Dzien 1


Advertisement
Cambodia's flag
Asia » Cambodia » South » Phnom Penh
October 1st 2007
Published: October 2nd 2007
Edit Blog Post

Dzien 1. LOTNISKO BANKOK
Nie wiem, czy to dzien, czy noc, choc zaczela sie juz niedziela. Ciekawa jestem, kto bedzie czekal na mnie na lotnisku. Korespondowalam z kilkoma hostelami i nie zdziwilabym sie, gdybym po przylocie do PP mogla wybierac, z ktorym kierowca pojade do miasta. ONZ podal nam liste miejsc godnych zaufania i takich, ktore polozone sa blisko przystankow oenzetowskiego busa - jedynej zorganizowanej sieci komuniakcyjnej w PP, o ktorej mi wiadomo.

Najpierw napisalam do Paragon Guesthouse, o ktorym przewodnik Lonely Planet mowi, że ma swietny widok na rzekę. Po kilku dniach dostalam odpowiedz od bylego pracownika Paragona, ktory oferowal mi nocleg w hotelu swojego kuzyna, dodajac jednoczesnie, ze inny jego kuzyn moze odebrac mnie z lotniska. On sam zas nie pracuje juz w Paragonie, ale stara sie otworzyc wlasny hotel i jezeli jeszcze kiedys bede w PP, to zaprasza. Wyobrazilam sobie, ze kolejny jego kuzyn moglby mnie okrasc, a nastepny pocwiartowac i nie odpisalam na jego goscinna wiadomosc. A hostel Paragon popelnil blad podajac w przewodniku prywatny adres swojego pracownika jako adres rezerwacji.

Napisalam wiec do Last Home guest house. Znow, przewodniki podawaly dwa adresy, a ja bedac zapobiegliwa, napisalam na obydwa: pokoj, dla jednej osoby, 5 nocy, ile kosztuje i czy moga odebrac mnie z lotniska? Szybko dostalam odpowiedz, ktora brzmiala mniej wiecej tak: „Dzięk za wiad… Pokoj jest… 4-6 usd.. lotn tak“. Lakonicznie, ale na temat, wiec podalam daty pobytu. Nastepnego dnia dostalam kolejna wiadomosc z Last Home, ktora brzmiala mniej wiecej tak: Dziękujemy bardzo za zainteresowanie naszym hostelem. Owszem, dysponujemy pokojami jednosoobowymni, ktorych ceny kształtują się od 6 do 12 dolarów, w zależności od standardu.“ Dluzsza wiadomosc - drozsze pokoje.

Przyjelam, ze ta druga wiadomosc pochodzila faktycznie z Last Home, a pierwsza od kolejnego nielojalnego pracownika, ktory tym razem nie chcial sie nawet przyznac, ze proponuje mi pokoj na wlasnym poddaszu, a nie w hotelu. Ktos skomentowal całą sytuację mówiąc, że wojna zniszczyla morale Khmerow i oto mam przykład.

Tajowie na lotnisku. Nie znoszę tego jezyka. Nie pamietam, jak brzmi khmerski, ale mam nadzieje, ze mniej piskliwie i męcząco. Pamietam, na obozie w Tajlandii codziennie rano budzilo mnie ujadanie psow i awanturujaca sie Tajka. Myslalam wtedy, ze w tym jezyku nikt niemoze brzmiec inteligentnie. Zastanawialam sie nad lekcjami khmerskiego, ale 3 miesiace to chyba za kroko, zeby w ogole zacząć, szczegolnie, ze mam tyle inych planów.

A gdy wydawalo mi sie, po ozywionej i kulturtalnej korespondencji z Last Home, że zarowno nocleg , jak i transfer mam już zaaranżowane, W PIATEK znów odezwał sie niby-Last Home, pisząc „Kiedy przyj… na lotn…, to mnie odbie….“. Nie odpisałam. Ale kto wie, może ktoś z tabliczką „oziemska“ będzie czekał od rana

Jakikolwiek by mój hotel nie był, nie zamierzam tam dlugo zabawić.

LAST HOME GUEST HOUSE, POKOJ NR 104, PHNOM PENH

Na szczecsie na lotnisku pojawil sie wlasciwy kierowca i zszarzałą camry z załonkami zabrał mnie do hostelu, ktory z kolei okazal sie straszna dziura. Choc moze dziura swojska, bo gdy wpisywalam sie do ksiazki na recepcji, to z posrod 6 wpisow na stronie, cztery w rubryce profesja mialy „lawyer“.

O 10 rano zasnełam z planem godzinnej drzemki. Obudziłam sie cudem o 16.30, ledwo zdążając na spotkanie z innymi internami w Foreign Correspondents Club („FCC“), które przeciez sama zorganizowałam korespondencyjnie. Pokoj duzy, ale bez okien, wiec nie sposób sie zorientowac, ktora godzina. A poza tym moj organizm zupełnie już byl zagubiony po zmianie czasu i nieprzespanej nocy.

Okazalo sie jednak, ze FCC jest tuz za rogiem. Po pierwszym kontakcie z miastem, ktory nie był bardzo entuzjastyczny zza okien zszarzalej camry, drugi rzut oka okazal sie lepszy - szerokie bulwary, wysokie krawezniki, w rynsztokach smieci i dzieci, stragany z jedzeniem, na ulicy chaos - tuktuki, motory, samochody i rowery. Choc nie umieja zupelnie jezdzic, to na szczescie nie poruszaja sie szybko, dzieki czemu zawsze mozna na czas uskoczyc przed rozpedzonym pojazdem. Poza tym co krok swiatynia albo palac ze spiczastym pozlacanym dachem. I rzeka. Z okien samolotu wydawalo sie, ze cale miasto jest pod woda. Zaczęłam się zastanawiać, czy śledząc wiadomosci z Birmy nie pominęlam przypadkiem informarcji o powodzi w Kambodzy. Zalane sa nie tylko pola ryżowe, ale i ogrody. Niektore domy wygladaja, jakby stały na wyspach. W porze suchej jednak wszystko ma wygladac inaczej.

FCC, miejsce niby kultowe i historyczne (w PP cudem jest wolny wstep, bo wszedzie indziej w Azji ptrzeba okazac legitymacje prasowa) mnie zawiódł. Faktycznie, jest taras z widokiem i drogie drinki. Ale brakuje mu kolonialnego klimatu. Ot, knajpa takie jak inne, tyle ze droższa. Pare minut po 5 zaczeli schodzic sie ludzie z sądu - interns -w wiekszosci zbieranina francusko-amerykanska. W wiekszosci dziewczyny. Pojechalismy potem tuktukiem na kolacje z Arronem (Irlandia)i Lis (USA) do khmerskiej restauracji - nie wiem, czy prawdziwej, czy czysto turystycznej. Wydaje sie, ze staraja sie robic te restauracje na poziomie i w wiekszosci wygladaja lepiej niz kilka lat temu w Bangkoku.

Po kolacji szlismy z Arronem na poszukiwania naszych guesthousow - zeby zaczerpnac powietrza i mialo byc blisko. Z mapy wynikalo, ze moj hostel znajduje sie jakies 2 przecznice od jego. Bylo juz ciemno, ale na ulicach krecilo sie jeszcze troche ludzi, sprzatajacych stragany, grzebiacych w smieciach, co chwila ktos oferowal, ze podwiezie nas tuktukiem, albo motorem. Wyglada na to, ze motor to naprawde popularny srodek komunikacji. Amerykanki kupily kaski, zeby było bezpieczniej.

Doszlismy do miejsca, gdzie mial sie znajdowac moj hostel wedlug Rough Guide. 108 ulica. Ale go nie bylo. Obeszlismy jeszcze raz. Tym razem Arron prowadzil. Doszlismy ponownie do tego samego miejsca, gdzie powinien byl wedlug mapy znajdowac sie hostel,ale nadal go nie bylo. Kierowcy tuktukow na rogu po raz kolejny zaproponowali, ze nas podwioza, ale nie byli nam w stanie wytlumaczc, gdzie mamy isc. W koncu Arron obudzil spiacego Khmera w hostelu, ktory znajdowal sie w miejscu, gdzie powinna byc moja noclegownia i dowiedzielismy sie , ze Last Home jest kilka przecznic dalej, co zupelnie nie zgadzalo sie z mapa. Droge przebiegl nam szczur, a nad glową latał mały nietoperz. Ja mam sczurofobie i postanowilam wiecej nie chodzic po mieście w klapkach.

W koncu, dotarlismy do baru, gdzie starzy Francuzi ogladali mecz rugby Irlandia - Argentyna, ktory A. chcial obejrzec, wiec zostalismy na piwo. Nie wiem, o ktorej skonczylismy kolacje, ale spokojnie chodzilismy ponad 2 godziny po PP w poszukiwaniu hostelu. Kilku Francuzów przyklejonych bylo do baru, a obslugiwala Kambodzanka, ktorej wieku nie sposob ocenic. Po początkowych żartach, że to nie moze byc Last Home guest house, a Lost home, co faktycznie wydawalo sie bardziej adekwatna nazwa, okazalo sie, ze hostel zmienial kilka razy adres i ten podany w moim przewodniku jest nieaktualny. Powinnam sie byla zorientowac wczesniej, ze cos jest nietak, bo do FCC szlam popoludniu 3 minuty, co by oznaczało, że bylam w centrum, a nie w dzielnicy francuskiej,a az tam doszlismy z A.

Nie wiem, co ci Francuzi robia w PP. z pewnoscia nie sa to turysci. Jeden - najbardziej francuski z nich wszystkich, z zachrypnietym glosem i kolo 60tki co chwila wystawial reke, jak przechodzila Kambodzanka, starajac sie uszczypnac albo skrasc calusa, a one nie mialy wyboru, tylko zniesc te pieszczote. A moze im sie to podoba?

Jutro bedziemy probowac zlapac Unbus o 7. Zaczynamy prace o 8 - strasznie wczesnie.


Advertisement



2nd October 2007

Ciekawe!
Jesli bedziesz na biezaco uzupelniac wpisy okaze sie, ze pod koniec twego pobytu bedziemy niemal tak samo obeznani w realiach PP i Kamobodzy jak ty!!! I to nie ruszajac sie zza biurka... Fajnie. Bede kontynuowal ciekawa lekture.
3rd October 2007

super!
bardzo wszystko ciekawe, co piszesz. pisz dalej koniecznie du|o i najlepiej o ludziach i mie[cie. buziaki wyjtkowo z Warszawy

Tot: 0.205s; Tpl: 0.02s; cc: 6; qc: 23; dbt: 0.1839s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1mb