Advertisement
Jesteśmy na końcu świata. Q właśnie wyszedł do samochodu po moje okulary, a ja już wyobrażałam sobie nagłówki gazet: "Polak zjedzony przez niedźwiedzia w Kanadzie!", "Niedźwiedź-ludojad znowu atakuje!"
A spotkani po drodze lokalni, co mieszkają tu od pół wieku mówią, że miśków w okolicy jest mnóstwo i jakieś takie są spokojne. O! Nawet tu za rogiem jest samica z małymi i im kanapowy piesek lubi za nią biegać. Szaleństwo!
Przyjechaliśmy do Telegraph Cove, liczącej 20 mieszkańców osady na samej północy Vancouver Island. Stąd wypływają tury na miski grizzly i po to wlekliśmy się tu prawie 500 km z Tofino, które i tak wydawało się – oględnie mówiąc – na uboczu.
Rano jeszcze napiliśmy się kawy z dudersami i wyruszyliśmy techniką żabich skoków, nie wiedząc, jak na cały dzień w samochodzie zareaguje małaEm. Zaczęła od drzemki, co pozwoliło jej przetrwać tę piekielnie krętą drogę do Port Alberni i dotrwać do wizyty w Wallmarcie, gdzie kupiliśmy różne zabawkowe gadżety po dolarze sztuka, a chwilę później zatrzymaliśmy się w cudownym miejscu – Cathedral Grove, gdzie rosną cedry o obwodzie 3 metrów i na 60 metrów wysokie. Jak zwykle na szlaku, bardzo jej się podobało.
Potem był plan, żeby stanąć się
na jedzenie i tu pojawił się problem, bo przy austradzie (limit prędkości 110 km/h) nic nie było, a jak zjechaliśmy na lokalną drogę, to stały tylko przetwórnie ostryg i jeden pub. A do pubów, jak ustaliliśmy to już w Whistler, małaEm wstępu nie ma, żeby przypadkiem nie zachciało jej się też obalić jakiegoś szocika. Zaproponowano nam więc, żebyśmy wzięli jedzenie na wynos i w sumie nie mieliśmy innego wyboru, jak zrobić sobie piknik na trawniku koło pubu. Piknik był wyrafinowany – wrap z krewetkową ceasar salad i hamburger z łososiem. No i oczywiście frytki. Bez frytek nie ma posiłku. Może powinniśmy byli zjeść burgera ostrygowego, bo Fanny Bay, gdzie akurat znaleźliśmy jakąś strawę, to światowy potentat w tej dziedzinie. Ostrygami z Fanny Bay zajadają się smakosze od Moskwy po Nowy Jork.
Niedługo później skończyła się autostrada i zaczęła zwykła szosa w lesie, w sumie pusta, jeśli nie liczyć kilku lokalnych pick-upów ciągnących łódki i paru ciężarówek z drewnem. Północna Vancouver Island, czyli wszystko nad miejscowością Campbell River, to kraj drwali i łososi.
Następny przystanek chcieliśmy zrobić w opisywanym w przewodniku barze przy szosie, co podobno daje pyszne burgery (i frytki), ale akurat w poniedziałki jest zamknięty, więc poprzestalmy
na pit stopie na stacji benzynowej przy miejscowości Seyward, gdzie na całego psy dupami szczekają, albo – jak kto woli – diabeł mówi dobranoc. Kilka domów, jakiś wymyślny kościołek świadków jehowy albo innych zielonoświątkowców, osiedle smutnych trailerów. Przed każdym domem stoi stary pick-up. Każdy facet nosi brodę, a podpatrzony styl damski, to fioletowa dresowa kreszowa kurtka, dzwony przetarte na kolanach, frotte białe skarpetki i chodaki.
Po dniu pełnym wrażeń zjechaliśmy do Telegraph Cove pod wieczór w strugach deszczu. Klucz do naszego domku wisiał w kopercie na drzwiach zamkniętej recepcji, wszystko wyglądało na nieczynne. Resort poza sezonem. W naszym domku było przeraźliwie zimno, a lodówka świeciła pustkami. Na szczęście okazało się, że działa restauracja na końcu pomostu. Gastronomiczny monopolista w okolicy, więc ceny ma trzy razy wyższe od krajowej średniej. Tyle tylko, że grillowany halibut z talerza przed chwilą chlapał się jeszcze w wodzie i jest delikatniutki, a seafood linguini faktycznie pełne są morskich stworów. Oczywiście, pełne są też śmietany i sera, tudzież obłożone czosnkowymi toastami – prawdziwe jedzenie dla drwali.vf
Na szczęście Q udało się uruchomić ogrzewanie i nasz domek z widokiem na zatokę i ośnieżone góry okazał się całkiem przytulny.
Advertisement
Tot: 0.527s; Tpl: 0.016s; cc: 13; qc: 61; dbt: 0.182s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb
Marek
non-member comment
ostrygi z Fanny Bay
Ostrygami z Fanny Bay (crassostrea gigas, Haynes Sound, British Columbia) zajadają się również w Shaw's Crab House w Chicago. Byliśmy, jedliśmy, poleciliśmy Marcie. Uważajcie na niedźwiedzie!