smierdzacy Bangkok, cuchnaca Calcutta


Advertisement
India's flag
Asia » India » West Bengal » Kolkata
January 2nd 2007
Published: January 2nd 2007
Edit Blog Post

Po powrocie z Rainbow Gathering pokrecilem sie jeden dzien po Bangkoku, bylem w calkiem fajnym zoo. Mam nawet jakies zdjecia moze kiedys wkleje.
Nastepnego dnia byl juz sylwester, spakowalismy sie i udalismy sie na lotnisko - ich wielkie cudowne nowoczesne lotnisko. Z 20km od granic miasta. Od razu jasne sie stalo, ze tam zadnych Balow sylwestrowych, czy nawet cichutkiej imprezy tam i w okolicach nie bedzie.
Tak wiec o 8pm podjalem decyzje, ze nie bede tu siedzial jak glupi do 7 rano, tylko udam sie w Bangkok, ktory to raczej imprezowym miastem przeciez jest. Zagadalem ziomala, ktoryn autobusem mam jechac, ow wskazal mi jeden i bym wysiadl przy Victory Monument. Tak wiec zrobilem, a sympatyczna konduktorka w autobusie, wskazala mi ktory pan tez tam wysiada. Klawucha.
Dojechalismy. Wysiedlismy. Nawiazala sie pogawedka z panem. Powiedzialem ze chce na party, a on cos mowil gdzie tu mozna pojechac, ze autobusy na lotnisko jezdza cala noc, ze zwykle w Bangkoku w Sylwestra na ulicach sa setki tysiecy osob, ze do centrum moge dojechac powietrznym metrem, ze dwie godziny temu w Bangkoku wybuchlo 7 bomb...
Do licha, chyba slabo go sluchalem, bo on cos uzywal wczesniej slowa bomba, albo myslalem ze o cos innego mu chodzi, albo ze kiedys. A tu nagle taki szok.
Jedna z bomb wybuchla wlasnie na tym placu obok ktorego wysiedlismy. I rzeczywiscie - doszlismy, jeden przystanek autobusowy byl odgrodzony takimi tasmami jak na filmach. Policja, Straz pozarna, pelno gapiow reporterow...
A Taj kontynuowal, w jednym momencie wybuchly bomby w 7 punktach miasta, w wiekszosci na przystankach w smietnikach. Ktos zginal, wiele osob rannych, male bomby.. Rzad kazal ludziom wrocic do domow, wszystkie imprezy sie zamykaja..
Tak jak szlismy w strone centrum rzeczywiscie ulice sie wyludnialy, a sceny, dekoracje byly skladane. Powiedzial, ze sa jednak pewne kluby otwarte - chyba w najbardziej turystycznej czesci miasta. Wiec sie tam udalem. Chcialem znalezc jeszcze maila, ze zyje, bo nie wiedzialem jaka jest skala sensacji, ale nie znalazlem internetu, a komorke zostawilem na lotnisku.
Tak wiec noc sylwestrowa spedzilem w malej rundce po klubach.

..wracajac nad ranem spotkalem Holendra. Powiedzial mi szczegoly tych zamachow,... wskazal przystanek, na ktorym sie lotniskowe autobusy zatrzymuja. Wygladal wiarygodnie, i z mordy, i zone mial Tajke, wiec powinien miec obcykane.

Autobusy tak raz na godzine jezdzily. Siedzialem, czekalem... siedzialem. po 40 minutach jest! 551! Nie zatrzymal sie. Jednak tu nie stawal. Jako ze juz mialem malo Bahtorow skoczylem vis a vis po kase z bankomatu, wzialem taryfe. Zasnalem jak bylo na niej 75B, a obudzilem sie jak bylo 175B pod terminalem. W sumie nie tak drogo. Zafoliowalem moj plecak za 100B, zeby mi miecze, luk, namiot karimata nie odpadly. Check in. Oplata za wyjazd z Tajlandii 500B😊 (42zl). No i do samolotu. Bagaz pokladowy 19.6kg, reczny 8kg do tego aparaty i jeden taki piterek.
Znalazlem miejsce w samolocie..., obudzilem sie juz w powietrzu😊 Fajnie tak przespac start.
Wyladowalismy. Jakies smieszne to lotnisko strasznie😊 Obdrapane, szare, brzydkie... Wyszlismy z lotniska, a tam podobnie:-) Nie za bardzo wiedzielismy co robic. W koncu wzielismy taksowke, a fajne taksowki jezdza takie zolte, stare Ambasadory (takie brytyjskie samochody cos na ksztalt garbusa). Umowilismy sie ze jedziemy za 100 tutejszych, gdzies do centrum gdzie mozna wyplacic wymienic kase. (bowiem nie mielismy w ogole rupii). Byl kantor na lotnisku, ale by wymienic, trzeba bylo wejsc na lotnisko, zeby wejsc trzeba bylo cos zaplacic (byl pan z Karabinem), zeby zaplacic trzeba bylo natomiast miec Rupie..
Anyway, ruszamy taksoweczka. Ruch lewostronny. Juz pierwsze minuty poddaly pod znak zapytania wizje jezdzenia tu na motorach - cala ulica trabila, przy kazdym manewrze (skret, hamowanie, przyspieszanie, wyprzedzanie, mijanie, omijanie, jechanie). Kilka razy juz godzilem sie w myslach z czolowka z ciezarowka. Jakims fartem sie zawsze udawalo.
No i gdzies dojechalismy, wyplacilismy costam. Zaplacilismy i w droge. Jakis ziom powiedzial nam, ze do centrum daleko i narysowal na swojej dloni mapke jak dojsc do autobusu. Doszlismy. W Autobusie. Powiedzial nam ktos, ze bilety 7.5 rupii, chcieli jednak nas 3 skasowac na 100R (bo bagaze). Udalo sie zaplacic 50. Poszlismy sobie w strone zabytkow, zahaczylismy St Paul Cathedral, siedlismy sobie tam i odpoczywalismy. Znalezlismy w przewodniku GuestHouse gdzie jest. Wiec po taryfe. Na licznik, wiedzilismy ze zaczyna sie od 10 i malo nabija co iles metrow, a tam gdzie jechalismy bylo kolo 2km. Prowadzila tam prosta droga. Ale koles w inna. Psioczymy troche na niego ale delikatnie, w sumie nie oddalalismy sie od celu. Ale koles jakos nie chcial w lewo skrecac, w koncu skrecil, i zakonczyl rogala ponownym skretem w lewo. Teraz go juz ostro wyklinalismy, a w sumie glownie ja - w koncu siedzialem z przodu:-).
Wysiedlismy - na liczniku 25.00, dalem mu 20. On niezadowolony, cos chcial wiecej. Zeby uciekal gdzie pieprz rosnie. Ale on cos dalej macha tymi pieniedzmi, mowi cos o 50, czasem wymyka mu sie nawet $. Zeby szedl gdzie raki zimuja. On uparty, natretny. Olalismy go, skrecilismy w dluga. A on caly czas za nami. Nie wymiekal. Zreszta mielismy po 30kg bagazu, a on w jezyku hindi mogl lepiej mowic. Ale olewamy go konsekwentnie, jestesmy dosc dosadni. W koncu zwolalismy sad z przechodniow. I tu sie nagle okazalo, ze 25 na liczniku to przeciez nie rupie, tylko jednostki taryfikacyjne😊, wyjeli nam przelicznik i kazali placic 50 rupii. Dalismy wiec 40 (bo krecil).
Nie mielismy w tym momencie watpliwosci - wszyscy po kolei chca nas oszukac. O ile w Chinach zdarzalo sie to rzadko i tylko ew w wybitnie turystycznych miejscach, to tu wyglada, jakby mieli to robic na kazdym kroku - od policjanta do zebraka.
Nasz polecany guest house pelny - jakis pod wezwaniem Matki Teresy zreszta. Znalezlismy jakis inny. Dwojka za 100, zwykle ladowalismy sie do dwojek w 3-4 tak nieoficjalnie. Teraz nam sie nie chcialo, zreszta ciezko bylo mignac niepostrzezenie. Wiec mu mowimy ze tak spimy - on nie ma mowy. Zaoferowal nam natomiast miejsce dla trzech osob w dwojce za 200R😊 Nie mielismy sily sie targowac. Mial i trojke, a wlasciwie czworke, Pokoj O Podwyzszonym Standardzie:-) do tego z Lazienka! Zaszlismy. To nie Marriot.
Jestem ledwo drugi dzien, ale Indie Przerazaja! Ciezkie zadanie.
SYF jest niesamowity, a ja jestem osoba naprawde dosc odporna na syf. Ale tu wszystko jest brudne, sciany, podloga, przescieradla, na ulicy jeszcze gorzej. A my jestesmy tutaj w turystycznym Ghettcie.
Przy okazji - udajac sie w podroz gdziekolwiek, lepiej chyba porzucic wizje korzystania z przewodnikow Lonely Planet (Pascal), bo po prostu wszyscy ich uzywaja! Wszyscy jezdza w te same miejsca, a wzmianka dla guest house w LP to istne blogoslawienstwo. W okol tych miejsc tworza sie w okol kolejne guest housy, bankomaty, internet cafe, restauracje, banki, masaze, international call itd. Na ulicach pelno bialasow.., zreszta czasem spotyka sie wrecz tych samych ludzi - np. tu jest pani zKorei, ktora spotkalismy na granicy Chiny-Laos.
A zdaje sie ze wszystko poza tym centrum to jeden wielki jeszcze-bardziej-paskudny slums. Juz 3 ulice dalej bylo naprawde grubo. Na ulicach pelno smieci, syfu, bezdomnych, zebrakow. wielu cie zaczepia. Wszyscy sa tacy brzydcy i wygladaja tak zlowrogo:-) Ochrzcilismy ich Ciapaty. A szef naszego guest house to Brzytwiarz. Na dzien dzisiejszy nie lubimy WSZYSTKICH Hindusow😊 No i wszystko smierdzi. Drob tloczacy sie w klatkach obok opuszconego bazaru, wieczorem. Na stolach resztki miesa, pozostalosci z dnia. W okol pelno psow i krukow, konsumujacych owe.
Wracamy do Brzytwiarza, kladziemy sie 4pm. Budzimy sie 2am, po czym zapalamy swiatlo, gasimy i spimy do 9am. To jest to.
I tour po miescie, Hindus chcial od Buncola kase, za robienie zdjec jego kozom, a gdy ow odmowil, przepedzil stado😊
Victoria Gallery mozna zwiedzac. Cena - 10 rupii dla lokalnych i 150 dla turystow! I wszedzie ci zatrwazajacy Hindusi i brzydkie Hinduski, ubierajace sie w swoje kolorowe szmaty:P
- Polska to naprawde piekny kraj.
I przez most nie mozna bylo przejsc, a zebrzace dzieci obwiesily Buncola (wisialy mu na rekach).

No ale - moze tego nie slychac - z godziny na godzine sie przyzwyczajamy - moze nawet zaczyna nam sie ciut podobac - przynajmniej jest czemu robic zdjecia. Po 1 jestesmy w miescie, po 2. jestesmy turystycznym Ghettcie, po 3. mowia ze Kolkata to najbrzydsze miasto w calych Indiach, po 4. to zmeczenie robi swoje.

Plan nieco zostal zmieniony nie kupujemy tu motorow i nie jedziemy na nich do Delhi, tylko jedziemy do Delhi pociagiem, tam rzucamy bagaz, pozyczamy (kupujemy) motory i jezdzimy. A jest gdzie nawet przez 6 tygodni. Wyglada, ze wyjazd moze sie jednak wczesniej zakonczyc - Buncol z Karasiem prawie na pewno co najmniej 2 tygodnie wczesniej wracaja, wiec reszta moze tez.

Ale znalezlismy zioma z HC i chyba bedzie z nim fajnie.., a w Kolkacie czekamy na Kudlatego, bo cos spoznia mu sie lot z Bangkoku.

Na koniec zagadka - jakiej narodowosci byla Matka Teresa z Calcutty - bez googlowania, ksiazki, przyjaciela - tak jak teraz siedzisz Drogi Czytelniku, z wiedzy. Odpowiedzi prosze wpisywac do commentsow😊

Advertisement



2nd January 2007

ByBa Albank.
3rd January 2007

Albank
5th January 2007

nie wiem, ale jak bylem maly to myslalem ze polk
13th January 2007

chyba z albani, ale moze z czarnogóry

Tot: 0.053s; Tpl: 0.01s; cc: 12; qc: 27; dbt: 0.0232s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb