fale i naprawde silny prad sprawily nam mnostwo przyjemnosci. Bawilismy sie 2h rzucajac sie w co raz to wieksze fale, a idac pod prad wlasciwie stalismy w miejscu! To wszystko bylo, efektem nadchodzacej burzy. Jednak wcale nam to nie przeszkadzalo i kiedy zaczelo padac plywanie stalo sie jeszcze przyjemniejsze! Wracajac do hotelu wzdluz plazy znalazlem muszelke... a wlasciwie muszle, ktora jest wieksza od mojej piesci! Tego
Mui Ne Jeepem
lodka bambusowa lezaca na plazy. dnia kupilismy jeszcze wycieczke na nastepny dzien, a wlasciwie wypozyczylismy Jeepa z kierowca, ktory mial nas wozic po okolicy.
Nastepnego dnia rano okazalo sie ze Jeepa mielismy tylko do swojej dyspozycji. Pierwszym punktem, ktory mielismy zobaczyc byl Czerwony Kanion. Wszystko zaczelo sie dosyc niepozornie, zatrzymujemy sie w dosyc dziwnym miejscu gdzie nie ma zadnego parkingu i kierowca kaze nam przejsc przez ulice i isc sciezka przez lasek, skad wlasnie wracily dwie inne osoby. Po 100 metrach wiedzielismy, ze jestesmy w odpowiednim miejscu, ale to co zobaczylismy sprawilo, ze po raz pierwszy ( ale nie ostatni ) odebralo nam slow tego dnia. Czerwony, a momentami pomaranczowy kolor skal, ktore przybieraly niesamowite ksztalty sprawial, ze czulismy sie jak na Marsie! W dodatku miejsce to bylo prawie odludnione, bo spotkalismy tam moze 5 Wietnamczykow! Pochodzilismy po kanionie z 1h i wrocilismy do Jeepa, ktory zawiozl nas pod jezioro Lotusowe, przy ktorym podziwiac mozna biale wydmy piaskowe. Glowna atrakcja na wydmach, jest mozliwosc zjezdzania na plastikowych matach z gory... Sztuka polega na tym zeby wdrapac sie na szczyt wydmy z tym plastikiem, wziac rozped i skoczyc na klatke piersiowa glowa w dol, w miejscu gdzie wydma zaczyna opadac. Poza tym ze piasku miedzy zebami
Mui Ne Jeepem
Plaza w Mui Ne, gdzie duze fale i silny prad sprawily nam mnostwo dobrej zabawy. mialem wiecej, niz moglo sie tam chyba zmiescic to byla to swietna zabawa. Jednak po takich przyjemnosciach zostal maly problem, poniewaz bylismy cali w pasiku, wiec przydaloby sie wykapac. Znalezlismy prysznic, a wlasciwie wiadro+kran=prysznic i w ten sposob zmylismy z siebie nieprzyjemny piach. Za prysznic trzeba bylo placic, ale nic sobie z tego nie robilismy, szybkim krokiem poszlismy do Jeepa i kazalismy kierowcy ruszac. Nastepny przystanek, to wydmy zolte, na ktorych zostalismy juz tylko 20 min, bo wlasciwie zjezdzac na sankach juz nie mielismy ochoty, bo 1kg zjedzonego piasku juz nam wystarczyl. Zrobilismy zdjecia, nakrecilismy co trzeba i wrocilismy do samochodu. Wioska rybacka, ktora miesci sie na samej plazy byla ciekawym urozmaiceniem tego dnia. Zobaczylismy niesamowity brud, poczulismy ogromny smrod, ale tez dowiedzielismy sie jak wygladaja kolejne etepa przyzadzania owocow morza, ktore tak chetnie potem jadamy w restauracjach. Z ciekawszych rzeczy widzialem tez jadacy po plazy motor, na ktorym siedzialo 5 osob... Urokowi temu miejscu na pewno dodawaly lezace na plazy, okragle, bambusowe lodki, ktore sluza do transportowania towarow z kutrow na lad, bo nie funkcjonuja tu jako takie porty... Z wioski rybackiej, pojechalismy na targ rybny, ktory wlasciwie oferowal nie tylko ryby. Ciekawym widokiem byly stoly rzeznikow, na ktorych
Mui Ne Jeepem
Czerwony Wawoz lezalo mieso, a obok z nogami na tym samym stole (15 cm od miesa) siedzial sam rzeznik... Kupilem sobie sok kokosowy, a wlasciwie kokosa, ktory na moich oczach zostal obrany sporym toporkiem i zostal wydrazony w nim otwor, do ktorego zostala wlozona slomka. To bylo po prostu pyszne! Przyjemnosc ta kosztowala 4000 VN DONG czyli okolo 50 gr... Jednak to nie bylo na koniec atrakcji tego dnia. Jeep podwiozl nas pod pewien sklep... Tak dokladnie sklep, kierowca kazal przejsc obok sklepu, za ktorym mamy skrecic w lewo, sciagnac buty i wejsc do rzeki, ktory nastepnie mamy isc okolo 1000m. Troche do dziwnie zabrzmialo, ale skoro tak powiedzial to tak musi byc. Sciagnelismy sandaly, weszlismy do rzeki, ktora byla gleboka do kostek, a na dnie byl piasek i ruszylismy. Po 500 metrach, stanelismy jak wryci. To jest wlasciwie nie do opisania, nie potrafie nazwac tego zjawiska. Miejsco to nazywa sie Fairy Spring po wiet. "Suoi Tien". Z otwartymi ustami podziwialismy to miejsce godzine, a moznaby to robic przez lata... Czulismy sie jakbysmy sie znalezli na palecie kolorow jakiegos malarza, ktory miesza czerwony z bialym na wszelkie mozliwe sposoby... Po takich atrakajcjach, wieczorem wsiedlismy do autobusu, ktorego ostatnim przystankiem byl SAJGON.
Advertisement
Tot: 0.163s; Tpl: 0.013s; cc: 12; qc: 55; dbt: 0.0712s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb
anias.fotolog.pl
non-member comment
no rzeczywiscie sajgon! ale super przezycia na pewno... kurcze chcialabym sie tam wybrac.. moze w przyszlym roku... pozdrawiam Was mocno! Ania