COMING SOON HOUSE ADVERTISING ads_leader
Tak wiec Chiny znow, po niemal dwoch latach przerwy. Wyladowalem w Szanghaju, potem było Zhengzhou i klasztor Szaolin, Pekin, a teraz znow Dandong na granicy z Korea Pln.
Co się zmienilo przez te dwa lata?
Pierwsza rzecz – widok obcokrajowca zaczyna w Chinach powszedniec. Nie, nie idzie o to zeby nagle w takim Zhengzhou, „Jadrze Chinskosci”, widac było bialych spacerujacych po ulicach. Rzecz w reakcjach miejscowych. Pamietam, kiedy w wieku lat 12-tu po raz pierwszy zobaczylem murzyna, dzialo się to na przystanku 188 w strone centrum. Buzia mi się otworzyla, wyciagnalem reke i wodzilem palcem za tym niesamowitym zjawiskiem. Podobnie było w Chinach jeszce te 2 lata temu, nie mowie tu oczywiscie o Szanghaju i Pekinie, tylko o miejscach bardziej prowincjonalnych, wlaczajac jednak w to takie metropolie jak Chengdu czy Chongqing. Tymczasem teraz już prawie nic z tych rzeczy, nawet w nocnym pociagu z Henanu do Pekinu, siedzac przez 10 godzin na twardym krzeselku w otoczeniu stuprocentowych chlopow (ogorzale twarze, ciagla orkiestra charchania, czkania, pierdzenia i plucia...no dobra, zaraz o tym), nie odczulem specjalnego zainteresowania z ich strony. Ot, rzucali okiem, i tyle. Gosc na krzeselku naprzeciw jawil mi się jako dyrygent. Ledwie zdazylem usiasc, facet dystyngowanym ruchem uniosl
dlon do lewego nozdrza, nachylil się nad podloga i poteznym dmuchnieciem wyproznil zawartosc prawego nozdrza na podloge, po czym zdjal buty, uwalil się do pozycji poziomej i po kilku minutach zaczal poteznie chrapac. Ostatni, co tak Poloneza wodzil? To chrapanie nadawalo rytm wszystkiemu innemu, a czego tam nie było... nad ranem doszedl nawet dźwięk golarki elektrycznej, kiedy inny z sasiadow mojego krzeselka postanowil się upieknic, nie wstajac nawet z miejsca.
Czyli u chlopow niemal po staremu, no, kilku z nich mialo teraz smartfony z zainstalowanym QQ. Ten swiezo ogolony zaczal nad ranem ze mna rozmawiac. Po kilkunastu minutach, kiedy zdazylem już zademonstrowac znajomosc ze stu chinskich slow, przyszla pora na to, aby i on mogl się wykazac, więc zapytal mnie znienacka, z mina wnikliwego nauczyciela:
-a czy wiesz jak się mowi po chinsku „hello”?
-„nihao” - odpowiedzialem, po czym chlop z uznaniem potaknal glowa.
Brak zainteresowania moja osoba to pewnie tez kwestia tego, ze tak jak wszedzie indziej, ludzie i tutaj spedzaja coraz więcej czasu z nosami utkwionymi w telefonach.
Nadal potrafi zaskakiwac mnie chinska infrastruktura, choc zdawaloby się może, ze po wszystkich tych lotniskach, sieciach metra, tamach trzech przelomow, Maglevach i autostradach nic już
nie powinno dziwic. A jednak – dworzec kolejowy Szanghaj Hongqiao! Prosze sobie wyobrazic nowoczesne lotnisko, hale odlotow o wymiarach 400 x 200 metrow, wszystko w polerowanym granicie, butiki, lounge, perfumerie... a wsrod nich ponad 20 miejsc oznaczonych jako bramki. Tyle ze nie obsluguje się tu 15 samolotow na godzine, tylko 15 pociagow. I wszystko chodzi jak w zegarku.
Z wynalazkow kolejowych, wymagajacych nieco mniej nakladow: pociag nocny Pekin-Dandong. Wagon wygluszony tak, ze malo co slychac z zewnatrz. Glosniki nadaja wewnatrz cichy odglos stukotu kol o szyny. Ledwie dwa tygodnie temu jechalem nocnym ze Szczecina do Warszawy... szkoda nietrafnych porownan, w sumie najbardziej istotnym elementem czyniacym podroz w Chinach bardziej komfortowa był brak lomotania piesciami w drzwi o 5:30 nad ranem: Centralna za pol godziny!!!
W Korei Polnocnej tez nastepuja chyba jakieś zmiany. To cos za rzeka nie wyglada teraz na tak calkowicie wymarle, za dnia unosilo się nad tym kilka slupow czarnego dymu, a noca widac było kilka swiatel. Do tego na granicznym moscie od czasu do czasu widac ruch, jezdza setki ciezarowek, ciekawe co tam takiego woza, chyba cosik więcej niż koniaczek dla Szanowanego Przywodcy? Ciekawe jest to, ze sami Chinczycy, przynajmniej ci z glebi kraju, nie
maja pojecia o tym, co się dzieje w Korei. Zdarza mi się rozmawiac z dziewczynami, które narzekaja na życie w Chinach, mowia ze chcialyby się wyprowadzic do jakiegos innego kraju. Kiedy mowie im o tym, jak wyglada życie za rzeka Yalu, ze zdziwieniem konkluduja, ze rzeczywiście, w Chinach może nie jest tak najgorzej.
Internet chodzi bardzo kiepsko, gdzie sie nie ruszyc, chyba gorzej niz dwa lata temu. W dodatku dzieja sie dziwne rzeczy, np. stronka google.translate potrafi czesto odpowiedziec: "sorry, we are unable to proceed with your translation request". Smierdzi mi to wszystko natezeniem cenzury, no bo czym innym? Z drugiej strony w tej chwili bez problemu dzialam na stronce tego bloga, choc slyszalem juz wczesniej, ze wszystkie niechinskojezyczne blogowe strony sa poblokowane.
Zmiany nie omijaja tez moich znajomych. Pewna kolezanka z Wuhanu (a wlasciwie z wioski pod Wuhanem) przeprowadzila się teraz do Szanghaju. Niestety, dotknal jej chyba syndrom wiesniary robiacej kariere w wielkim miescie: nie będę pisac o szczegolach, w kazdym razie po tym, jak niedawno ja okazalem jej bardzo wiele pomocy, ona calkowicie wypiela się na mnie, kiedy zawitalem w Szanghaju. Z drugiej strony, na szczescie niektorzy sie nie zmieniaja :-) Melisa, moja byla dziewczyna, uslyszawszy ze zawitam na jeden dzien do Pekinu, zorganizowala mi wspaniala goscine. Jej maz, Chris (Anglik, z Chinczykiem w zyciu by cos takiego nie przeszlo!), odebral mnie ze stacji, zabral do ich mieszkania, napilismy sie i polubili, potem kapiel pranie, czysta posciel (a bylem prosto z tego nocnego pociagu z chlopami), no i oczywiscie masa prezentow od Melisy. Ona sama pojawic sie nie mogla, bo juz lezala w szpitalu, gdzie nastepnego dnia urodzila Chrisowi ladnego chlopczyka.
Jeszcze wzmianka o klasztorze Szaolin. Wybralem sie tam po lekkim wahaniu, spodziewalem sie zwyklej dziadowskiej mega-atrakcji turytycznej w stylu nowo-chinskim. Tymczasem miejsce jest calkiem zywe: na placach tysiace dzieciakow z lokalnych szkol sporotwych cwiczy Kungfu, obejrzec mozna tez pokazy sprawnosci ruchowej adeptow, np rozbijanie ceramicznego narzedzia o glowe... nie nie, serio, nie tylko to. Taki gosc potrafi wziac zamach z jednego metra i blyskawicznym uderzeniem trafic szpilka w dziurke w szybie o srednicy jednego czy dwoch milimetrow. Za dziurka balonik, oczywiscie peka.
COMING SOON HOUSE ADVERTISING ads_leader_blog_bottom
Tot: 0.064s; Tpl: 0.01s; cc: 12; qc: 59; dbt: 0.0362s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb