MaroqueAmoque_3


Advertisement
Morocco's flag
Africa » Morocco » Marrakech-Tensift-El Haouz » Marrakech
January 1st 2014
Published: January 1st 2014
Edit Blog Post

Zrobily mi się zaległości, ale to dlatego, ze malaEm wypruwa ze mnie cała energię i pod wieczór mam już tylko jej ma tyle, zeby pójść spać.

Mamy już nowy rok. Sylwestrowa kolacje jedliśmy w naszym riadzie (tradycyjny dom na starówce przekształcony na kilkupokojowy hotel), bojąc sie, ze na mieście tego dnia może być cieżko znaleźć przyzwoite jedzenie. Podobno Marakesz w nocy zarabia 7 razy więcej niż w dzień - to miasto rozrywki zarówno dla turystow, jak dla lokalnych.

Popołudnie spędziliśmy u lekarza - to już się staje tradycja. Lekarz całkiem profesjonalny, a trwajaca 3h godzina dała pole do ciekawych obserwacji. Po pierwsze, jak Marokanczycy zwalczają chłód. Śmialiśmy się z nich trochę, ze chodzą tak ciepło ubrani - swoje egzotyczne bawełniane kaftany żamienili na polarowe szlafroki - długie do ziemi i zakapturzone szlafroku w dziwnych kolorach, pod którymi kobiety często noszą pompeostu pizame, dzieci pod misiowymi kolcami w wózkach, pani w pociągu pytała, czy nam nie zimo w krótkim rękawy, bo jej dzieci miały na sobie podkoszulki , kalesonki, golfy i wełniane swetry. Ludzie we wnętrzach się nie rozbieraja. I mam wrażenie, ze od kiedy w listopadzie robi się zimno do końca marca w ogóle się nie rozbieraja, zeby nie tracić ciepła. U lekarza nikt nie zdjął płaszcza, tylko otworzyli okno - testują stalocieplnosc w sytuacji, gdy w dzień temperatura sięga 20paru stopni, w nocy spada do 3, a oni w domach nie maja ogrzewania i szyb w oknach!

No i dzieci - bez zabawek atrakcji siedzą spokojnie. Czy u lekarza, czy w pociągu. Nikt do nich nie gada, nikt im nie podsuwa jedzenia. Ubrane w kożuchy po prostu siedzą. Tylko my skakalysmy wokół małejEm - a to bananek, a to iPad, a to soczek...

Sylwestrowe przedpołudnie spędziliśmy w ogrodach Majorelle, domu YSL. Miejsce przepiekne, ale niesamowicie zadeptane przez turystow. Jest ich tu naprawdę dużo - w poszukiwaniu łatwo dostepnej egzotyki. A w gruncie rzeczy jest tu dość ponuro. Jest starówka-medina, jak wyjęta że średniowiecza. Niebrukowane ciemne ulice, mini sklepiki, handlarze mięty, żebracy, kobiety zakryte od stop do głów, koty, osiołki, zawalone domy, a kilometr dalej Zara i Zara Home, knajpa z ostrygami i lokalne dziewczyny w leggingsach. Dwa zupełnie rożne światy, jakby bez wspólnego mianownika. I ten cały słynny płac Jam el Fna, gdzie biedni Marokanczycy tłocząc się, zeby coś zarobić na tej rzeszy turystow - pokazując im małpy w pieluchach na łańcuchu, boksujace dzieci, ktore wcale nie wydaja się bawić, sprzedawcy lokalnych medykamentów, sprzedawcy soku z pomarańczy, którzy podobno wstrzykuja do owoców wodę, żeby więcej z nich wycisnąć płynu, grupy akrobatow robiących w tłumie salta. Orientalny cyrk. 16 lat temu wydawało mi się, ze jest tu tylko egzotycznie, a teraz mam wrażenie, ze jest glownie turystycznie. Choc oczywiście sama medina poza tyma placem nadal żyje własnym życiem, jak setki lat temu. w muzeum fotografii są obrazki z lat 20 XX wieku - absolutnie nic się nie zmieniło!


Additional photos below
Photos: 9, Displayed: 9


Advertisement



Tot: 0.062s; Tpl: 0.01s; cc: 7; qc: 23; dbt: 0.0425s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1mb