Sobota miała być jedynym dniem w Maroko z opadami i faktycznie przywitał nas deszcz i pogoda prawie taka jak w Polsce. Miejscowi w chałatach do ziemi z polaru i w kapturach. Bimbę, co super zniosła trudy podróży, trzeba było przewinąć na lotnisku. Gdy Q zaczął zbliżać się do łazienki z wiedzą, że w damskiej jest przewijak a w męskiej nie, a na dodatek w damskiej siedzi 12 bab i pali jednego papierosa, zaczepiła go pani babcia klozetowa, z propozycją, że przewinie dziecko, żeby mężczyzna nie musiał kalać sobie rąk. Do Casablanki dojechaliśmy też w deszczu i w korku. Poza tym, małaEm i jej mamusia dojechały całe w żygowinkach - u mnie spódnica, leggingsy, kamizelka i bluzka. U małejEm kamizelka głównie. Nie wiem jeszcze, co zrobić z kilogramem namokniętego śmierdzącego pierza, którym jest teraz moja puchowa kamizelka.
... read more