Dzien 27


Advertisement
Cambodia's flag
Asia » Cambodia » South » Phnom Penh
October 26th 2007
Published: October 28th 2007
Edit Blog Post

26/10/07
Piatek. Ufff. Wstawanie o 6 jest zabijajace. Poza tym, uaktywnily sie psy w sasiedztwie, ktore zaczynaja bezsensownie ujadac o 5. Koszmar. Mam nadzieje, ze je niedlugo znikna w czelusciach rzezni na przeciwko naszego domu.

Wczoraj podczas lunchu udalo nam sie dopasc Son Arun, ktory dal sie namowic na opowiesc o tym, jak uciekal z Kambodzy. Nie zdazylam na cala opowiesc, czekajac pol godziny na kluski, ale i tak to, co udalo mi sie uslyszec bylo ciekawe. Otoz, dzis Son Arun jest prawnikiem Nuon Chea. W latach 70-tych zas byl oficerem krolewskiej armii. Dzieki temu, juz w czasie trwania wojny domowej mial okazje zorientowac sie, jakimi metodami dzialaja Czerwoni Khmerzy i w przeciwienstwie do wiekszosci spoleczenstwa, nie spodziewal sie, ze ich rzady przyniosa Kambodzy zmiane na lepsze.

Sluzac w armii, w kiwetniu 1975 znalazl sie na polnocy, przy granicy tajskiej, podczas gdy jego rodzina byla w PP. Juz 18 kwietnia, czyli w dniu kiedy upadlo PP, zdecydowal sie uciekac. Namawial do ucieczki swojego szwagra, ale ten powiedzial, ze musi najpierw odnalezc rodzine. Tymczasem, SA za drogie pieniadze wynajal rybacka lodz i uciekal do Tajlandii z kilkoma tysiacami bezwartosciowych juz wtedy rieli w kieszeni. W Tajlandii znalazl sie wiec bez srodkow do zycia, ale udalo mu sie znalezc prace w restauracji, gdzie w zamian za prace dostawal miske ryzu. Po kilku tygodniach, podszedl do niego w tej restauracji tajski oficer i zaproponowal, zeby SA pojechal z nim do Bangkoku. W Bankgkoku SA zglosil sie do ambasady amerykanskiej i francuskiej, proszac o status uchodzcy. Amerykanie od razu zapisali go na liste i nastepnego dnia z bazy wojskowej pod Bangkokiem, polecial do USA. Rodzina nadal znajdowala sie w Kambodzy i wraz z calym miastem zostala ewekuowana z PP na wiec. Nie widzial zony i trzech corek i nie mial informacji przez caly czas panowania Czerwonych Khmerow. Z uwagi na odciecie kraju od swiata, nie sposob bylo uzyskac wiadomosci nie tylko o losach poszczegolnych ludzi, ale nawet i o samej sytuacji w kraju. Wpuszczani do Kampuczy byli jedynie chinscy eksperci i wietnamscy dziennikarze. Po inwazji Wietnamu na Kambodze w 1979 pojechal na granice tajsko - kambodzanska, gdzie mozna bylo oplacic ludzi, ktorzy nastepnie na terytorium Kambodzy szukali wskazanych osob. W 1981 roku rodzina dolaczyla do S.A. w USA. Cudem jest, ze Demokratyczna Kampucze przezyla cala czworka. Prawnikiem zostal natomiast dopiero po powrocie do Kambodzy, kiedy z uwagi na zupelny brak w kraju ludzi wyksztalconych (z definicji, byli to najwieksi wrogowie Rewolucji), wystarczylo odbyc roczny kurs prawa, zeby zostac adwokatem. Poniewaz SA lubi gadac, a jego historia wyroznia sie na tle innych historii z czasow Czerwonch Khmerow tym, ze ma happy end, to mam nadzieje, ze uda nam sie jescze z nim pogadac. Zaproponowalismy mu, zeby napisal ksiazke,bo te historie ulatuja. O Kambodzy pisza zachodni eksperci, dzisiejsi badacze, ktorzy cytuja wyrwane z kontekstu pwspomnienia tych, ktorzy przezyli. Jest tyle ksiazek o rewolucji kulturalnej w Chinach - kazda byle Chinka okazuje sie nagle Dzikim labedziem,albo innym zagubionym platkiem sniegu, a o Kambodzy tylu ksiazek nie ma, choc historia z pewnoscia nie jest mniej przejmujaca.

Dzis znow widzialam Ducha. W odpowiedzi na pytania dociekliwych czytelnikow - ksywke lub tez nom de guerre mojego klienta Ducha czyta sie Doik, co nie przeszkadza Francuzom mowic „Duk“. Jako ze zimna pora nastala (wczoraj nawet mozna bylo zalozyc sweter), dzisiaj zanieslismy mu kurteczke i spodenki. W militarnych kolorach. Nadal jest bardzo mily, ale dzis przez sekunde mial wscieklosc w oczach. I wtedy wyobrazilam sobie, ze to jednak moze byc bohater ksiazki The Lost Executioner.

BTW, nie wiem,czy juz pisalam - koniecznie do przeczytania dla zainteresowanych jest ksiazka niejakiego Francois Bizot pt Brama - wyszla w Polsce niedawno. Poza tym, Polityczna biografia Pol Pota - Brother Number One, autorstwa Davida Chandlera. I jeszcze „Kambodza - rok zero“, ale nie wiem, czy to zostalo przetlumaczone. Napisal Francois Ponchoud.

Wczoraj wypytywalam tego nowego prawnika z Holandii, w jaki sposob udaje mu sie pogodzic miedzynarodowa praktyke z kancelaria w Amsterdamie. Wiadomo, kazusy miedzynarodowe zdarzaja sie od czasu do czasu, a tak to w domu robi prawo karne - terroryzm, ekstradycja etc za jakies 100 euro za godzine, do tego legal aid - wszystko dla przyjemnosci, bo na tych sprawach nie da sie tak naprawde zarobic, a do tego od czasu do czasu jakas porzadna sprawa karna gospodarcza, gdzie stawki sa 300 euro za godzine - that’s where the money is. Mowil tez, ze - troche podobnie do tego, co dzialo sie w Polsce - po 9/11 i morderstwach w Holandii ma wiecej spraw „terrorystycznych“, spoleczenstwo zupelnie odwrocilo sie od liberalizmu lat 90-tych i on sam zupelnie Holendrow nie poznaje. Jedynym plusem jest to, ze ma wiecej pracy, ale pewnie wolalby jej nie miec i zeby ludzie jednoczesnienie wariowali.

Dzisiaj wybieramy sie z Forest na pokaz kambo-tancow. Podjeta zostala proba rozszerzenia inicjatywy na czesc teamu defence, ale bez sukcesu. Nasz szef wydaje sie miec wstret do wszelkich rozrywek, nie wiem, co on robi w wolnym czasie, ale coraz bardziej dochodze do przekonania, ze w wolnym czasie dla rozrywki pracuje. Just for fun.

Jutro sobota - dzien targowy. Jest plan wyprawy po jedwab, bo Forest ma jakas super krawcowa na miejscu podobno. Poza tym musze zarezerwowac bilety do Laosu, poza tym o 17 jest kolejne Obroncze get together - wczesna kolacja, potem o 19 z Pauline (sic! - to ta od rozowych ciuchow) festiwal filmow koreanskich - dostalysmy darmowe zaproszenia, wiec czemu nie, a potem Halloween party, co mnie przeraza, bo trzeba sie przebrac. Od kilku tygodni funkcjonuje pomysl theme party a la Khmer Rouge, wszyscy na czarno i z czerwonymi szalikami, ale jakos nikt chyba nie ma odwagi, zeby ten plan wcielic w zycie.

A! Musze opowiedziec jeszcze o mojej nowej zajawce. Otoz, w tym tygodniu mialo miejsce moje pierwsze prawdziwie oenzetowskie doswiadczenie. Zepsulo sie moje krzeslo. Odpadlo kolko. Poprosilam Nine - naszego biurowego administratora o pomoc w zalatwieniu naprawy, ale ona powiedzila tylko, ze mam sobie wziac inne krzeslo - bez kolek, co jest samo w sobie upierdliwe. Potem probowalam naprawic swoje krzeslo, ale bez skutku. Poszlam wiec na gore do Maintenance, zeby oni mo pomogli. Pukalam do wszystkich drzwi z napisem Maintenance, ale wszystkie byly zamkniete. W koncu jedne zdolalam otworzyc i zalala mnie fala lodowatego powietrza (klimatyzacjajest tu potwiernie droga), a w srodku 10 do 15 Khmer staff siedzialo albo lezalo rozwalonych na krzeslach, ogladajac z przejeciem telewizje. Troche sie skonfundowalam, ale wytlumaczylam calemu audytorium, na czym polega moj problem. Nikt sie nie ruszyl, ale pewnie i nikt nie zrozumial. W koncu najwazniejszy ze wszystkich widzow podszedl do mnie i powiedzial, ze pokoj vis a vis to wlasciwy adres. Na co ja, ze w pokoju vis a vis nikogo nie ma, a jest juz poza lunch hour, wiec nie wiem, gdzie tego czlowieka szukac. Na co pan Khmer stwierdzil, ze zamkniete drzwi wcale nie oznaczaja, ze czlowieka nie ma, bo on pewnie po prostu spi i trzeba do niego zadzwonic telefonem. Zadzwonil wie, ale na prozno, jak rowniez nie zaoferowal, ze pomioze mi jeden z telewidzow. W zwiazku z tym, musielismy sami z Irlandzkim Skrzatem rozlozyc i zlozyc na nowo dwa zepsute krzesla - wybierajac z kazdego najlepsze czesci, zebym w ogole miala na czym siedziec.

Podobnie, dzis zabrali nam drukarke. Przyszlo 10 panow Khmerow, z czego polowa w maskach na twarzy a la Michael Jackson, zeby zabrac drukarko-kopiarke, ktora jest na kolkach. Porwali ja na 3 dni, wiec nie mamy na czym drukowac, ale jakos ich to nie obchodzi.

Zaczynam kolekcjonowac tego typu historie: ilu Khmerow potrezba, zeby wywiezc drukarke?




Advertisement



29th October 2007

rano wstawanie to rewelka
gratuluje mo|liwo[ci wyrobienia sobie tak szczytneggo nawyku, tym bardzie NIE na usBugach zBej korporacji ale w sBusznej sprawie, pzdr, mag

Tot: 0.454s; Tpl: 0.009s; cc: 17; qc: 59; dbt: 0.1386s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb