Dzis mielismy wyjechac o 5 rano. Pobudka o 4.30. I mielismy wziac spakowane sniadanie, zeby nie tracic czasu, bo w parku narodowym, gdzie robimy safari trzeba byc rano, zanim sie zwierzeta na wszystkie strony rozbiegna. O 5 schodzimy gotowe na dol, a tam nic sie nie dzieje. Nasz przewidnik spokojnie czeka, w recepcji glucho, w kuchni pod piecem nie napalone. 5.20 zaczynam sie denerwowac, slonce wschodzi, zwierzeta juz pewnie najedzone. Wchodze do kuchni, a tam w najlepsze smaza dla nas omlety i wlasnie zaczynaja piec tosty. Afryka. Nie znam sposobu, zeby cos u przyspieszyc. Jak dojezzdamy do parku, jest juz jasno. Ale faktycznie zwierzyna biega. Sa zebry, antylopy, bejbi antylopy, zyrafy, w tym tez male, mnostwo ptactwa, wharthog (pso-dzik, ten co gral w ‘Madagaskarze’), waterbuck (taki rodzaj grubej sarny), zolwie, pawiany (to te malpy z golym
... read more