Advertisement
Published: September 3rd 2011
Edit Blog Post
Troche historii z drogi. Lotnisko w Marakeszu jest bardzo blisko miasta ale postanowilismy tam nie zagladac i ruszyc odrazu w trase,co prawda pojechalismy nie w ta strone co trzeba,ale mily starszy pan wywiozl nas na wlasciwa trase w stone Agadiru.
Nie przemieszczalismy sie za szybko ale co dzien o kilkaset km do przodu poznajac nowych ludzi. Znow ladowalismy w Tiznicie i Tarfaji. Trafilismy w srodek ramadanu wiec czesto musielismy poscic razem z muzulmanami bo glupio pic i jesc przy kims kto posci caly dzien. SZczerze mowiac nie wytrzymywalismy i jak tylko zostawalismy sami wpychalismy w siebie szybko co sie dalo,szczegolnie wode.
Ogolnie do Al Ujunu dojechalismy w kilka dni,ale nie bylo latwo ze wzgledu na policje ktora czepiala sie kierowcow ciezarowek ze nas biora na stopa i przetzymywala nas razem z kierowca do pol godziny co jak sie wezmie pod uwage ze posterunki sa srednio co 50km stanowilo problem. Najdluzej trzymani byli ci ktorzy nie maja zwyczaju dawac zandarmom kasy,a trafiaja sie tacy. Bo im bardziej na poludnie Sahary tym bardziej bezwstydnie policja prosi o pieniadze,a wzasadzie wymusza cadeu-prezent.
W al Ujunie zgadalismy sie z Malijczykiem ktory jechal do Mali swoim osobowym audi prowadzac przed soba dwa tiry
z gadzetami z Europy(lodowki,auto w naczepie tira itd). Ruszylismy,fajnie na pierwszym posterunku Mary powiedzial "Oni kochaja kase ale ode mnie jej nie dostana, nie latwo sie ja zarabia..." jechalo sie fajnie gadalismy o jego kraju tak ze sto kilometrow dopoki tira przed nami nie zaczelo wyprzedzac wegierskie audi.
Nagle zapylilo piachem, a tir zaczol zjezdzac w pustynie skaczac na kilka metrow w gore. Jakis szok, nie do opisania.
Siedzimy dziesiec sekund nikt sie nie rusza.
Aga wrzasnela "il faut aide!" i wyleciala do dziewczyny ktora spiac w Tirze wypadla przez przednia szybe. Lezy nieruchoma, w szoku, my tez jak zobaczylismy ze audi ktore mijalo ciezarowke jest zgniecione i przycisniete pod tirem. Nikt nie podchodzi do auta, kazdy jest pewny jak to sie skonczylo..ale slychac glosy -para ktora jechala autem zyje!
wszyscy sa w szoku.
Wszyscy przezyli wypadek(! 😊,choc ludzie wyciagali ich przy uzyciu rur mlotkow i tym podobnym. Po okolo 3 godzinach udalo sie wysiagnac kobiete, mezczyzna musial poczekac jeszcze cztery godziny kiedy to dzwigi wojskowe podniosly ciezarowke znad osobowki. Pomoc ludzi byla ofiarna i duzo dala natomiast profesjonalnej pomocy prawie nie bylo. Po godzinie przyjechala zandarmeria,nie podeszli nawet do poszkodowanych tylko z daleka robili fotki i zapiski. Po
nastepnej godzinie karetka bez zadnego wyposazenia po nastepnej z marnym wyposazeniem po kolejnych dzwigi w rezultacie to ludzie wyciagneli ofiary sila miesni i mlotka. POlicja najbardziej angazowala sie w przeganianie Agi zeby nie zrobila zadnej foty uzywajac przy tym nie cenzurowanych wyrazen.
Po kilku dniach slyszelismy ze wszystko ok- na N1 wszyscy spotykaja sie wielokrotnie, nie ma innej drogi przez Sahare..Wegrzy poszkodowani w wypadku jechali do Mali z rzeczami dla sierocinca ktory opacaja.
Powoli zaczelismy przemieszczac sie dalej wkoncu trafilismy na francaka z gwinejczykiem jadacych do Gwinei Konakry, z nimi mielismy dojechac do Mauretani.
Niestety jak by kogos to interesowalo NIE WYDAJA WIZ DO MAURETANI NA GRANICY.
2100km spowrotem do Rabatu jedyny legalny sposob. Na szczescie w takich chwilach mozna liczyc na rodakow,Na ziemi niczyjej miedzy granicami Maroka i Mauretani poznajemy dwojke Polakow ktorzy maja ten sam problem. Wiec ladujemy sie do ich samochodu i postanawiamy wracac do Dakhli jakies 400km by ktos z naszej czworki polecial do Rabatu po wizy dla wszystkich,niestety mauretanczycy tlumaczac nam ze nie mozemy dostac wizy przetrzymali nas na tyle ze marokanczycy zdarzyli zamknac swoja granice,zostajemy na noc na ziemi niczyjej mamy do wyboru sluchac dowcipow marokanskiego zolnierza albo isc na spacer po zamimnowanym
polu. Do dowcipnisow
dolanczyl Wojtek i Ibrachim tez z Gwinei i tak zrywamy boki ze srednich dowcipow, jednak okolicznosci i sposob porozumiewania sie jakos dzialaja rozweselajaco. Dowcip Ibrahima : " W konkursie na najlepszego smakosza bierze udzial dwoch Afrykanczykow, zajadaja groszek iglami kiedy zostaje ostatni prosza kogos by przeciol groszek na pol.Po przecieciu Ktos oblizuje noz tak namietnie ze obcina sobie jezyk. I on wlasnie zostal najwiekszym smakoszem"
Wiemy ze dowcip nie jest smieszny ale opowiadany przez Ibrahima z afrykanskim akcentem byl.
Stasiek (jak sie pozniej okazalo podroznik Stanislaw Wadecki ) polecial do Rabatu po wizy,a my z Wojtkiem vell Padre zostalismy w Dakhli,ktora nas nie urzekla ani troszke. Ciagly silny wiatr oceanowo pustynny, przynoszacy zapach niezywych ryb i innej padliny,nic do zwiedzenia szczegolnie gdy sie czeka na paszport( ciagle kontrole policji wymagaja okazywania dokumentu, jego brak oznacza koniecznosc ofiarowania cadeu)
Z paszportami wszyscy razem ruszamy wesola gromadka w strone Mauretanii. CDN!
Advertisement
Tot: 0.073s; Tpl: 0.012s; cc: 11; qc: 28; dbt: 0.0408s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb