Advertisement
Znad Atlantyku przeprawilismy sie rzeka i dalej autobusem na wszhodnia strone Nikaragua. Granada to niewielkie post kolonialne miasto nad jeziorkiem. Upal jak nie wiem, przed 5ta nie da sie wyjsc z hotelu, ale miasto zaskakuje przyjemna, srodziemnomorska jakby atmosfera. Jedyne jak do tej pory miejsce w naszej podrozy gdzie wlasciciele knajp wystawiaja ogrodki na ulice, a mieszkancy domow swoje bujane fotele gdy zrobi sie juz troche chlodniej. Calkiem ladne miasto, troche przypomina Antigua w Gwatemali, ale atmosfera duzo mniej turystyczna czy swiatowa.
Zdjecia w kaskach, choc nie widac sa robione na wysokosci 30 metrow, gdy zjezdzalismy w lesie po linach. Duzo mniej strasznie niz sie wydaje😊
No i katujemy nastepny kurs hiszpanskiego. Wchodzimy w dziwaczne zawilosci roznic miedzy co trudniejszymi czasami. Nadal trudno nam cos powiedziec plynnie, ale rozumiemy coraz wiecej...
Advertisement
Tot: 0.171s; Tpl: 0.014s; cc: 10; qc: 52; dbt: 0.113s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb
critical
non-member comment
:)
O, Cioki wreszcie schodz z drzewa :))) Dobrze, |e ju| troch dalej od Meksyku jeste[cie... Skoro w koDcu si uczBowieczyli[cie to mo|e by[cie si odezwali jako[ :) Pozdrawiam, tym razem z PL :)