Co wpis, to z Teneryfy. Muszę coś z tym zrobić. Ale jeszcze nie teraz. Teraz mamy 10 dni wiosno-lata, ośmiornic i wina afrutado. Ryanair, który w sumie jest całkiem spoko, gdyby nie brak tych kieszonek na plecach foteli, co rozumiem, że pomaga szybciej sprzątnąć kabinę, ale jest kosmicznie niewygodne dla pasażerów, doleciał w błyskawiczne 5h, wiedziony jakimś dobrym wiatrem. Zaopatrzeni w smażonego kurczaczka, książki z naklejkami, kredki i kolorowanki plus kupną ryanową Lavazzę całkiem przyzwoicie przeżyliśmy. I powitał nas piękny widok - nadlatywaliśmy od strony Los Gigantes, oblatując Teide, na którym dużo jeszcze leży śniegu. Aż zdjęcie zrobiłam. Są z name dziadkowie, więc mamy nadzieję na nowe odkrycia - wycieczkowo-kulinarne, bez dzieci. W piątek zaczęliśmy klasycznie: plaza w Los Christianos, paella, papryczki z Padron. Czwartek i piątek to tutaj największe wielkanocne
... read more