Advertisement
Published: December 7th 2015
Edit Blog Post
W Swakopmund postanowiliśmy zrobić sobie krótka przerwę w samochodowym życiu i przejść się po mieście. Swako to w zasadzie jedyny kurort Namibii, gdzie wszyscy zjeżdżają odpocząć od upału - gdy w Windhoek jest 33 stopnie, to tu nad morzem jest 10 mniej. A poza tym, dietę oryxowo- zebrową można wzbogacić cudownymi owocami morza (patrz wczorajsze ostrygi w jakiejś śmiesznej cenie).
Namibia w ostatnich dwustu latach ma klasycznie afrykańską kolonialną przeszłość, ale wzbogacona jeszcze południowoafrykańskim apartheidem. W skrócie, sprawa wyglada w ten sposób: na początku XIX wieku na terytorium dzisiejszej Namibii zamieszkiwane przez lokalne plemiona (m.in. Nama, Herero, Ovambo) zaczęli przybywać misjonarze różnych wyznań. Za nimi pojawili się kupcy, jak również wszelkiej maści awanturnicy i myśliwi - poszukujący strusich piór i kości słoniowej.
W tym czasie Wielka Brytania miała już kolonie na południu Afryki, a w 1878 oficjalnie przejęła rownież enklawę wokół Walvis Bay na wybrżezu dzisiejszej Namibii. W tym samym czasie niemiecki kupiec Adolf Luderitz zaczął kupować ziemie na południu kraju, wokół miejsca, gdzie dziś jest miasto pod jego nazwiskiem. Jednocześnie nastąpiła zmiana niemieckiej polityki zagranicznej, która dotąd nie interesowała się koloniami. Zaanektowali Togo i Kamerun, jak rownież wykupili Luderitz, tworząc obszar zwany Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia.
Na konferencji
berlińskiej w latach 1884/1885 w sprawie podziału Afryki ustalono sztucznie i arbitralnie granice kolonii, które dziś w większości przypadków stanowią granice państw. Tam też powstało wynaturzenie w postaci namibijskiego długiego palca skierowanego na wschód aż do ujścia Zambezi. To Caprivi - korytarz nazwany na cześć niemieckiego hrabiego.
Niemieckie panowanie w dzisiejszej Namibii, które trwało do pierwszej wojny światowej, naznaczyło ludobójstwo dokonane na plemieniu Herero. Później zaangażowana była Liga Narodów i ONZ.
Wracając do Swako: Niemcy mieli Afrykę Południowo-Zachodnia, ale nie mieli portu, bo ten w Walvis Bay pozostał w rękach Brytyjczyków. Przez lata próbowali wykopać nowy port, ale bezskutecznie. Pózniej, gdy rządy sprawował już RPA, na rękę było jej posiadanie portu tylko w Walvis, bo nawet rozważając konieczność uwolnienia Namibii spod swojej kontroli, nadal planowali utrzymać tam swoją enklawę, w dalszym ciagu uzależniając od siebie nowe państwo. W końcu w 1989 Namibia uzyskała niepodległość, a Walvis Bay dołączono w 1994. Efekt jest taki, ze Walvis to przemysłowy port, a Swako zachowało klimat spokojnego nadmorskiego miasteczka z mnóstwem niemieckiej architektury. Obydwa miasta łączy 50km zjawiskowej drogi wciśniętej między wydmy a ocean.
Walvis to ostatnia ostoja cywilizacji, a później zaczyna się znów górzysto-kamienista malownicza pustynia. Jechaliśmy nią na południowy-wschód
aż za zwrotnik koziorożca, do parku narodowego Namib-Naukluft. Gdybyśmy pojechali na południe nad morzem, pewnie byśmy nie wrócili. Tam wybierają się najdzielniejsi śmiałkowie, jadąc wydmami nad samą wodą - można się zakopać, a później zostać zalanym przez przypływ.
Miejscowości przez 400km brak. Na lunch zjeżdżamy wiec w koryto wyschniętej rzeki, gdzie co prawda temperatura nadal sięga prawie 40 stopni, ale jest trochę cienia pod drzewem, co spod ziemi ciągnęło jeszcze ostatnie krople wody. Lunch pieszej klasy, bo w Walvis Bay kupiliśmy jeszcze kanapki na wynos. Obyło się więc bez tuńczyka w puszce.
Pierwszą osadą po drodze było Solitaire, już 70km przed naszym celem Sesriem. Tam jest stacja benzynowa i sklep z zimną colą, informacją, jak mało deszczu spadło w ciągu roku. Na skrzyżowaniu dziewczynka prosiła o podwózkę, wiec ją zabraliśmy - okazało się, że z siostrą i jeszcze dwoma chłopakami. Otworzyliśmy zakurzoną pakę pick-up'a, żeby przełożyć bagaże z siedzenia, a one biedne myślały, ze mają tam usiąść. Może zazwyczaj tak jest, ze walizki jadą na miękkim fotelu, a ludzie w kurzu w bagażniku....
Cieżko się było dowiedzieć, w jakim celu podróżują, ale wysadzilismy ich po drodze. Najpierw wysiadły dziewczynki. Na oko nie miały więcej niż
10 i 5 lat, ale może miały więcej, były tylko chude i drobniutkie. Boso, z walizką. Wysiadły bez słowa koło betonowego baraku. Wyglądało na to, ze w baraku mieszkają pracownicy pobliskiego lodge'a. Mam nadzieje, ze jechały do mamy... Chłopaki wysiedli pare kilometrów dalej w podobnym miejscu, ale oni nie wyglądali na takich, co dadzą sobie zrobić krzywdę.
W Namibii jest 13% dorosłych zarażone HiV, a w wyniku śmierci rodziców ma AIDS, jest już 100000 sierot. Oczywiście, sprawie pomagają wszelakie kościoły, głosząc wszem i wobec, ze antykoncepcja to grzech. To 15%, to i tak bardzo dobry wynik, bo kraj jest rozwinięty i jak na afrykańskie standardy ma stosunkowo dużo lekarzy. W takim Lesotho zarażone jest 23%, a w Swazilandzie 26,5%. Pamiętam, ze w Zambii w gazetach są nawet specjalne strony poświęcone ogłoszenie towarzyskim osób chorych na AIDS, które szukają partnera, co w sumie i tak wydaje się oznaką postępu.
Do naszego lodge'a dojechaliśmy na godzinę przed zachodem słońca, wiec usiedliśmy na tarasie ciesząc się widokiem i jednocześnie kombinując, jak zrobic żeby zostać dłużej, bo pięknie bardzo, a my następnego dnia rano powinnismy gnać już do Windhoek na lotnisko, żeby poleciec do Capetown. Czarownice na lotnisku dały mam
wizy do 6 grudnia, choć planowaliśmy wylecieć 4- go, może chcąc nam powetować czas spędzony w ministerstwie i immigration. Potem był telefon do Warszawy, bo na miejscu nie ma internetu, żeby sprawdzić ceny lotów do Kapsztadu dzień póżniej. Potem jeszcze pytanie, czy w lodge'u są pokoje na kolejna noc, telefon do wypozyczalni, żeby przedłużyć samochód i do Capetown, żeby przełożyć transfer z lotniska i powiedzieć, ze będziemy dzień pózniej. Udało się!
Mogliśmy wiec zapisać się na poranna turę oglądania wydm, z pobudka o 4 rano.
A to gospel z Namibii:
&list=PL8C3FEAF3B343D54A&index=3
Advertisement
Tot: 0.057s; Tpl: 0.012s; cc: 11; qc: 29; dbt: 0.0314s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb