Dzien 64


Advertisement
Cambodia's flag
Asia » Cambodia » South » Phnom Penh
December 2nd 2007
Published: December 3rd 2007
Edit Blog Post

Niedziela znow zaczela sie wczesnie rano, chyba rekodem, bo juz o 8.45 maszerowalismy na sniadanie do The Shop, a potem do Wat Phnom. Swiatynia w niedziele rano, wiec wszystko jak trzeba.

Po drodze odwiedzilismy jeszcze jedna wielka pagoda w klasycznym tutaj stylu: spiczasty dach i farba na scianach, a dokola poustawiane sa male stupy pomazane farba. Zlapalismy sie na tym, ze najbardziej podobala nam sie ta najbardziej europejska stupa - bordowa i malowniczo pokryta plesnia, jak domy w Rangoonie, z niebieskimi okiennicami i… tralkami.

Wart Phnom - cel naszego niedzielnego marszu - jest najwazniejsza swiatynia PP, polozona na jedynym wzgorzu w miescie. Jest tez jednym z bardziej turystycznych miejsc, co przyciaga wszystkich tych, ktorzy maja nadzieje na jalmuzne. Po tym, jak obeszlismy w kolko duzy posag buddy i male posazki, z ktorych kazdy mial wetkniete w lapki banknoty, usiedllismy na chwile w rogi, zeby popatezec. I za chwile zaczeli grac organisci, co tutaj oznacza cymbalki i piszczale. W polaczeniu z zapachem kadziedel - magiczna sprawa. Mieszkancy PP przychodzili z torbmi owocow na ofiare, glownie z bananami, ale byly tez kaki i pomarancze. Klekali przed posagiem, czesto sciskajac w reku banknot, ktorym dotykali czola, potem zapalali wiazke kadzidel, ktore trzy razy zblizali do czola, trzymajac je w zlozonych dloniach. Pod sciana stala tez misa z woda i kwiatami, ktora przecierali twarze. Rodzaj wody swieconej. Blazej zostal fanem lwo-pieskow, ktore sa elementem lokalnej architektury, bo zdobia prawie kazde schody, takze te w swiatyniach. Lwo-pieski ukazane sa w pozycji siedzacej, ktora uwydatnia ich soczyste posladki. I to te posladki kamiennych lwo-pieskow wlasnie wzbudzily nasz entuzjazm, bo zdaja sie zrobione tylko po to, zeby je klepac. Postaram sie je sfotografowac.

Po poludniu mial miejsce staly punkt programu - Russian market. Zabralam W&B do naszego ulubionego bazarobaru, gdzie serwuja jedyne w swoim rodzaju kluski z kielkami i jajkiem. Wszystko przyrzadzane jest na jedym gigantycznym woku, w blyskawicznym tempie. Do tego swiezy sok z pomaranczy. Wszystko super swieze, ale faktycznie na pierwszy rzut oka moze nie wygladajace bardzo zachecajaco, jezeli ma sie w glowie kazania o zarazkach, higienie i jej braku, ale do tej pory slyszalam tylko o ludziach, ktorzy zatruli sie w ‚zachodnich‘ restauracjach i o nikim, kto by sie zatrul jedzac na bazarze.





Additional photos below
Photos: 4, Displayed: 4


Advertisement



Tot: 0.391s; Tpl: 0.009s; cc: 12; qc: 62; dbt: 0.1098s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb