Advertisement
Published: December 8th 2015
Edit Blog Post
Pobudka o 4, wyjazd 4.30. Tym razem nowym typem safari-wozu, przypominającym afrykańska wersję papa-mobile. Nasz lodge jako jedyny leży wewnątrz parku narodowego Namib-Naukluft, więc można w godzinną drogę w kierunku wydm wyruszyć jeszcze po ciemku, zanim o świcie otworzą bramy. Wszyscy poza parkiem muszą czekać do wschodu słońca na wjazd i jak dostaną się na miejsce jest już po fotograficznym słońcu, a piasek robi się coraz bardziej gorący i miękki, przez co - siłą rzeczy - trudniej się gdziekolwiek wspiąć. My docieramy na miejsce jako pierwsi z serii kilkunastu samochodów wypełnionych turystami, którzy tego dnia przyjadą oglądać wydmy Sossusvlei. Część z nich zakopie się jeszcze przejeżdżając przez ostatni 5 km odcinek trasy, gdzie szuter zmienia się w piach i wciąga mniej wprawnych kierowców.
Musimy się wspiąć na wydmę Big Daddy, żeby z jej szczytu - 325 m n.p.m. - oglądać, jak słońce stopniowo rozświetla okolicę i ukazuje głęboki pomarańczowy kolor piasku nawianego tu z pustyni Kalahari. Ten niesamowity kolor i mączną konsystencję piach zawdzięcza podobno swojemu wiekowi - ma ponad 2 miliony lat i zawartemu rdzewiejącemu żelazu. Siedzę więc sobie na wydmie. Patrzę na piach, piach, piach i wschodzące słońce. Leżę sobie na wydmie, a piach pode mną ma 2
miliony lat. Z lewej strony po horyzont wydmy, a z prawej na dole Deadvlei - niecka, w której od 900 lat stoją akacje. Kiedyś było w niej na tyle dużo wody, że zdążyły wyrosnąć, a później woda się skończyła, dzięki czemu nie rozpadły się, tylko stoją do dziś, stanowiąc dla fotografów prosty i oczywisty cel.
Był taki film z Patrickiem Swayze, chyba klasy C, co go na tej pięknej pustyni nakręcili:
Gdy wracaliśmy już do papamobile, okazało się, że tego dnia kończy się właśnie morderczy bieg Desert Namib Run - 100 km po pustyni. My jedliśmy sobie śniadanko pod akacją, a ci biedacy z wywalony jęzorami w piekącym słońcu przekraczali metę: