Advertisement
Published: December 3rd 2015
Edit Blog Post
W Etoshy wcześnie wstawalismy i późno chodziliśmy spać, a dnie spędzaliśmy przemierzając park w poszukiwaniu zwierzyny. Zupełnie nie bylo czasu na pisanie, wiec będę musiała nadrobić ( to będzie cześć 2). Za to udało mi sie coś skrobnąć wczoraj.
Siedzę na lotnisku i wpatruje się w drzwi immigration. Wlasnie spędziłam godzinę w znanym mi z ubiegłego piątku małym kantorku, robiąc słodkie oczy do trzech czarownic, które dyskutowały nad naszym losem. Q w tym czasie bulszitował panów w Avisie, zeby wymienili nam samochód na taki, co ma jakaś choć pozorną zbieżność kół.
Poszłam do immigration cała dumna, ze mam kwit z ministerstwa i zaraz dostanę nasze paszporty, a z paszportami i kwitem - według ministerstwa - możemy jechać dalej. A pani na mnie nakrzyczała, ze wcale nie, bo papier to nie wiza. No nie wiza, wiem, ale w ministerstwie powiedzieli mi to i to. "Go there!" Wysłała mnie do kantorka. W kantorku siedziała pani w okularach, ropucha straszna, ważna w czarnym uniformie, co przeżuwała różowa gumę co chwila zawieszając ją sobie na wargach. I jej znów tłumacze naszą historie, ze nie mieliśmy wizy, ale oto jestem z magicznym kwitkiem, który rano dostałam w ministerstwie w zamian za plik dokumentow, wnioskow,
potwierdzen, oświadczeń, znaczki skarbowe i opłatę manipulacyjną i niech mi da paszport. Nie! Musisz mieć wizę. Ale wizy mi pewnie do piątku nie dadzą. Jak to nie dadzą? No nie. Tak powiedzieli. To ja do nich zadzwonię!
Dzwoni, ale w Ministerstwie nie ma akurat właściwej osoby, ma oddzwonić. Czekamy. Przychodzą inne urzędniczki. Jedna, potem druga. Wszystkie bardzo ważne, nieprzeniknione. Zaczynają debatować. Nic nie rozumiem. Tylko słowo 'passport detained' dało sie wysłyszeć. Czy zapłaciłam za wizę? Tak, ale tylko opłatę manipulacyjna. Aaaa, teraz juz za późno, nie przyjmą Waszej opłaty. Ale co, jak nie dostanę wizy do piątku? Musisz dostać wizę. Ale jaki ja mam wpływ na ministerstwo? Myślą.
Skończyła mi sie woda, mam sucho w ustach i różne koncepcje: odeślijcie nas już do RPA, nie chce tu być; zaraz mnie zaaresztują; będziemy musieli tu czekać jeszcze dwa tygodnie zanim dostaniemy wizę. I nie wiem, jaka strategie przyjąć? Płakać? Próbować żartować? Być poważna? W końcu cały wysiłek włożyłam w to, żeby wzbudzić w wiedźmach sympatię, bo wtedy tylko będzie szansa, ze ich uwielbienie biurokracji zluzuje się na moment i postanowią nam pomóc.
Mówię im, jak beznadziejnie się czuje siedząc tu, ze to takie głupie nie sprawdzić
tej wizy; wiedźma z gumą pyta, czy mój mąż śpi, jak ja załatwiam formalności, wiec mówię jej, ze to dobry mąż i ma swoje do załatwiania. Liczą coś, wertują ustawę, dyskutują, we trzy patrzą na mnie badawczo, jakby oceniały, czy dobra będzie ze mnie zupa. W końcu decydują z zadziwiająca inwencją: one wyślą ministerstwu przez WhatsApp mój wniosek, a ministerstwo (tez przez WhatsApp) odeśle święty kawałek papieru z napisem Visa i one na tej podstawie wstemplują nam wizy do paszportów.
Siedzę więc na lotnisku i wpatruję się w drzwi immigration. Wiedźmy powiedziały, ze o 14 kończą zmianę, wiec jak ministerstwo do tej pory sie nie odezwie, to przekażą nasza sprawę następnej zmianie. Za kwadrans 14 widzę już jak urzędnicy zaczynaja wychodzić, w tym 2 z 3 "moich". Jak wychodzi wiedźma z gumą, już trochę oswojona, łapię ją, a ona przypomina sobie o sprawie, której oczywiście nikomu nie przekazała. Wciąga mnie znów do strefy immigration, pokazuje swojej następczyni. Ta na mundurze ma 3 zamiast 2 gwiazdek, a poza tym dużo makijażu. Patrzy na mnie krzywo, wyglada na to, ze nie kupuje koncepcji z WhatsApp. Ale nie. Chyba mówi Gumowej Czarownicy (w trakcie rozmowy wyjmuje sobie gumę z buzi
i ugniata w kulkę), żeby pogoniła ministerstwo i została dokończyć sprawę. Znów zostaję wysłana przed drzwi.
Okazuje sie, ze Q miał więcej szczęścia w sprawie samochodu. Tak relacjonuje: "Po dłuższej rozkminie, jak rozegrać sprawę z samochodem( bo jak wiadomo regulaminy wypożyczalni najezone są pułapkami- to samo dotyczy opon, a w dodatku 'this is Africa and cars are valuable') stanęło na tym, że w grzecznym small talku (how are you Lazarius? +other BS) przedstawiłem sprawę, że samochód jedzie prawie bokiem i zdziera sobie opony, ale poza tym jest super ekstra. Ku naszemu zdziwieniu Avis w ogóle nie stawiał oporu. Pierwotnie miało być tak, że zamiast wymieniać nam auto zrobią szybko zbieżność na miejscu i podmienią zapas. Ale po omówieniu całej listy problemów : popsuta klapa, wycieraczki, zła zbieżność, brak zapasu i starta tylna prawa opona stwierdzili, że wymienia jednak na inny. Ale nie chcieli wziąć na siebie brakujacego w wymienionym aucie paliwa. W efekcie zamiast Toyoty Hilux mamy Forda Rangera."
Posiedzielismy jeszcze pod drzwiami, wypiliśmy colkę patrząc nerwowo na zegarek, bo planowaliśmy jechać do Swakopmund nie autostrada (4h), a szutrówką (6h), zachód słońca 19.30, po
zmroku nie powinno sie jeździć, a zbliżała sie 15.
Znów wychyliła sie czarownica i zawolala mnie do środka. There is one może problem - mówi. Nie wiedzieli w ministerstwie, czy twój husband tez jest z Polski. A skąd kurwa ma być??? Z kosmosu??? Tak, jest z Polski. Okay, it's not a problem. Jeszcze trzeba zapłacić. Znów wychodzę do terminala rozmienić pieniądze. Wracam. Dla ciebie wiza już jest, a dla niego zaraz przewhatsappują. Znow poszła zadzwonić, ale nasze paszporty lezą już na biurku. Wraca. Słyszę dźwięk stempla. Alegzandra! woła mnie. Paszporty gotowe. Uffff.
Jest 14.50. Przed nami 6 godzin jazdy, jeszcze musimy zrobić jakieś zapasy na drogę, ale w końcu jesteśmy legalni.
A to podobno jest lokalny Jay-Z:
https://m.youtube.com/watch?v=Rd1DX6_aufg
Advertisement
Tot: 0.067s; Tpl: 0.011s; cc: 9; qc: 23; dbt: 0.037s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb