Advertisement
Published: September 7th 2007
Edit Blog Post
Nasz czas w prowincji Mondulkiri sie skonczyl. Nastepnym punktemaszej wyprawy na polnoc Kambodzy miala byc prowincja Ratanakiri. Miala, bo jednak tak szybko nie bedzie. Bezposrednia droga z Sen Monorom do Ban Lung ( stolica prow. Ratanakiri, jest po prostu od tygodni niedostepna z powodu pory deszczowej ). Jedynym wyjsciem z tej sytuacji byla jazda do miasta Kratie gdzie mielismy zatrzymac sie na noc i nastepnego dnia ruszc w droge do Ratanakiri. Jednak, zeby dojechac do Kratie musielismy po raz drugi przedostac sie przez ponad 100 km odcinek dzungl, ktory mielismy okazje "zwiedzic" 2 dnia temu. Pick-up odebral nas spod hotelu o godz 8.00 Tym razem nie byl juz tak bardzo zaladowany jak ostatnio, a szkoda bo siedzenie na workach ryzu mozna bylo uznac za calkiem przyjemne. Mielismy za to do dyspozycji potwornie niewygodne deski. W dodatku przy jakims mocniejszym hamowaniu nogi i zeby musielibysmy zbierac, bo deski nie byly nawet do niczego przymocowane, a ja 40 cm przed glowa mialem metalowa krate, ktora bardzo czesto, bardzo szybko zblizala sie do mnie. Po 5 minutach zaczelo padac, choc padalo juz poewnie pol nocy pol poprzedniego dnia... Schowalismy sie pod plandeke ( bo znow mielismy miejsca na zewnatrz) i razem z 5 innymi
miejscowymi kontynuowalismy jazde. Po 10 minutach zatrzymalismy sie, wychylam wiec glowe spod naszego prowizorycznego schronienia przed deszczem i widze znak, ze droga jest zamknieta. Jak domyslam sie z powodu obfitych opadow deszczu w ostatnich 48 h, ktory sprawil, ze trasa wyglada jeszcze gorzeh niz 2 dni temu, kiedy to widzielismy ja po raz ostatni (choc tedy myslalem, ze gorzej juz wygladac nie moze). Juz mial przed oczami opcje kolejnego noclegu w Sen Monorom, kiedy stojacy obok policjant podszedl do samochodu, upewnil sie, ze may 4 kola, ze w samochodzie znajduje sie 3 razy wiecej osob niz powinno i ze jestesmy gorzej zabezpieczeni niz manekin wykorzystywany w probach wypadkow. Dostalismy wiec pozwolenie, zeby jechac dalej. Nie bede opisywal jak wygladal podroz, polecam przeczytac jeden z poprzednich wpisow "Na dachu pick-upa przez dzungle" i dodac do tego 2 dni ulewnych deszczow. Droga, a raczej jej brak nawet po tym wszystkim co do tej pory widzialem, sprawila ze dostalem gesiej skorki. Patrzac z perespektywy Europejczyka ta trasa wydawalaby sie przejezdza tylko dla czolgu. Choc nam udalo se to zrobic ( trafilismy po raz kolejny na znakomitego kierowce i samochod) to widzielismy wielu pechowcow, ktorzy ugrzezli w blocie tak gleboko, ze auta wygladaly jakby
Jeden z najlepszych odcinkow drogi do piekla!
Na innych ledwo utrzymywalismy sie na samochodzie wiec robienie zdjec nie wchodzilo w gre... byly bez kol. Kiedy zabraklo juz blota pojawily sie dziury i w pierwszym momencie ucieszylem sie jak nigdy na ich widok, ale jak sie potem okazalo niektore z nich do teraz ( a minelo 10 dni) moge jeszcze znalezc na siniakach na swoich 4 literach... W pewnym momencie tylek bolal mnie tak bardzo, ze przestalem go czuc, wiec usiadlem na dachu, skad mialem doskonaly widok i prawdziwe rodeo. Obiema rekoma trzymalem sie liny opasajace bagaze i w ten sposob z nogami czesto wyzej niz glowa kontynuowalem jazde do miasta Snuel, gdzie przesadzono nas do autobusu do Kratie. Od tego momentu jechalismy juz dzieki Bogu asfaltem. W Kratie Marcin pojechal jeszcze zobaczyc delfiny slodkowodne plywajace w Mekongu, a ze mnie to nie interesowalo poszedlem po prostu spac...
Ciekawostki, a raczej normalnosci, bo w Kambodzy nikogo oprocz obcokrajowcow nie dziwi widok:
- motoru na ktorym siedzi 6 osob
-10 osobowego busa, ktorym jedzie 25 osob z bagazami.
- trzech mezczyzn idacych przez dzungle z karabinami AK-47 na ramieniu, nie wiadomo po co...
- Przeprowadzka po Kambodzanksu - 30 ludzi niosacych droga dom ( niesli drewniana konstukcje calego domu! )
- ludzi placacych po 3/4 naleznej sumy
w dolarach i 1/4 w rielach ( waluta Kambodzanska, choc wielu uwaza, ze jest nia juz dolar)
Z braku czasu wklejam tutaj tekst Marcina Malesy, z ktorym razem pokonujemy bezkresy Kambodzy 😊
"Autobusy z Phnom Penbh do Ratanakiri zatrzymuja sie w Kratie okolo poludnia. Poprzedniego wieczoru upewnilem sie, ze bilet mozna bedzie jeszcze zarezerwowac rano. Okazlao sie, ze jest inaczej. Bileto w na autobus juz nie bylo, ale "uczynny" pracownik naszego hotelu zarezerwowal nam miejsce w taxi. Taksowka miala odjechac za jakies 10 do 30 min, gdy tylko sie zapelni (bylo 6 osob, potrzeba bylo 7). Po trzech godzinach oczekiwania i ciaglego uspokajania nas przez goscia z hotelu w koncu nie wytrzymalismy i poszlismy szukac innego transportu.W innym guesthousie poprosilismy o zarezerwowanie taxi, wszyscy zgodzili sie na zaplacenie za jedno puste miejsce i po chwqili przyjechala taksowka. Sporym zaskoczeniem bylo, ze taksowka to zwykly osobwy samochod, a nie minibus oraz, ze w srodku siedzialo juz 7 osob (z ami byloby 9!). Kierowca twierdzil, ze dzieci nie placa za bilet i nie zajmuja miejsca, wiec nawet jak by jechalo ich 15 to i tak by ich nie policzyl (pokretna to dosc logika). Przyupuszczam, ze w innych warunkach wsiedlibysmy do samochod
Na dachu minibusa :)
Razem z nami siedzialo tam 6 osob + 3 wielkie kola, jedna para drzwi i... motor:) i pojechali, jednak czulismy sie nieco oszukani i zrezygnowalismy. Decyzja byla taka, aby wracac jak najszybciej do Phnom Penh. Troche szkoda, bo Ratanakiri uwazane jest za najpiekniejsza prowincje w Kambodzy. Oferuje m. in kapiel w przeszroczyscie czystej wodzie w prawie idealnie okragly kraterze, oraz trekking na sloniach. W dodatku prowadzi tam juz calkiem normalna, asfaltowa droga, co czas podrozy skrocilo do zaledwie 6 godzin.
Poszukiwania transportu do Phnom Penh skonczyly sie fiaskiem. Bylo za pozno! Zarowno auobusy, jak i taksowki dawno juz pojechaly. Pogodzeni z losem mielismy juz szukac noclego w Kratie, ale w wpadl nam do glowy pomsl sprobowania autostopa😊)
Gdy przez dwa kilometry spaceru droga do Phnom Penh mijaly nas wylacznie motory (byl 1 puick up, ale go przegapilismy) wydawalo sie, ze nic z tego😞. Wtedy jednak pojawyily sie dwa auta i oba sie zatrzymaly. Kierowca pick up'a, jadacy z zona i dzieckiem zgodzil sie nas zabrac. Problemem bylo to, ze nie mowili ani slowa po angielsku. tylko przytakiwali, gdy my krzyczelismy "Phnom Penh, "Phnom Penh!". Wygladali na bogatych Kambodzanczykow, o czym swiadczyl samochod, uibrania, oraz wojskowy mundur kierowowcy.
Jechalo sie nam bardzo przyjemnie, mielismy nadzieje dojechac latwo do Phnom Penh i w dodatku za darmo!. Stalo sie
jednak inaczej... Rodzinka nie jechala chyba do samej stolicy. Dogonilismy jakiegos minibusa, ktorym pojechalismy dalej. Wlasciwie to nie jechalismy w minibusie, tylko na minibusie!! W srodku nie bylo juz miejsca (siedzialo ta kolo 20 osob + bagaze na 10 miejsach). Na dachu bylo znacznie luzniej, prawie luksusowo i wbrew pozorom calkiem bezpiecznie!. Razem z nami jechalo jeszcze 4 ludzi, jeden motor, jedne drzwi od szafy i 3 opony. Jechalo sie znowu bardzo przyjemnie i w miare wygdnie (Pawel nawet czytal ksiazke!). Wszystko zmienilo sie, gdy zazal apdac deszcz... Zalozylismy kurtki, zapakowalismy plecaki w pokrowce, ale za duzo to nie dalo. W ciagu 5 minut ulewa niemal zmiotla nas z dachu!. Abu kurtka, ani plecak, nic nie oparlo sie wodzie. Kierowca zatrzymal sie i wsiedlismy do srodka (w to miejsce, gdize lezaly bagaze). Rezte drogi spedzilismy w ciasnej klitce z bagazami. W tym momencie w minibusie jechaly 23 osoby (o ile dobrze policzylem).
Dojechalismy do miasta. Wysiedlismy, juz chcielismy isc po nasze bagaze, gdy okazalo sie..., ze to nie jest Phnom Penh. Trafilismy do Kampang Chan (120 km od Phnom Penh).Robio sie juz ciemno stwierdzilismy, ze zostajemy. W miescie nie bylo nic ciekawego, a mimo to nie brakowalo tanich hoteli, restauracji
i turystow!. Nawet calkiem fajnie sie zlozylo, skoro juz tu jestesmy, to jutro moze wypozyczymy rowery i pojezdzimy po okolicy😊, raczej jednak pojedziemy do Phnom Penh.
Najpiekniejsze w tej wyprawie jest to, ze za kazdym razem, gdy wydaje sie, ze cos mnie ominelo, dzieje sie cos jeszcze ciekawszego!"
Advertisement
Tot: 0.123s; Tpl: 0.011s; cc: 16; qc: 57; dbt: 0.059s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb
anonymous
non-member comment
byłem, widziałem, prawda