Dzien 2. Poprzedni wpis ma zla date - powinno byc 30/09/07, ale nie wiem, jak to zmienic:-) Pierwszy dzien w trybunale. Teoretycznie, pierwszego dnia powinnismy dostac sie na miejsce we wlasnym zakresie, co oznaczaloby godzinna jazde tuktukiem. Okazalo sie jednak, ze wystarczy znac kogos, kto juz jest w UN, zeby zaprosil na poklad autobusu i mozna podrozowac jak wszyscy. Na przystanku Unbusa spotkalismy czlowieka z sadu, o ktorym w pierwszych 5 minutach rozmowy dowiedzielismy sie, ze jest ozeniony z kambodzanka i buduje wlasnie dobudowke do domu tesciow. Ciekawe, jak miejsce rozmowy wplywa na jej tresc. Nie do pomyslenia, zeby w pierwszych kilu zdanich na przystanku w Europie nieznajomi zaczeli sobie opowiadac o tym, co robia, z kim i gdzie zyja. Tutaj okazuje sie, ze majac choc jedna ceche wspolna- prace dla UN, ludzie czuja, ze cos
... read more