Asian_Adventure_5


Advertisement
Cambodia's flag
Asia » Cambodia » North » Siem Reap
May 5th 2011
Published: May 7th 2011
Edit Blog Post

Czytalam, ze w tym tygodniu pojawila sie w Siem Reap pani Angelina Jolie ze swoja kolekcja dzieci, w tym jednym lokalnym, ktore postanowila zaadoptowac krecac Tomb Raidera w swiatyniach Angkoru. Widziano ja na lotnisku, jak wysiadala z helikoptera. Uprzedzila nas, bo z powodu braku wody w kanale Tonle laczacym Phnom Penh ze Siem Reap nie moglismy plynac lodka i tluklismy sie busikiem. 13 osob, w tym dwoch starych Anglikow, ktorzy moze po prostu zwiedzaja plus sklapcanialy Amerykanin, ktory mietosil w lapskach reke mlodej Khmerki, swojej towarzyszki podrozy. Fascynuje
mnie, ze nie zastanowil go fakt, ze w ojczyznie jakos nie lgna do niego mlode dziewczeta. A tu Viagra i pare dolarow nie tylko sa w stanie zdzialac cuda, ale jeszcze on w te cuda wierzy. Przydalaby sie koszulka organizacji charytatywnej Demi Moore i Ashtona Kuchera 'DNA' z hasem "Real men don't buy girls" choc akurat w ich przypadku moze powinno byc na odwrot.

Nasz kierowca abuzywnie uzywal klaksonu na waskiej ledwo 2-samochodowej drodze, a tam oprocz ciezarowek, autobusow, samochodow sa i motorki, tuktuki, rowery, kury i krowy. Na szczescie z mojego miejsca nie widzialam drogi i nawet nie bylam w stanie sobie wyobrazic manewrow,
ktore wykonywal. Zatrzymujemy sie na przerwe w jednej z tych chinskich restauracji o
wymiarach i przerobie fabryki. Do Siem mamy 140km. Wzdluz drogi ciagle takie same szare domy na palach - wszytkie maja jednakowo pomalowane drzwi i okna na blekitno. Czasami tylko zdarza
sie willa ze szmaragdowymi dachowkami, metalowymi tralkami, lustrzanymi oknami i lexusem.

W Siem Reap mial na nas czekac tuktuk - transport z hotelu, ale nikogo nie bylo, tylko musielismy odpedzac sie od nagabywaczy. W koncu 200 metrow dalej zdybalismy jakiegos przypadkowego kierowce, ale on nie mial zielonego pojecia, gdzie ma nas zabrac i absolutnie nie dawal sobie wytlumacztyc nawet tego, zeby przejechac przez rzeke. Nic.

Siem Reap od 10 lat, kiedy tu ostatnio bylam zmienilo sie w lokalne Las Vegas albo Rimini - cos nierealnie turystycznego i okropnego. Kazda ale to kazda restauracja ma wystawione zdjecia jedzenia, wszystko jest 'khmer original' - przylatuja tu grupy z Bangkoku, Rosjanie w z Patayi robia
'Experience Cambodia', wiec w 1 czy 2 dni musza wszystko zobaczyc i wszystkiego skosztowac.

Po poludniu pojechalismy nad jezioro Tonle Sap, zobaczyc plywajace wioski- wody faktycznei malo - z 10 metrow glebokosci w porze deszczowej, teraz jest 1 czy 2 metry. Moj pomysl przyplyniecia tu lodka z Phnom Penh byl absolutnie nietrafiony i nierealny. Efektem ubocznym turystycznego otwarcia sa dziesiatki lodek, ktore napedzane motorami z kosiarek z butelkami po wodzie mineralnej 0,33l w roli zbiornikow paliwa halasuja wsrod plywajacych domow. Na te lodki poluja lokalne plywajace lupinki,
z ktorych na poklad wskakuja przeslodkie dzieci proponujac sprzedac Coca Cole badz zdjecia z wielkim najprawdziwszym wezem. Dzieci sa umeczone, zamiast siedziec w szkole dryfuja w upale po jeziorze. Jedna dziewczynka podplynela do nas w najprawdziwszej balii. Ale jaki maja wybor? Wsrod lokalnej
populacji, ludzi zyja tradycyjnie z rybolostwa a dzis stopniowo coraz bardziej z turystki, dochod roczny na rodzine nie przekraza 500 usd, a dlugosc zycia 54 lat, z czego i tak 12% dzieci nie dozywa 5
roku zycia, a co drugie jest niedozywione. Ludzie tu mieszkaja w domach unoszacych sie na wodzie - ktorych fundamentrm sa sluzaca jako ponton wielkie metalowe beczki. To ci ktorym lepiej sie poowdzi. Inni maja absolutnie caly swoj dobytek oraz rodzine na kilumetrowej zadaszonej lodce.

Gdy wieczorem wychodzimy na miasto mamy problem, zeby przebic sie przez wszytkie te "sir, lady masazzz" i "halo, weri cip food". Konkurencja nie spi i restauratorzy wychodza z siebie, zeby zdobyc klienta. O dziwo jednak, nie idzie za tym jakosc. Szczegolnie gdy jest sie rozpuszczonym po rozkoszach podniebienia oferowanych w stolicy. Postanowlismy zjesc w knajpie na markecie, ze niby lokalnie i
prawdziwie. Nic z tych rzeczy. Rozmiekly stir fry, krewetki podane z ogonkami, ble. Brzuchy by bolaly, gdyby nie zbawienny gin z tonikiem w Cafe Central.



Additional photos below
Photos: 5, Displayed: 5


Advertisement



8th May 2011

Wiem ze miejsca z przewodnika to obciach wg ciebie - ale ja pysznie jadlam w Ankor Palm - wyglada fansy - salatka z mango i amok fish w lisciach bananowca..... gdzies w okolicu Pub Street:) Pozdr.IK

Tot: 0.064s; Tpl: 0.012s; cc: 7; qc: 23; dbt: 0.0442s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1mb