Lecce_Love_1
Advertisement
Published: October 28th 2015
Edit Blog Post
Od dawna dawna chciałam przyjechać na południe południe Włoch. W samej Puglii niby już bywałam od dawna, ale wszystko poniżej Brindisi było czarną plamą. W ubiegłym roku mieliśmy zaproszenie na ślub przyjaciela Q - Mario, ale w końcu sam Q przyleciał na 16 h (3h na szukanie restauracji wśród pól oliwek i kamiennych murków, 3h na spanie i 10h na imprezę), bo ja zamknięta byłam w szpitalu. I był jeszcze ten świetny film Mine Vaganti, genialnie oddający lokalny klimat:
">
Moje podróżolubne dzieci podróż zniosły fenomenalnie. Choć L ma ostatnio przydomek "Niszczydełko", to słodko zaczepiał współpasażerów, nurkował pod fotelem, żeby wyciągnąć M kredkę, drzemał i zjadł, co trzeba. M natomiast uwielbia latać samolotem chyba głównie dlatego, że wtedy wjeżdżają lizaki (na 3 lizy, bo potem są ble!) i żelki (kupiłam ekologiczne, rzadkie paskudztwo - po co w ogóle podrabiać Haribo?!).
Odebraliśmy samochód w Brindisi na lotnisku. Dopiero jednak dziś dowiedzieliśmy się od przyjaciół, że nasza wypożyczalnia lubuje się w tzw. "scams" - odbierasz samochód bez zarysowań, a potem masz o świcie odlot i nie ma nikogo, kto by pokwitował, że fura nadal jest OK, wrzucasz więc kluczyki do skrzynki, a po miesiącu dostajesz list od avvocato z Palermo, że
dupadupa, ściągnęliśmy Panu z depozytu 500 Euro, bo oddał Pan puknięty i zarysowany samochód. I co im zrobisz? Niente! W naszym przypadku ten scenariusz się właśnie realizuje, bo odebraliśmy naszą Skodę wieczorem, nie było szans, żeby zarysowania obejrzeć (wilgotno, zmęczeni, dzieci głodne, ciasny parking), depozyt mają, a nasz lot powrotny 7.20. W niedzielę. Rozważam, czy z kluczykami nie zostawić im listu, żeby z nami swoich triczków nie próbowali, bo mamy zdjęcia samochodu i nie damy się tak łatwo wyrolować. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Spanie w Lecce rezerwowałam jeszcze w lipcu. I teraz pamiętałam, że miało jakiś kosmiczny rating na booking.com. 10/10. Okazało się - bo zupełnie zapomniałam - że to całe wielkie, wysokie (i zimne mieszkanie) w pradawnej kamienicy. Absolutnie stylowe, z przemiłym panem właścicielem, który ma już jednak tylko ocenę 9.9/10. Podobno jakaś zazdrosna koleżanka po fachu nasłała mu gości, co bezpodstawnie dali ocenę słabszą niż średnia. My musieliśmy przestawić butelki z grappą, pogrzebacz od kominka, żeby wnętrze stało się ciut bardziej Niszczydełko-friendly.
Jejku, a w radio to:
">Tot: 0.107s; Tpl: 0.015s; cc: 12; qc: 24; dbt: 0.0533s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1mb