Advertisement
Published: October 24th 2008
Edit Blog Post
Potala Palace
Widok z Bumpa Ri Wiec i tak wyruszylem w podroz do Lhasy do Tybetu. Lecz bylo to poprzedzone niemalymi problemami. Jak juz wczesniej wspomnialem jeszcze przed przyjazdem do Chin mialem miec wszystko zalatwione permit, bilety na pociag do/z Lhasy , lecz ze wzgledu na perypetie polityczne zaprzestano wystawiac permitow. A czas mnie naglil. Jedna z moich glownych destynacji mojej podrozy zstala pod znakiem zapytania. Wiec jak sie nie da "zgodnie z przepisami" trzeba byla sprobowac "okreznej drogi". Poprosilem pracownika z Leo Hostel w Pekinie, zeby kupil mi bilet na pocaig do Lhasy (bilet powrotny wiedzialem ze bede mogl juz bez problemu kupic na miejscu w Lhasie, nie bedac pytanym o pozwolenie na pobyt w Lhasie). Oczywiscie pobral prowizje za to lecz 31 pazdziernika kupilem bilet(2klasa sleeper, gorne wyrko), koszt jesli dobrze pamietam 747Y(ok.100$), plus 100Y(ok.13$) prowizji dla kolesia. Ale 1 listopada bilet juz mialem w reku. Teraz tylko kwestia szczescia czy mnie sprawdza podczas jazdy pociagiem badz w Lhasie, czy nie. Wyruszylismy(ja , Mimi z Bangkoku, Marco - znajomy szwajcar ktory juz 3 raz jechal do Tybetu) w 48godz podroz najwyzsza koleja na swiecie przebiegajaca przez ponad 5100mnpm. Do kabin pociagu ponad 3000mnpm jest pompowany tlen, zapobiegajac objawa choroby wysokosciowej, co wrecz moim zdaniem dziala
Widok na Lhase
Podczas wejscia na Bumpa Ri przeciwnie. Poniewaz wysiadajac z pociagu na wyoskosci ok. 3700mnpm w Lhasie niezaklimatyzowane osoby moga miec bardzo powazne problemy zdrowotne(mdlosci, problemy z oddychaniem, bole glowy itp.) Cala podroz pociagiem przez pol Chin a pozniej po wyzynie tybetanskiej przebiegla dosc spokojnie. Rozmowy z osobami w pociagu, innymi turystami, czytanie ksiazki, drzemki co pewien czas, zakupienie zupki w proszku od pani chodzacej po korytarzu, czy rozkoszowanie sie chinskimi smakolykami oferowanymi przez wspolokatorow przedzialu. Dotarlismy do Lhasy po wyczerpujacej 48 godz podrozy. Byla juz godzina 9pm. Marco chcial sie udac do Hotelu w ktorym juz zwykl goscic podczas wczesniejszych podrozy. Wiec podazylismy z nim.
Cala Lhasa jest w duzej mierze oblegana przez chinczykow z oddleglych prowincji przyjezdzajacych do Lhasy w celach osiedlenia, rozpoczecia biznesu itp. Glowna dzielnica tybetanska Lhasy znajduje sie w centrum miasta, wokol Jokhang Monastery, pierwszej buddyjskiej swiatyni w Tybecie - jednej z najwazniejszych w calej kulturze. Ludzie pielgrzymuja do tego miejsca z najdalszych zakatkow Tybety, Chin, Nepalu, Indii. Codziennie wczesnym rankiem jak i pozenym popoludniem mozna zaobserwowac tlumy pielgrzymow zbierajacych sie na modlitwe.
W Lhasie i okolicach pozsotalem przez 10 dni majac okazje odwiedzic takie miejsca jak:
Potala Palace - palac DalajLamy, lecz jak wiadomo po okupacji chinskiej i wydarzeniach w
Tybecie w1959r. DalajLama byl zmuszony uciec z Tybetu, osiedlajac sie w Indiach. Wiele osob oddalo by wiele zeby zobaczyc Potale, dla mnie bylo to dosc przykrym doswiadczeniem. W srodku grobowce przeszlych DalajLam, opustoszale pokoje, przygnebiajaca cisza miejsca ktore jeszcze nie tak dawno bylo domem dla dziesiatek mnichow jak i ich duchowego przywodcy. Miejsce te ukazuje raczej Tybet "dawniej" wolny, odizolowany, a nie przepelniony turystami i pod okupacjia chinska.
Sera Monastery(jak i kilka innych mniejszych) - znajdujaca sie na obrzezach miasta, nadal bardzo wazny religijny punkt kultury buddyjskiej.
Nie chcialem isc do Norbulinki , palacu DalajLamy oczekujac na podobne wrazenia, doswiadczenia jak Potala. Zdecydowanie chcialem sie skupic na integracji z ludnoscia miejscowa, co bardzo ulatwial mi Marco przedstawiajac mnie jego wszyskim tybetanskim znajomym z hotelu i okolicy(Marco nawet zapracowal sobie na imienne danie w menu w naszje ulubionej tybetanskiej knajpce - "Marco Potato Rosti" - ziemniaki, z serem i jajkiem).
Ganden Monastery - znajduje sie poza Lhasa wybralismy sie tam z Marco(Mimi przez caly pobyt w Lhasie byla chora, bole glowy oslabienie, nigdy nie byla na takiej wysokosci) autobusem w jednodniowa podroz. Zdecydowanie warte zobaczenia. Swiatynia znajduje sie na wysokosci ok 4500mnpm otoczona masywami gorskimi z kazdej ze stron.
Wybralem sie
Pekin - Lhasa
Podroz pociagiem - mijany krajobraz takze na dwu dniowy treking wspinaczke w keirunku dwoch wzgorz na poludnie od Lhasy. Biorac taksowke jednego ranka, pokazalem mu kartke zeby zawizol mnie na autostrade przebiegajaca u podnoza gory, stamtad po zatrzymaniu podziekowalem mu i ...ruszylem na przelaj w kierunku slonca! Cala wspinaczka przebiegala dosc sprawnie dopoki na przeszkodzie nie stanal plot drutu kolczastego. Przebywszy juz jakies 2 godz w gore, powiedzialem sobie nie mam zamiaru sie wracac, szybkie zwinne ruchy i 1:0 dla mnie w grze drut kolczasty - ja. Lecz nie zdazylo uplynac 30min i kolejny ujawil sie moim oczom. Szuakalem wzrokiem miejsca jego zakonczenia lecz bez sukcesu. Widzac ze sciezka ktora pdazalem dotychczas prowadzaca ku wierzcholku, biegnie dalej za plotem, dlugo sie nie zastanawiajac zaczlaem przebijac sie przez zapore przedemna. Udalo sie! jak sie pozniej okazalo nic mi na przeszkodzie wiecej nie stanelo. Po drodze spotkalem lokalnego tybetanczyka, ktory wyprzedzil mnie w drodze ku gorze. Wiedzac jego idacego tym samym "szlakiem"(kierunku, bo czegos takiego jak szlak trekigowy to tam nie ma) bylem bardziej spokojny ze jednak ludzie tedy chodza. Udalo sie dostac na gore. Super widok rozciagajacy sie na cale miasto jak i okoliczne gory. Rozbilem namiot i postanowilem zostac tam na noc. Cisza, spokoj, nikogo
Pekin - Lhasa
Podroz pociagiem - mijany krajobraz w obrebie kilkunastu mil(tak przynajmniej mi sie zdawalo) nawet zimna noc listopadowa nie stanowila dla mnie problemu. Nastepnego dnia postanowilem zejsc na dol. U podnoza gor widzac przejezdzajace ciezarkowki zaczalem sie zastanawiac jak dostane sie z powrotem do miasta. Lecz moim oczom ukazalo sie kilka taksowek przejezdzajacych po autostradzie jak jeszcze bylem w polowie drogi. Bedac optymista liczylem ze wczesniej czy pozniej cos przejedzie. Lecz po ok 1 godz drodze piechota w kierunku miasta ogladajac sie wokol wypatrujac srodka transportu, byelm zrezygnowany i zdecydowany na dalszy 3 godzinny marsz do miasta. Po ok kolejnych 30min zauwazylem taxi jakies 100m przedemna. Bieglem liczac ze zdarze. Udalo sie! Nie patrzac gdzie jestem, czy kierowca nie jest zajety, pokazalem mu na kartce adres hotelu w Lhasie, cena 15Y i ze jedziemy. On spojrzal na mnie kiwnal glowa i szykowal sie do odjazdu kiedy to...
Ktos otworzyl tylne drzwi od taxi wyciagajac mnie razem z plecakiem na zewnatrz. Byl to chinski zolnierz. A ja stalem przed brama wjazdowa do chinskiej bazy (znajdujacej sie pomiedzy dwiema gorami - m.in. jedna to byla ta na ktora sie wdrapywalem dzien wczesniej). Pierwsze slowa jak uslyszalem to "photo, photo". Nie trudno bylo sie domyslic, ze ne prosi o
Pekin - Lhasa
Peron kolejowy ze straganami z przekaskami. zrobienie mu zdjecia, lecz o przeglad zdjec ktore mam w aparacie. Chwile mi zajelo nauczenie go obsugiwac dwa przyciski kamery, w celu przewijania zdjec. Po czym co 3 zdj z zbizeniem na Lhase zrobione z gory na ktora wchodzielem, kazal skasowac(kazal to ciezko powiedziec, bo po ang. nawet jednego slowa nie umial) tak stracilem dobrych kilkanascie zdj. gdzie byly zblizenia na Drepung Monastery (ktore bylo zamkniete dla turystow ze wzgledu na walki tamtejszych mnichow z policja chinska), Sera Monastery, International City w Lhasie(z koszarami wojskowymi) itp. Po ok. 20min przeprway z nim, przyszlo kolejnych 3 straznikow otaczajac mnie z kazdej strony. Jeden z nich zabral moja kamere do bazy, reszta pilnujac mnie przy bramie wejsciowej. Kolejne 30 min minelo. Widze wracajacego straznika, lecz nie samego. Obok niego kolejnych trzech lecz widac, ze wyzsi ranga. Zaczeli przegladac ponownie zdj. kasujac jeszcze kilka dodatkowych. Uporawszy sie z tym przeszli do zadawania pytan, nasza komunikacja byla bezproduktywna. Oni ani zab po ang., ja ani zab po chinsku. Po 10min gestykulacji i pokazywania mi jakiejs ksiazeczki ze zdj jednego z zolnierzy, domyslilem sie ze chca zobaczyc moj paszport(cudem mialem go przy sobie, co rzadko mi sie zdarza). Zaczeli przeciagac strone za strona patrzac na
Lhasa
Widok z dachu restauracji na ulice Lhasy moje wizy. Po ujrzeniu pierwszej amerykanskiej wizy spojrzeli na mnie, drugiej, spojrzeli ponownie. Po zobaczniu trzeciej spogladali tylko na mnie nie zwracajac na zmieniajace sie strony w paszporcie. W glowie mialem tylko mysli oddajcie mi kamere i paszport, wezcie sobie karte pamieci(jesli by wiedzieli co to jest :/) i wsadzcie mnie w pociag do ..gdziekolwiek. Lecz jeden z nich wzial moj paszport, wzial ponownie kamere i ruszyl do bazy. Zapytalem sie jednego z wartownikow gdzie ich szef poszedl. Odpowiedzial latwo czytelnym gestem, ze zadzwonic. Kolejna 1 godz czekania w nerwach co sie dzieje, czy odzyskam paszport, o kamere juz sie nie troszczac. Ujrzalem zblizajaca sie osobe w kierunku bramy. Byl to ten sam czlowiek z moim paszportem i kamera. Oddal mi je i ruchem reki kazal mi stad isc. Bedac szczesliwy jak nigdy , otrzezwialem szybko, ze jeszcze dluga droga przedemna. Zanim zolnierze zdazyli sie rozejsc gestykulujac zapytalem " czy moga zadz. po taxi"? Z powaznymi minami wskazali na droge i drugi raz sie juz nie pytalem. Chcialem sie jeszcze dowiedziec czy moge sobie z nimi zdj zrobic, bo nikt mi nie uwierzy, ale to juz byloby przegiecie. Szczescie mnie nie opuszczalo tego dnia. Po 5 min marszu jedna z
Lhasa
Urodziny Maxa spotkanie taksowek odrzucajacych zolnierzy z miasta do bazy, wracala w moim kierunku. Udalo sie 20 min pozniej bylem w centrum Lhasy opowiadajac ta historie Marco i innym znajomym.
Tego samego wieczoru spotkalem jeszcze 2 grupki znajomych z Leo Hostel z Pekinu. Taki zbieg okolicznosci ze nie planowali wyladowac w Lhasie ale jednak i jeszcze na dodatek w tej samej restauracju stolowali sie co my. Tego wieczoru swietowalismy moj bezpieczny powrot jak i urodziny Maxa jednego z francuzow. Czas mijal milo i przyjemnie w Lhasie rozkoszujac sie urokami zycia, rozmow, doswiadczen lokalnej ludnosci.
Advertisement
Tot: 0.04s; Tpl: 0.011s; cc: 8; qc: 26; dbt: 0.0194s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb