Advertisement
Published: October 4th 2010
Edit Blog Post
Trzy wieczory flamenco pod rzad. I kazdy inny.
W Sevilli trwa XVI biennale flamenco, co oznacza, ze nie trzeba specjalnie dlugo szukac, zeby gdzies natknac sie na spiew, taniec czy gitare. Zreszta, jako ze dzielnica, gdzie mieszkam - Triana, uwazana jest za ojczyzne flamenco, juz w niedziele gdy tu szlam, slyszalam dzwieki gitary. Ale co wiecej wiedzialam o flamenco? Absolutnie nic. Pierwsze, co przychodzi na mysl, to falbaniaste spodnice i duzo przytupywania. Nie mialam pojecia, jak bogata jest kultura flamenco i jak duzo moze byc jego odmian.
We wtorek bylam w barze Carboneria, niby kultowym. Ale moze wlasnie dlatego przychodzi tam mnostwo turystow, a flamenco nie zachwyca. I nie trzeba byc znawca, zeby zrozumiec, ze jak kobieta rzuca sie po scenie niczym opetana i tupie miesista noga, to nie taniec, tylko furia.
Flamenco przyciaga do Sevilli najrozniejszych ludzi. W Carbonerii widzialam Niemca ze szkoly; okazuje sie, ze gra na gitarze. I poznalam Czecha, ktory choc na codzien zajmuje sie marketingiem, to tanczy od 3 lat i wlasnie kupil sobie za 140 euro nowe buty z obcasem; on powiedzial, ze pani tancerka w barze zachowuje sie, jak 'vaca loca', czyli szalona krowa. I choc dobor slow mogl wynikac z
jego ograniczonej znajomosci hiszpanskiego, to bylo to bardzo trafne porownanie. I spiewu tez zupelnie nie bylo slychac. Absolutna porazka.
W srode bylo juz duzo lepiej. Bylo genialnie. Pena Torres Macarena to stowarzyszenie propagujace flamenco, gdzie jest scena, bar i patio. Wszystko, czego potrzeba. Ukryte w malej uliczce i nie figuruje w Lonely Planet. A tam Hiszpanie, ktorzy chca ogladac taniec, cyganscy gitarzysci z plerezą i ich japonskie zony. No wlasnie, okazuje sie, ze jest stosunkowo duzo cygansko-japonskich par... Cyganie zajmujacy sie flamenco jezdza do Japonii wykladac, a okazuje sie, ze roboty jest duzo, bo Japonczycy uwielbiaja flamenco, jak Chopina...
Wystepowalo trzech muzykow - gitarzysta i dwoch spiewakow. Jeden mlody i calkiem przystojny, ale mial denerwujaca maniere spiewania, troche jak kot obdzierany ze skor (co dawalo bardzo dramatyczny efekt) i drugi, starszy, ktory wygladal jak skryba w urzedzie miasta, ale spiewal wspaniale. No i tancerz: Hugo Sanchez. Wysoki i smukly. Nie umiem opisac tego, co robil na scenie, ale zapieralo dech w piersiach. A na jego twarzy widac bylo pasje, a nie zlosc. Tanczyl w garniturze, wiec nie bylo falban do rzucania... Znajomy nagrywal ten taniec, wiec mam nadzieje, ze za jakis czas bede mogla go tu zaprezentowac.
Natomiast czwartek stal pod znakiem flamenco japonskiego. Jako ze japonczycy zjezdzaja tu pasjami. Moja rodzina podobno miala kilka lat temu na przechowaniu japonskiego artyste flamenco. Mowia, ze na gitarze gral OK, ale sam spiew jakos im do gustu nie przypadl. Moje przedstawienie natomiast bylo genialne - laczylo tradycyjne japonskie bebny: Taiko, z kastanietami, spiewem i gitara flamenco oraz tancem.
I wszystko do siebie pasowalo. Tyle tylko, ze to, co przez pierwsza godzine zachwycalo - wspaniala choreografia kilku osob, ktore razem wybijaja rytm, jednoczesnie podskakujac i machajac kieckami, w drugiej godzinie zaczelo meczyc, bo brakowalo tego, co we flamenco wydaje mi sie najwazniejsze: pasji.
A skad wzielo sie flamenco? Jest mieszanka wplywow cyganskich, bizantyjskich, sefardyjskich i muzulmanskich, ktore polaczyly sie pod koniec hiszpanskiej rekonkwisty, w XV wieku, choc pierwszy zapis slowa 'flamenco' pochodzi dopiero z XVIII wieku. Na przelom XIX i XX wieku zas datuje sie Zloty Wiek sztuki flamenco, kiedy wyksztalcily sie jego klasyczne formy, wystawiane w barach i kawiarniach. W latach 20-tych ubieglego stulecia doszlo wrecz do nadmiernej popularyzacji, gdy grano i spiewano w duzych salach, ubierajac klasyczne flamenco w teatralne pozy, co doprowadzilo prawie do zaniku oryginalu. Przestawienie nazywano 'opera', bo wtedy organizator placil nizszy podatek,
ale musial jednoczesnie podkolorowac show, zeby na miano opery choc odrobine zaslugiwal. Trwalo to do lat 50-tych, gdy zaczeto wracac do korzeni i ustanowiono nawet pierwsza katedre flamencologii w Jerez. W latach 70-tych do flamenco zaczely przedostawac sie wplywy muzyki nowoczesnej, czemu w duzym stopniu przysluzyli sie gitarzysta Paco de Lucía i spiewak Camarón de la Isla; zreszta Paco gra w przyszlym tygodniu na zakonczenie Biennale, a to nagranie z tamtych czasow:
Ewolucja szla dalej i dzis flamenco mozna spotkac we wszystich formach: polaczone zarowno z baletem, jak i tancem nowoczesnym. Z tej grupy artystow wywodzi sie hiszpanski przystojniak o cyganskich korzeniach: Joaquin Cortes:
W wersji bardziej pop prezentuje sie tu, podczas koncertu Jennifer Lopez w Puerto Rico; poniewaz sama piosenka jest koszmarnie tandetna, to proponuje ogladac od 2:40, kiedy to pan J.C. pojawia sie na scenie niczym deus ex machina, a dziewczyny piszcza:
Ale to nie wszystko. Joaquin byl tancerzem w Balecie Madryckim, a teraz ma wlasna grupe, z ktora jezdzi po swiecie. Wikipedia podaje nawet, ze wystepowal w Cosmopolitan (sic!) Opera w Nowym Jorku. Na pewno zas pojawil sie na rozdaniu nagrod Grammy (od 4:00):
[]
Advertisement
Tot: 0.109s; Tpl: 0.012s; cc: 8; qc: 24; dbt: 0.073s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 2;
; mem: 1.1mb
Aleksandra
Ale
autor
Wielkie dzieki dla pana QBQ za konwersje zdjec, bo inaczej by ich tu nie bylo!!!