SYRIA 2 - znow w drodze - nadrabiam zaleglosci


Advertisement
Syria's flag
Middle East » Syria » South » Damascus
December 11th 2010
Published: December 11th 2010
Edit Blog Post

Witajcie po dluugiej przerwie! Wlasnie zerknelam na historie bloga i zobaczylam, ze ostatni wpis dodalam juz zponad 2 miesiace temu. Wybaczcie! Jakos tak teraz nasza podroz przebiega, ze albo nie ma dostepu do internetu, albo gdy juz jest, przytrafiaja nam sie takie przygody i okolicznosci, ze naprawde szkoda siedziec przed komputerem. Kolejna winowajczynia mojej dlugiej nieobecnosci na tym blogu, jest nasza nowa strona internetowa. Praca nad nia trwaja i gdy tylko mamy dostep do netu, skupiamy sie na materialach na strone, jako, ze tego bloga zamierzam wkrotce zaniechac. Mam nadzieje, ze juz niedlugo bede mogla Wam przedtawic nowa strone oraz nowego bloga, ktory bedzie ladniejszy, latwiejszy w nawigacji bardziej przejrzystszy.

Co do naszej podrozy - dotarlismy juz na kontynent AFRYKANSKI:-))) Jestesmy w Egipcie, a od paru dni stacjonujemy w Kairze. Nie wiem jak to wszystko ugryzc, jak opisac wszystko co sie wydarzylo od kiedy opuscilam Polske. Tyle mam myli, tyle wrazen do przekazania, tyle historii do opisania...Od czego zaczac....? Od poczatku, od konca, od srodka...? Po koleii, chronologicznie? czy moze luzne mysli, skojarzenia i historie tu powrzucac? Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!! Czemu nie pisalam systematycznie???!!!!!!
No dobra, gleboki wdech, sprobuje chronologicznie.
Przede wszystkim musze napisac na samym poczatku, ze to DZIEKI WAM, Waszym przyjaciolom, Waszym znajomym i i znajomym znajomych, znow jestesmy w drodze!!!!!!!! Dzieki Wam udalo nam sie zebrac skradziona kwote i ruszyc dalej.
Mialo byc chrnologicznie, wiec tak:
Po udanej akcji "Postaw mi kawe" szybko spakowalam manatki i wrocilam na Cypr, gdzie czekali na mnie chlopcy oraz moj rower:-)
Poniewaz okazalo sie, ze z powodu zakonczenia sezonu, promy z Cypru do Syrii juz nie kursuja, musielismy szybko zmienic plany i obyslic nowa strategie. Nie chcac latac samolotami, nie pozostalo nam nic innego jak wrocic po raz czwarty (sic!) do Turcji. Chodzilo o to, zeby jak najszybciej dotrzec do Syrii do miejsca, wktorym zakonczylismy podroz po tym kraju. Poplynelismy wiec z Tureckiej Republiki Cypru Polnocnego do Turcji. Przejechalismy 100 km i z Mersinu wzielismy autobus do Antakii (nie mielismy ambicji, zeby znow ten odcinek pokonywac na 2 kolach), tam okazalo sie, ze mozemy przesiasc sie do autobusu jadacego prosto do Syrii. I w ten oto sposob, nie musielismy dublowac trasy na rowerach. Autobus dowiozl nas do samego Homsu, skad popedalowalismy w strone Damaszku.

Hm..teraz tak sie zastanawiam...Mialo byc chronologicznie, ale wlasciwie poza jednym, dosc pejoratywnym wpisem, nic Wam nie napisalam o naszym pierwszym pobycie w Syrii....
Wiecie co, nie chce mi sie pisac dwa razy tego samego, pozwolcie, ze wkleje tu material, ktory przygotowalismy na nowa strone. Moze nie powinnam tego robic, bo stracicie troche niespodzianki, czytajac potem na nowej stronie to samo co tu, ale to wszytsko w wyniku zaleglosci. Niebawem zaczna sie przygody w kolejnych krajach, z ktorych mam nadzieje raportowac na biezaco. Nie bedzie wiec juz takich trudnosci w przekazaniu calej historii przejrzyscie i po koleii.
Oto wpis z nowej strony:

Syrię przemierzyliśmy w dwóch etapach.
Za pierwszym razem wjechaliśmy do Syrii z Turcji przez przejście Bab al Hava, nieopodal Antiochii (Antakii).
Na trasie tego etapu leżały Aleppo, Ebla, ruiny Apamea ze wspaniałą, górującą nad nimi cytadelą, będącą twierdzą bandy dzieciaków, oraz monumentalny zamek krzyżowców Crac des Chevaliers.
Przy pierwszym pobycie Syria dostarczyła nam tylu wrażeń, że dopiero pisząc te słowa, uświadomiliśmy sobie, że byliśmy w niej nie 14 (jak do dziś sądziliśmy), a jedynie 7 dni. Ponieważ to nasze pierwsze zderzenie z Bliskim Wschodem – wrażenia po wjeździe były szokujące, przytłaczające i raczej negatywne. Gnijące psy i stosy palonych śmieci na poboczach, przeraźliwy zgiełk i hałas, obrzydliwe betonowe kloaki noszące miano toalety i niedające wytchnienia słońce oraz ciekawskie dzieci. Trudno było nam odnaleźć się w nowej rzeczywistości, gdyż nagle, zupełnie na to psychicznie nieprzygotowani, przenieśliśmy się z zeuropeizowanej Turcji do zhierarchizowanego świata arabskiego. Szokująca dla nas była pozycja zarówno kobiet jak i dzieci. W dzień widywaliśmy kobiety mijające nas bezszelestnie, z nisko spuszczonym wzrokiem, ukryte pod czarnym czadorem (w 40 ºC!) Wieczorami, straszyły nas wielkie oczy umorusanych dzieci, do późna pracujących w warsztatach samochodowych i w polu.
Napięcie spowodowane nieustannym oblężeniem przez ludzi doprowadziło mnie w końcu do łez. Dlaczego? No właśnie.... Jakoś nie potrafiliśmy się w tym wszystkim odnaleźć.
Nie będziemy ukrywać, że marzyliśmy o tym, żeby jak najszybciej opuścić ten kraj i z utęsknieniem wyglądaliśmy wjazdu do Libanu, który jawił nam się jako oaza europejskości na Bliskim Wschodzie – bastion, w którym będziemy mogli wytchnąć pośród tego co znane.
Teraz, z perspektywy czasu, wstydzimy się i sami dziwimy, jak to możliwe, że te złe wrażenia i trudne momenty przeważyły jednak nad momentami i chwilami dobrymi. Przede wszystkim, napotkani Syryjczycy otworzyli szczerze przed nami swoje serca. Nie spotkaliśmy dotąd tak ubogich, jednocześnie w swym ubóstwie tak hojnych, gościnnych i dobrych ludzi. Pierwszy raz stanęliśmy przed problemem, nie jak do ludzi dotrzeć, ale jak przed ich gościną uciec. Dwa razy daliśmy się jednak na gościnę namówić i zdecydowanie tego nie żałujemy! Mogliśmy od środka zobaczyć jak funkcjonuje typowy syryjski dom i musimy przyznać, ze były to jedyne w swoim rodzaju, wspaniałe i niezapomniane chwile.
Po 3 tygodniach w Libanie a następnie 3 miesiącach spędzonych na Cyprze, zmęczeni europejskim blichtrem i znieczulicą, nie mogliśmy doczekać się powrotu do tego co zdawało się być wcześniej tak uciążliwe. Sami nie mogliśmy uwierzyć w to, że zaczęła nas cieszyć wizja powrotu do Syrii.
Drugi etap podróży po Syrii rozpoczęliśmy w Homsie. Dostaliśmy się tam autobusem z Antakii (Turcja). Przyjemność ta kosztowała nas 15 TL (lirów tureckich). Za rowery nie zapłaciliśmy choć nie obyło się bez chryi. Granicę przekroczyliśmy ponownie w Bab al Hava. Tym razem kierowca autobusu załatwił za nas formalności wizowe więc obyło się bez odsyłania nas od wąsacza do wąsacza.
Etap ten wiódł przez Homs, Maalulę, Damaszek, Sweidę, Bosrę i Darę.
Tym razem poznaliśmy zupełnie inne oblicze Syrii!!! Okazało się, że wcześniej obrana przez nas trasa wiodła przez właściwie nieuczęszczane przez turystów, najbardziej zacofane regiony kraju. Wracając do Syrii byliśmy już przygotowani psychicznie na powrót do brudu, kurzu, upału, gnijących stert śmieci przy drogach i bliskich spotkań z ciekawskim, prostym ludem. Jakież było nasze zaskoczenia gdy na wjeździe do Homsu przywitał nas zimny wiatr i deszcz, naszym oczom ukazały się zielone, czyste, przystrzyżone trawniki i żywopłoty a co druga napotkana osoba mówiła po angielsku. Niewiele kilometrów minęło gdy zdaliśmy sobie sprawę z tego, że międzynarodowa droga nr 5 to widokówka – popisówka kraju. Łączy Eurazję z Afryką i wiedzie przez główne, najbardziej turystyczne miasta. Widać, że reżimowskie władze dokładają starań, by jadący nią turysta odniósł wrażenie, że Syria to porządny, czysty i nowoczesny, proeuropejski kraj z wiecznie uśmiechniętym prezydentem. Dobra nawierzchnia, relatywnie czyste pobocza oraz wszechobecne billboardy i znaki przypominające kierowcom o nie wyrzucaniu odpadków przez okno i o trzymaniu się prawej strony drogi. Zaskoczyły nas też liczne barwne reklamy kreujące nierzeczywisty (aczkolwiek prawdopodobnie wymarzony) wizerunek Syrii: dzieci z kolorowymi zabawkami, kobiety z europejskimi rysami w pięknych sukniach, apartamentowce zachodnich deweloperów, panowie w garniturach i luzacy w dżinsach z nowoczesnymi komórkami. Do tego wiele haseł w języku angielskim. Nikt nie zaczepiał, o status matrymonialny nie wypytywał, na siłę do domu na nocleg nie ciągnął. Jedynie tu i ówdzie padały nieliczne zaproszenia na herbatę. Właściwie pustkowie, cisza i spokój. Jadący tędy rowerzysta nie ma pojęcia, że nieopodal, za pasmem gór, znajduje się zupełnie inny świat – świat szarych, brudnych, zacofanych wiosek z zacofanym, prostym ludem. Tam po drogach nie suną cicho nowoczesne auta ale terkoczą głośno rozklekotane traktory a zamiast billboardów z wyszminkowanymi blondynkami, najczęściej widniejącą reklamą jest namalowany kredą na ścianie ząb, który wskazuje, że tu znajduje się gabinet dentystyczny.

PRZYGODY NA GRANICY CZYLI FORMALNOSCI WIZOWE:
Wizę nabyliśmy na turecko – syryjskiej granicy, na przejściu w Bab al Hava. Ponieważ w Internecie chodziły różne pogłoski, obawialiśmy się czy na granicy nie będzie problemów. Na szczęście, na swój arabski sposób, wszystkie procedury przebiegły dość sprawnie. Jeśli jesteś pierwszy raz na Bliskim Wschodzie, przygotuj się na spore zamieszanie i dezorientację. Wpierw musisz pościskać się w kolejce z wąsatymi panami w białych tunikach, a gdy nadejdzie twoja wielka szansa dojścia do okienka, oddajesz wcześniej wypełnioną kartkę z wyjaśnieniami; jaki jest twój cel podróży, zawód, gdzie masz zamiar się zatrzymać itp. Następnie wąsaty celnik przechwytuje twój paszport i prowadzi do specjalnego pokoju, gdzie przy biurku siedzi kolejny, tym razem tęgi, wąsacz. Pokój nie przypomina biura. Znajduje się tam wielkie dębowe biurko, na podłodze ładny dywan, wygodne fotele, oraz włączony telewizor z arabskim odpowiednikiem MTV. Ów pagonowy gwiazdor okazał się tym, do którego należała decyzja o naszym być albo nie być w Syrii:-). Parę pytań, skrupulatne wertowanie paszportu, czy nie zawiera pieczątki z Izraela. Jednak najwięcej problemu sprawił fakt, że podróżujemy rowerami. Nie było takiej odpowiedzi w quizie, który dali nam wcześniej do wypełnienia: -) Finalnie otrzymaliśmy zgodę na wydanie nam 15-sto dniowej wizy. Ze zgodą tą zostaliśmy pokierowani do kasy w celu uiszczenia opłaty. W kasie siedział kolejny wąsacz, który zajmował się wszystkimi ziomkami, innymi wąsaczami tylko nie nami. Ostatecznie, gdy udało nam się zwrócić jego uwagę, okazało się, że wąsacz gwiazdor wpisał nam złą cenę wizy. I tu, ku naszemu zdumieniu, przydały umiejętności targowania zdobyte na tureckich bazarach. Okazało się, że nie tylko o ziemniaki czy pomidory ale i o wizę można się targować. Kiedy doszliśmy w końcu do jakiegoś kompromisu, dostaliśmy kolejny kwit, z którym dotarliśmy do ostatniego już okienka. Tam czas jeszcze na chwile zwolnił a nas na chwilę ogarnęło dziwne uczucie. Patrzymy, a kolejny pan z wąsami zamiast wbić nam wizy, wpisuje coś po arabsku na okładkach naszych paszportów. Po naszych głośnych protestach, z pogardą na twarzy, wąsacz biurokrata wyjaśnił, że musi zapisać numer komputera, w którym zostaliśmy zarejestrowani. Ostatecznie z hukiem zostały wbite w nasze paszporty pierwsze w życiu arabskie wizy. Czuliśmy się jak bohaterzy gierki, którzy dotarli wreszcie do ostatniego lewelu:-)


PROBLEMY I RÓŻNICE KULTUROWE:
Naszym podstawowym problemem podczas pierwszego pobytu było to, że po raz pierwszy zetknęliśmy się z tak odmienną kulturą. Dystans personalny zmienił się nagle z europejskiego pół metra, na 10 cm od twarzy. Pojęliśmy na czym polega przysłowiowa rozmowa „twarzą w twarz” :-) Męczyło nas, że nigdy nie jesteśmy sami. Na pewno nie jest to kraj dla zakochanych, którzy chcą szeptać sobie czułe słówka na osobności:-)
Jak chodzi o relacje damsko – męskie, już pierwszego dnia dostaliśmy reprymendę od nieźle władającego angielskim Syryjczyka, że jeżeli nie chcemy wyjść na ludzi lekkich obyczajów, musimy mówić, że jesteśmy małżeństwem. Syryjczyk oznajmił nam „w moim kraju nie ma czegoś takiego jak chłopak i dziewczyna. Jest albo narzeczeństwo, albo małżeństwo”. I tak, pierwszymi słowami opanowanymi przez nas po arabsku były „mąż” i „żona”. Tym sposobem, Krzycho już trzy godziny po przekroczeniu granicy Syryjskiej awansował z chłopaka na męża:-)
Za drugim razem mieliśmy zupełnie odmienne wrażenia. Nikt się nie pytał o to czy jesteśmy małżeństwem a w Damaszku atmosfera była na tyle luźna, że spokojnie mogliśmy spacerować trzymając się za ręce, nie wzbudzając tym żadnej sensacji.
W świecie arabskim podział płci jest bardzo wyraźny. Kobiety powinny zachować czujność i rozwagę by nie wchodzić tam, gdzie nie powinny bo może się to skończyć nieprzyjemnościami.
Mężczyźni nie powinni dotykać żadnych Syryjskich kobiet (szczególnie tych zakrytych), ani nie powinni nawiązywać z nimi kontaktu wzrokowego. Do tego prawo mają wyłącznie ich mężowie.
Warto wiedzieć, że jeżeli jest się częstowanym, w dobrym tonie jest zostawienie resztki pokarmu na talerzu. W ten sposób gospodarz dostaje sygnał, że gość już się najadł. My niestety tego nie wiedzieliśmy i mimo bólu brzucha grzecznie wpychaliśmy w siebie kolejne dokładki. Oprócz tego, że nasze żołądki były rozepchane do granic możliwości, musieliśmy niejednokrotnie wyjść na niezłych chamów i gburów: -) Niejeden poczciwy Syryjczyk musiał zachodzić w głowę – „ Ile taki Polak potrafi zeżreć? Zostawią nam coś, czy nie?”:-) My z kolei prosiliśmy w myślach gospodarza o litość i nie mogliśmy się doczekać końca biesiady. Ot, nieporozumienia kulturowe.
W Syrii władze przewrażliwione są na punkcie bezpieczeństwa. Zdaje się, że nie jest mile widziane fotografowanie mostów, stacji kolejowych itp. Na pewno trzeba uważać, żeby przypadkowo nie sfotografować jakiegoś obiektu wojskowego. Jest ich bardzo dużo i nie zawsze są jako wojskowe oznakowane. Znamy faceta, który został przez taki wypadek aresztowany i wtrącony do syryjskiego więzienia.
Sytuacja polityczna pomiędzy Syrią a Izraelem jest napięta. Nie powinno się poruszać tematu Izraela ani przyznawać, że się tam było lub zamierza pojechać. Szczególnie na granicy bo na pewno nie zostaniemy w takim przypadku wpuszczeni.
Lewa ręka w świecie arabskim służy do podmywania się, jest więc zatem ręka „nieczystą”. Ludzie nie używają jej do jedzenia, postaraj się więc nie obrzydzać miejscowych i w miarę możliwości ogranicz użycie lewej ręki przy posiłku jeśli nie chcesz wyjść na brudasa:- ) Lewą ręką również nie pozdrawiaj nikogo, nie podawaj jej, ani nie wykonuj nią żadnych gestów w stronę ludzi.
Zabieraj ze sobą papier toaletowy gdy idziesz do ubikacji, jeśli nie chcesz aby twoja lewa ręka również stała się „nieczysta”:-)

To tyle na dzis o Syrii. No, czuje, ze troche sie wobec Was zrehabilitowalam:-)Teraz wrzuce tu jeszcze troche fotek a potem zajme sie wrzuceniem wpisu z Jordanii. Sciskam serdecznie!


Additional photos below
Photos: 98, Displayed: 31


Advertisement



Tot: 0.103s; Tpl: 0.024s; cc: 15; qc: 33; dbt: 0.0598s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb